Niezwykła historia wyjątkowego obrazu. „Bitwa pod Grunwaldem” Matejki znów w Lublinie [ZDJĘCIA]

kra 3408 2022 07 15 181052

W 612. rocznicę bitwy pod Grunwaldem w Lublinie można oglądać kopię obrazu Jana Matejki przedstawiającego tę bitwę. Kopia ma ponad 4 metry wysokości i ponad 9 metrów szerokości. Obraz umieszczono w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej im. Hieronima Łopacińskiego, gdzie odbył się wernisaż i pokaz dzieła.

ZOBACZ ZDJĘCIA: Ponownie w Lublinie. Pokaz kopii obrazu Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem” – wernisaż wystawy

– To jest wierna kopia obrazu Jana Matejki, w rozmiarach, które nawiązuje do oryginału. Nie ma takiej drugiej w Polsce – mówi Tadeusz Sławecki, dyrektor Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie. – Grunwald przypomina o trudnych stosunkach z sąsiadami. Pprzypomina i daje wiarę Polakom w siebie. Pokazuje, że można się w obliczu pewnego nieszczęścia zgromadzić – bowiem Litwini czy Tatarzy także brali udział w tej bitwie. Pokazuje też chwalebność oręża polskiego.

– W sumie ten obraz stanowi 11 elementów, które są połączone – mówi Ireneusz Rolewski, autor kopii „Bitwy pod Grunwaldem”, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. – Jest tu ok. 36 tysięcy supełków, wykonanych, żeby te fragmenty były połączone. Każdy z elementów miał swoje lepsze i gorsze dni. Najdłużej jeden fragment malowałem ponad 170 dni. Praca była na rusztowaniu, na drabinie, na leżąco, siedząco i klęcząco. Do łączenia tych elementów trzeba było zbudować specjalne platformy. Potem trzeba było wynająć dźwig, żeby „wyjąć” na specjalnej rurze obraz z drugiego piętra drukarni. Obraz jest od dwóch lat oficjalnie ukończony, ale wciąż nad nim pracuję.

– W przeciągu 140 lat istnienia tego obrazu, stał się on narodową relikwią – mówi dr Marcin Gapski, zastępca dyrektora Muzeum Narodowego w Lublinie ds. Muzeum Ziem Wschodnich Dawnej Rzeczypospolitej. – To obraz, którego znaczenie dalece przekracza sam wymiar artystyczny tego płótna. Chodzi między innymi o kontekst jego powstania. W wieku XIX, kiedy państwowość polska nie istniała, gdy znajdowaliśmy się pod zaborami, Jan Matejko podejmuje temat jednego z największych zwycięstw w dziejach naszego kraju. I to po druzgocące zwycięstwo nad Zakonem, które z jednej strony oddaliło krzyżackie zagrożenie, a z drugiej bitwa stała się niejako mitem założycielskim państwa jagiellońskiego.

– Matejko stworzył ten obraz, żeby przypomnieć o tym, że mamy chwalebne karty dziejów, i żeby Polacy wierzyli w to, że kiedyś znowu państwo polskie zaistnieje. Miał on służyć zachowaniu ducha narodowego i obronie przed rusyfikacją czy germanizacją – dodaje dr Marcin Gapski. – Obraz ten „mówił”, że warto być Polakiem, warto mówić i czytać po polsku, warto być użytkownikiem polskiej kultury. Obraz był eksponowany w wielu europejskich miastach. Decyzją jego właściciela został sprzedany do Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie i tam był eksponowany aż do września 1939 roku.

– Na obrazie Matejki mamy mnóstwo detali – mówi Ireneusz Rolewski. – Widać czas spędzony przez artystę, informacje, które chciał nam przekazać, które dotykają wydarzeń od XV wieku, bitwy pod Grunwaldem, aż do XIX wieku. Matejko trochę się „rozpędził” z opowiadaniem o historii, bo mamy i husarię, i króla pruskiego Fryderyka Wilhelma II, o którym zresztą bardzo ciężko znaleźć informacje w analizach tego obrazu.

– W czasie II wojny światowej do siedziby naszej biblioteki z warszawskiej Zachęty 9 września 1939 roku przyjechał obraz – mówi Grzegorz Figiel, zastępca dyrektora Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Lublinie. – Obraz przyjeżdżał do teoretycznie bezpiecznego Lublina, na bezpieczną Lubelszczyznę, która miała być terenem przyfrontowym. Bardzo szybko okazało się, że należy się martwić nalotami niemieckimi. Już 9 września Lublin przeżył największy nalot. Podczas tego bombardowania zginęło dwóch malarzy z Zachęty.

– Zajechał wóz konny z Warszawy, który przywiózł 1,5-tonową skrzynię. Została ona złożona na dziedzińcu naszej biblioteki – opowiada Tadeusz Sławecki. – Woźnica uciekł, skrzynia pozostała. Ludzie dobrej woli, w większości pracownicy biblioteki, zabezpieczyli ten obraz, przetransportowali, zakonspirowali. Zrobili to tak dobrze, że Niemcy, mimo usilnych poszukiwań i nagrody 2 milionów marek, nie mogli tego obrazu odnaleźć. Według przekazów był on w samym holu biblioteki. To był „chichot losu”, ponieważ niemiecki komendant codziennie przechodził koło lady, w której był ukryty ten obraz.

W dalszym ukrywaniu obrazu bardzo pomógł Franciszek Galera, pracownik ówczesnego magistratu lubelskiego. Dziś w Lublinie otwarto skwer jego imienia. Zlokalizowano go u zbiegu ulic Lotniczej, Elektrycznej i Pawiej w Lublinie.

CZYTAJ: Otwarcie skweru im. Franciszka Galery

– Franciszek Galera był kierownikiem Taborów Lubelskich na ul. Elektrycznej – mówi Grzegorz Figiel. – W marcu-kwietniu 1941 roku okazało się, że Niemcy przy Narutowicza 4 chcą otworzyć swoją bibliotekę i najprawdopodobniej będą przebudowywać pomieszczenia. Gdyby do tego doszło, niechybnie odkryliby, gdzie ten obraz się znajduje.

Obraz wówczas ewakuowano.

– Franciszek Galera nie wiedział, co tak naprawdę jest przewożone na teren Taborów Lubelskich – podkreśla Grzegorz Figiel. – Dowiedział się o tym dopiero, kiedy dotarły na ul. Elektryczną. Tam zaopiekował się tymi rzeczami bardzo troskliwie. W stodole wykopano dół, odpowiednio go zabezpieczono, potem jeszcze wylano beton, żeby nikt nie mógł się zorientować, że on się tam znajduje.

– Dziadek był dla mnie wielkim bohaterem, ryzykantem – mówi Barbara Długasiewicz, wnuczka Franciszka Galery. – Swoje życie i życie swojej rodziny poświęcił na to, żeby uratować dobra narodowe; to, co stanowiło symbol dla Polski, dla ojczyzny. Symbol duchowy zwycięstwa ze złem.

– Warto o tym przypominać, bo ludzie nie wiedzą, co się działo w ich mieście – zaznacza Tadeusz Sławecki. – Dzięki wielu anonimowym ludziom, już nieżyjącym, zostało to wszystko uratowane.

Obraz Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem” zakopany na terenie Taborów Lubelskich doczekał bezpiecznie końca wojny. 

Kopię obrazu w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Lublinie można oglądać do końca września. 

MaTo/ opr. DySzcz

Fot. Krzysztof Radzki

Exit mobile version