Lubelscy naukowcy sprawdzą, czy koronawirus wpływa na płodność kobiet. Trwają badania, w których bierze udział 150 pacjentek.
Projekt prowadzony jest przez Uniwersytet Medyczny w Lublinie w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 1.
– Pamiętam moment, w którym zachorowała moja siostra i rozmowę w mojej rodzinie, jak to wpłynie na przyszłe posiadanie przez nią potomstwa. Będąc ginekologiem, zacząłem szukać literatury na ten temat. Okazało się, że zupełnie nie ma danych – mówi dr hab. n. med. Marcin Bobiński. – Stąd narodził się pomysł, żeby zacząć w jakiś sposób to badać. Na tej kanwie zaczęliśmy konstruować projekt, który ma na celu ocenę wpływu infekcji koronawirusem na rezerwę jajnikową, na gospodarkę hormonalną kobiet, w perspektywie na funkcje rozrodcze. Mamy dane literaturowe i wynika to również z naszych własnych obserwacji, że pacjentki chore na COVID mają zaburzenia cyklu miesiączkowego w tym krótkim okresie, natomiast zupełnie nie wiemy, jak ta sytuacja oddziałuje w długim terminie na funkcje jajników. Z innych specjalności wiemy o tym, że np. w mięśniu sercowym czy płucach mogą mieć miejsce trwałe uszkodzenia. Jak jest w jajniku? Nie wiemy. Bardzo trudno dowiedzieć się tego ponad wszelką wątpliwość, ponieważ nie wycinamy przecież jajników pacjentkom. Natomiast jest cały szereg pośrednich metod. Kluczową rzeczą, którą chcemy ustalić, jest wpływ infekcji na rezerwę jajnikową, czyli zdolność jajników do dojrzewania komórek jajowych i zdolność do owulacji w przyszłości.
CZYTAJ: Lubelscy naukowcy badają wpływ koronawirusa na płodność kobiet
– W zakresie naszych zainteresowań są pacjentki, które ciężko przechodziły COVID, zwykle pacjentki hospitalizowane. Przede wszystkim tak wskazuje literatura, że ciężki przebieg infekcji SARS-CoV-2 może powodować zmianę funkcji narządu rozrodczego – zaznacza Ernest Starek, lekarz w trakcie specjalizacji w I Klinice Ginekologii Onkologicznej i Ginekologii w szpitalu przy ul. Staszica. – Pacjentki są rekrutowane w czasie choroby. Kolejna wizyta jest 30 dni od momentu pierwszej, czyli gdy pacjentka ma już status ozdrowieńca. Potem spotykamy się za pół roku i za rok, na każdej z tych wizyt jest badanie ginekologiczne – oczywiście poza pierwszą wizytą. Pobieramy wówczas krew, mocz oraz wymazy do oceny.
– Poza pacjentkami chorymi są też pacjentki włączone do grupy kontrolnej, które trafiały do nas na badania przesiewowe. W tej grupie istotną część stanowią pacjentki przed szczepieniem. To też jest interesujące, ponieważ taką grupę pacjentek nieszczepionych i niechorujących byłoby bardzo ciężko zebrać współcześnie. Taką grupę pacjentek mamy – mówi dr hab. n. med. Marcin Bobiński.
– Moja praca polega na zbieraniu różnego rodzaju materiału. Zbieramy krew, wymaz z szyjki macicy, materiał z szyjki macicy oraz mocz. Moja praca polega też na tym, że z krwi i różnych materiałów izoluję komórki immunologiczne, po czym będziemy sprawdzać, czy charakterystyka komórek immunologicznych w zebranym materiale (materiał z szyjki macicy, jamy macicy, mocz) jest odzwierciedleniem tego, co dzieje się w całym organizmie pacjentki, czyli w jej krwi – tłumaczy mgr Alicja Rajtak, doktorantka z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
– Najistotniejszym i najtrudniejszym technicznie elementem jest izolacja komórek immunologicznych, czyli tych komórek układu odpornościowego, które znajdują się w całym organizmie. Nas interesuje zarówno immunologia, czyli charakterystyka tych komórek we krwi obwodowej, czyli takich, które są wszędzie, w całej pacjentce, jak również odpowiedź lokalna. Stąd wymazy z szyjki macicy, materiał z jamy macicy. Tutaj chcemy izolować komórki, które odpowiadają za lokalną odpowiedź immunologiczną. To jest dodatkowy aspekt tego projektu, że będziemy chcieli porównywać, na ile ta odpowiedź ogólnoustrojowa, która jest warunkowana odpowiedzią na infekcje, wpływa na charakterystykę immunologiczną narządów płciowych, czyli szyjki macicy, jamy macicy. Oczywiście idealnym rozwiązaniem byłoby posiadanie tkanki z jajnika, natomiast nie zamierzamy wycinać jajników naszym pacjentkom po to, żeby się o tym dowiedzieć. Wydaje się, że pośrednio ocena tego materiału, który jest dostępny w takim rutynowym badaniu ginekologicznym, pozwoli nam na analizę również tej odpowiedzi lokalnej – zaznacza dr hab. n. med. Marcin Bobiński.
