Czy antygen wariantu Omicron wirusa SARS-CoV-2 powinien wejść w skład nowych szczepionek, które będą podawane na jesieni jako dawki przypominające (boostery), dyskutowali naukowcy podczas zakończonego przed kilkoma dniami spotkania komitetu doradczego amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków (FDA).
– Wszyscy zgadzamy się na razie tylko co do jednego: to niezwykle trudna kwestia – podsumowują jego uczestnicy.
– Aby zdążyć wyprodukować wystarczającą ilość dawek szczepionek do października, należy bardzo pilnie ustalić, jak ma wyglądać dokładny skład boosterów – tłumaczy dyrektor Centrum Oceny i Badań Biologicznych FDA dr Peter Marks.
CZYTAJ: Wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju: umorzenie z Tarczy PFR 2.0 wyniesie prawie 90%
Omicron, który Światowa Organizacja Zdrowia sklasyfikowała jako wariant budzący obawy (VOC) w listopadzie 2021 r., jest pierwszym wariantem SARS-CoV-2, który dość łatwo wymyka się naszemu układowi odpornościowemu, co przekłada się także na niższą skuteczność szczepionki. Mimo tego dawki przypominające dostępnych na rynku preparatów (czyli tych opartych na pierwotnym szczepie wirusa, który od dawna jest już niewykrywalny na świecie), chroni ludzi przed poważnym przebiegiem choroby oraz śmiercią.
Naukowcy debatują jednak nad tym, czy stosowane dotychczas preparaty pozostawić o obecnej formie, czy „uzupełnić” o składniki skierowane ściśle przeciwko wariantowi Omicron.
Niedawno producenci szczepionek przeciwko COVID-19 ogłosili, że chcą „zaktualizować” swoje preparaty, wzbogacając je o białko kolczaste najnowszych podwariantów Omicron o nazwach BA.4 i BA.5. Dzięki temu powstałyby biwalentne boostery, które mogłyby trafić do pacjentów już tej jesieni. Jednocześnie sami eksperci z FDA podkreślają, że oni „nie doradzali dotąd producentom zmiany szczepionek, ponieważ wersje podstawowe nadal stanowią podstawę ochrony przed poważnymi skutkami COVID-19 wywołanymi przez krążące szczepy SARS -CoV-2”.
W tym samym czasie – czyli w ostatnim tygodniu czerwca – okazało się jednak, że krążący w środowisku wirus (na terytorium USA) to już w ponad 50 proc. podwarianty BA.4 i BA.5 Według danych na dzień 2 lipca sam BA.5 stanowił już 53,6 proc. krążących w USA wariantów SARS-CoV-2, a BA.4 – 16,5 proc. Jednocześnie BA.1, który jeszcze w marcu były wariantem dominującym, teraz praktycznie nie jest już wykrywalny. „To najlepsza ilustracja tego, jak szybko ewoluuje SARS-CoV-2” – podkreślają eksperci z FDA.
CZYTAJ: Czy koronawirus wpływa na płodność? Zbadają to lubelscy naukowcy
Skąd więc wątpliwości, czy zasadnym jest wzbogacenie starych szczepionek o składniki skierowane przeciwko nowym wariantom?
Naukowcy tłumaczą, że nie ma pewności, czy biwalentna szczepionka BA.4-BA.5 będzie wywoływać równie skuteczną odpowiedź immunologiczną co szczepionki pierwotne. – Nie możemy z góry zakładać, że dane wygenerowane dla wcześniejszych szczepionek można łatwo przełożyć na BA.4 i BA.5 – mówi dr Paul Offit, współtwórca szczepionki przeciwko rotawirusowi i kierownik Katedry Wakcynologii na Uniwersytecie Pensylwanii. – Te nowe podwarianty Omicron są wysoce przenośne, dlatego będą wymagały bardzo wysokiego poziomu przeciwciał neutralizujących obecnych w czasie ekspozycji, aby zapobiec objawowemu zakażeniu.
Dane przedstawione w czasie omawianego spotkania pokazały również, że w porównaniu z czwartą dawką tradycyjnej szczepionki przeciwko COVID-19 – czwarta dawka prototypowej szczepionki zawierającej składnik BA.1 (czyli pierwszego pod wariantu Omicron) wykazała jedynie bardzo niewielki wzrost przeciwciał neutralizujących. – Dlaczego mielibyśmy myśleć, że użycie składników BA.4 lub BA.5 będzie miało inny skutek? – pyta Offit.
Badacz zauważa, że choć różnica w mianach przeciwciał między prototypem a prototypową dawką przypominającą mogła być statystycznie istotna, niekoniecznie była istotna klinicznie. Tymczasem, jego zdaniem, korzyści muszą być jasne, żeby podjąć jakieś nowe kroki.
– Nadal wierzę, że obecne szczepionki są niesamowicie skuteczne, jeśli chodzi o ochronę przed ciężką chorobą – dodaje prof. Henry Bernstein z Zucker School of Medicine w Hofstra University. – Za to nie dostaliśmy żadnych przekonujących dowodów na to, że dodanie tego nowego pierwiastka do szczepionki zwiększy jej skuteczność.
CZYTAJ: Minister zdrowia: w najbliższym czasie liczba zakażeń koronawirusem będzie systematycznie rosła
Jednym z problemów, mówi Bernstein, jest to, że komunikaty dotyczące zdrowia publicznego są mylące, co powoduje nierealistyczne oczekiwania, że szczepionki przeciw COVID-19 mają zapobiegać wszelkim zakażeniom SARS-CoV-2. A przecież w istocie nie chodzi o uniknięcie zakażeń, tylko ochronę przez ciężkim przebiegiem, powikłaniami i śmiercią.
Naukowcy z FDA zgodnie podkreślają również, że do jesieni Omicron może być już w odwrocie, dlatego dodawanie go do boosterów może nie przynieść żadnej korzyści.
Jedynym uzasadnieniem włączenia składników Omicron do nowego preparatu przeciw COVID-19 byłaby próba stworzenia szczepionki uniwersalnej, chroniącej przed każdym obecnym i przyszłym wariantem. Wielu naukowców postuluje, aby praca nad takim właśnie preparatem stała się najwyższym priorytetem.
– Potrzebujemy nadrzędnej strategii planowania szczepień przeciwko koronawirusowi. Tymczasem to, co się dzieje teraz, pozwala firmom farmaceutycznym realizować ich własne plany – uważa dr Peter Hotez z Baylor College of Medicine.
FDA sugeruje, że producenci szczepionek już uprawiają hazard, rozpoczynając produkcję biwalentnych boosterów BA.1. Sądzi też, że nadal zamierzają oni zbierać dane potrzebne do opracowywania dawek przypominających wzbogaconych o BA.4 i BA.5.
Jednocześnie FDA poinformowała firmy farmaceutyczne, że oczekuje od nich przedłożenia wszelkich informacji z badań klinicznych prototypowych, „odświeżonych” szczepionek. „Dane te będą dla nas przydatne w miarę dalszego rozwoju pandemii” – mówią przedstawiciele FDA.
Na razie los biwalentnych szczepionek BA.1, które zostały już wyprodukowane, nie jest jasny.
PAP / RL / opr. AKos
Fot. archiwum