Coraz więcej punktów pomocy żywnościowej oraz rzeczowej dla uchodźców z Ukrainy się zamyka. Wsparcie osobom uciekającym przed wojną przekształca się w pomoc w poszukiwaniu pracy, mieszkania czy wsparcie związane z opieką nad dziećmi.
– Sytuacja trochę się zmieniła i teraz potrzeby są inne – mówi koordynatorka Domu Przyjaźni Caritas Archidiecezji Lubelskiej, Anastasja Kułuk. – Najważniejsza jest praca, ale też mieszkanie. Na początku, kiedy przyjeżdżały osoby z Ukrainy, nikt nie myślał, że to będzie trwało tak długo. Sądziło się, że maksymalnie miesiąc, dwa i sytuacja się uspokoi. Ludzie ze wschodu Ukrainy przyjeżdżają tutaj i nie mają, gdzie wracać. Bo albo tamte tereny są już pod kontrolą Rosji, albo ich mieszkania nie istnieją. Ludzie zaczynają rozumieć, że trzeba brać się do roboty.
CZYTAJ: Minister Maląg: uchodźcy z Ukrainy znajdują pracę w handlu i w usługach opiekuńczych
– Najważniejsze to oddać dzieci do szkoły i znaleźć pracę, aby można było zarabiać – mówią Ukrainki. – Najistotniejsze jest mieszkanie, skończyła się pomoc od Polaków i dużo ludzi musi wyjechać z miejsc, gdzie byli wcześniej. Bardzo dużo ludzi szuka mieszkania albo wraca do domu.
– Część tych potrzeb pozostała ta sama – mówi Krzysztof Stanowski, dyrektor Centrum Współpracy Międzynarodowej Urzędu Miasta Lublin. – Jeżeli jakaś osoba ucieka z Charkowa, w oczywisty sposób potrzebuje mieszkania i jedzenia. Dzisiaj jednak coraz częściej zajmujemy się kwestiami edukacji. Przygotowujemy się do nowego roku szkolnego. W poprzednim roku było ponad 2 tys. uczennic i uczniów z Ukrainy w przedszkolach oraz szkołach. Spodziewamy się, że teraz będzie to trzy razy więcej. To kwestia pracy. Wreszcie to myślenie o nauce języka, o integracji – to są rzeczy, które pojawiają się w dłuższej perspektywie.
CZYTAJ: Uchodźcy z Ukrainy borykają się z poważnymi problemami przy znalezieniu pracy
– Sytuacja zmieniła się o tyle, że coraz częściej przychodzą do nas osoby z zapytaniem o lokum – mówi Małgorzata Krauze-Hałas, z Bractwa Miłosierdzia im. św. brata Alberta w Lublinie. – Ponieważ wojna na Ukrainie trwa już kilka miesięcy, część tych osób migruje, wyjeżdża, ale cały czas jest ich bardzo dużo. Nie każdy ma lokum. Nawet jeśli zatrzymał się u jakiejś polskiej rodziny, to też nie zawsze jest możliwość, żeby przebywał tam dłużej. Te osoby po prostu szukają miejsca zamieszkania. Pytają, czy mamy możliwość udzielania im zakwaterowania. Większość jednak szuka takich miejsc, w których mogłoby się zatrzymać nieodpłatnie albo za jakąś symboliczną opłatą. A tutaj niestety mamy inflacje. Wszystko podrożało, w tym jedzenie, mieszkania. Wielu osób na to nie stać.
– Najważniejsze jest mieszkanie i praca. Ciężko pracuje w polu po 10-12 godzin, ale w tym czasie nie mam z kim zostawić dzieci. Pracujemy dzień po dniu i się wymieniamy. Najpierw jedna osoba zostaje z dziećmi, a potem druga – mówi jedna z Ukrainek.
– Widać wyraźnie, że Ukraińcy na Lubelszczyźnie nie podejmują pracy proporcjonalnie do liczby, jaka przybyła do naszego kraju – mówi Andrzej Danilkiewicz, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Lublinie. – Praca dla nich jest. Chociażby w tej chwili mamy najniższe bezrobocie w historii województwa lubelskiego. Wynosi ono trochę ponad 6%. To, że ludzie szukają pracy i nie mogą jej znaleźć, wynika z problemów dotyczących komunikacji i kompetencji. Są one charakterystyczne też dla niektórych obywateli Polski. Wiele osób szuka i nie może znaleźć. Ale to nie jest kwestia, że tych miejsc nie ma. Jest to kwestia dostępu do informacji, do ofert i dopasowania swoich kompetencji do potrzeb pracodawcy.
– Na pewno w bardzo trudnej sytuacji są kobiety z małymi dziećmi. Nie jest prosto podjąć pełnoetatową czy półetatową pracę, jeżeli jesteś z trójką dzieci w obcym mieście, gdzie nie możesz tych dzieci podrzucić sąsiadce, nie masz blisko siostry. Z drugiej strony staramy się dawać pracę, staramy się uczyć języka, ale odpowiedź czasami brzmi „nie”. To nie jest tak, że rozwiążemy wszystkie problemy, mając ponad 50 tys. nowych mieszkańców. Tego się nie da zrobić ani w ciągu jednego dnia, ani w ciągu tygodnia – dodaje Krzysztof Stanowski.
– Codziennie przychodzi kilkadziesiąt osób z prośbą o otrzymanie jakiegoś wsparcia materialnego. Zazwyczaj te osoby proszą o coś do jedzenia np. żywność trwałą, makaron, ryż, środki czystości, ubrania. Ale najczęściej to są rzeczy takie jak pampersy, chusteczki dla małych dzieci. Bardzo dużo osób prosi o produkty dla dzieci – wymienia Małgorzata Krauze-Hałas.
– Gdybyśmy na co dzień wydawali paczki żywnościowe, to moim zdaniem mielibyśmy ogromne kolejki. Bo niestety większość osób z Ukrainy nie ma do tej pory pracy. Oni oszczędzają każdy grosz. Wiedząc, że mogą przyjść i liczyć na chemię, kosmetyki raz w miesiącu, oni będą przychodzić, bo to pozwala im zaoszczędzić – tłumaczy Anastasja Kułuk.
– Myślę, że trzeba patrzeć racjonalnie. Jeśli osoba naprawdę potrzebuje pomocy, to należy z niej skorzystać. Są ludzie, którzy uciekają z miejsca, gdzie trwają walki; tacy, co zostali bez mieszkania i bez odzieży. Takim osobom na pewno przyda się pomoc i punkty, gdzie wydają podstawowe rzeczy. Ale wydaje mi się, że trzeba to w jakiś sposób sprawdzać. Bo ludzie to tylko ludzie i potrafią wykorzystywać to, że ktoś chce pomóc – mówi Ukrainka.
– Pomagamy na poziomie indywidualnych osób, przyjmując gości do swojego mieszkania. Pomagamy w ramach organizacji pozarządowych, tłumacząc naszym dzieciom, kim są nowe koleżanki i koledzy. Wreszcie jako miasto staramy się, aby stworzyć warunki do nauki, wspierać w poszukiwaniu pracy, zachęcać pracodawców, którzy proponują pracę. A jest ich coraz większa liczba. I trzeba mieć świadomość, że ta wojna jest tuż obok. I że tak naprawdę jest tylko jedna alternatywa – rosyjskie czołgi na Bugu albo jeszcze bliżej – dopowiada Krzysztof Stanowski.
Informacje na temat pomocy ze strony organizacji pozarządowych można znaleźć na poszczególnych stronach internetowych.
InYa / opr. AKos
Fot. archiwum