CZYTAJ: Rzecznik Ministerstwa Zdrowia: Nie ma problemu z dostępnością testów na COVID-19
– Miałam przyjemność prezentować pracę na konferencji, która dotyczyła wstępnych wyników z ankiet oceniających funkcje seksualne pacjentek. Na podstawie bardzo wstępnych wyników, ponieważ jeszcze nie wszystkie pacjentki odbyły te kolejne wizyty, nie zauważyliśmy znacznego wpływu na funkcje seksualne – mówi Karolina Frankowska, studentka IV roku kierunku lekarskiego na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie.
– To, że nie wpłynęło to na ich samoocenę seksualności, jest w mojej ocenie dosyć ciekawym wynikiem. Oczywiście wymaga on potwierdzenia, korelacji również z innymi aspektami, natomiast było to dla nas dużym zaskoczeniem. To osoby, które świeżo przechorowały infekcję, które wymagały tlenoterapii, które jednak potrzebują czasu, żeby dojść do siebie – wiemy o trwałych uszkodzeniach wielu narządów po przechorowaniu COVID-u. Fakt, że to nie wpływało na samoocenę seksualności pacjentek, jest moim zdaniem interesującym wynikiem – podkreśla dr hab. n. med. Marcin Bobiński.
– Docelowo badania, oprócz samej wartości poznawczej, czyli poznania wpływu infekcji na żeński układ rozrodczy, mają nam pomóc potencjalnie ustalić pacjentki, które w przyszłości mogą mieć problemy z zajściem w ciążę. Współpracujemy z uniwersytetami w Europie w celu wykorzystania sztucznej inteligencji, żeby w przyszłości wyselekcjonować te grupy pacjentek na podstawie badań klinicznych oraz pobranych badań i pomóc im na poziomie ambulatoryjnym. Mamy nadzieję, że uda się stworzyć algorytm, który będzie na podstawie ciężkości przebiegu, wieku i innych dosyć podstawowych danych, bez wykonywania badań laboratoryjnych, wskazać, czy pacjentka będzie w przyszłości potrzebowała pomocy lekarskiej przy zajściu w ciążę – mówi Ernest Starek.
CZYTAJ: Ekspert: osoby z grup ryzyka ciężkiego przebiegu Covid-19 powinny używać maseczek FFP2/FFP3
– Projektując całe to badanie, staraliśmy się objąć jak najszerszy zakres związany z funkcjonowaniem kobiet. Dodaliśmy również do tego badania mające na celu ocenę funkcji seksualnych, zarówno w kontekście samooceny pacjentki, czyli jak ta choroba – przecież nie tylko fizyczna, ale również emocjonalna, bo mamy tu np. strach o własne zdrowie w okresie pandemii – wpływa na funkcjonowanie seksualne. W najbliższym czasie będziemy również w grupie naszych pacjentek oznaczać hormony, takie jak prolaktyna czy oksytocyna, po to żeby poszukiwać korelacji między przebiegiem choroby, poziomami hormonów a ich oceną życia seksualnego, również w tak bardzo szczegółowych aspektach jak lubrykacja, poziom podniecenia, poziom lęku, ból podczas stosunku – te wszystkie elementy. Na razie kompletnie nie wiemy, czy w ogóle uda nam się znaleźć jakieś korelacje, ale wydaje się, że jest to luka w naszej wiedzy, którą należy wypełnić, szczególnie biorąc pod uwagę to, że COVID jest chorobą, na którą zachorowała lub zachoruje bardzo duża część populacji świata – dodaje dr hab. n. med. Marcin Bobiński.
Naukowcy napisali wniosek o finasowanie badań do Narodowego Centrum Nauki. Projekt potrwa 3 lata.
LilKa / opr. WM
Fot. pixabay.com