W zniszczonym i okupowanym przez Rosjan Mariupolu na południowym wschodzie Ukrainy wybuchł pierwszy prawdziwy bunt z powodu braku dostaw żywności; najeźdźcy doprowadzają mieszkańców do granic przetrwania – zaalarmował w środę lojalny wobec Kijowa doradca mera miasta Petro Andriuszczenko.
– Okupanci nie dostarczają (już) pomocy humanitarnej, dlatego jedynym źródłem pożywienia dla wielu osób stało się wsparcie z Czerwonego Krzyża. Próbowano jednak odstąpić od przekazywania tej pomocy ze względu na zbyt dużą liczbę (oczekujących) ludzi. Doszło (wówczas) do prawdziwego buntu, ale to dopiero początek – napisał Andriuszczenko na Telegramie. Samorządowiec dołączył do komunikatu nagrania ukazujące cywilów domagających się wydania żywności.
– To dobrze, że mają miejsce buntu. Konsekwencje demokracji (pod rządami Ukrainy) dają o sobie znać – ocenił doradca mera.
CZYTAJ: Władze Mariupola: część mieszkańców miasta nadal bierze wodę z kałuż na ulicach
Rosyjskie okupacyjne władze Mariupola drastycznie ograniczyły dostawy pomocy humanitarnej, tłumacząc, że będzie ona wydawana tylko „etnicznym Rosjanom”, czyli ludziom powyżej 65. roku życia i dzieciom do lat 3. Wsparcie praktycznie nie jest już przekazywane – powiadomił Andriuszczenko 22 sierpnia.
25 sierpnia ukraiński wywiad wojskowy (HUR) oznajmił, że od 1 września najeźdźcy zaprzestaną wydawania mieszkańcom Mariupola pomocy humanitarnej, czyli głównie kaszy i konserw. Przyczyną tej decyzji ma być niewielkie zainteresowanie cywilów przyjmowaniem rosyjskich paszportów.
W ocenie władz w Kijowie w Mariupolu przebywa obecnie około 120-130 tys. osób, z czego 70 tys. stanowią ludzie w podeszłym wieku. Sytuacja mieszkańców wciąż jest bardzo trudna – brakuje nie tylko wody i żywności, ale też lekarstw i środków higienicznych.
Na początku czerwca proukraiński mer miasta Wadym Bojczenko wyraził przypuszczenie, że szacowana wcześniej na około 22 tys. liczba cywilów zabitych w Mariupolu przez Rosjan może być znacznie zaniżona.
RL/PAP/ opr. KB
Fot. archiwum