Dwie osoby nie żyją, a pięć zostało rannych – to tragiczny bilans kilku motocyklowych wypadków, do których doszło w Lubelskiem w miniony weekend. Zginęła 17-letnia motocyklistka, która na prostym odcinku drogi zjechała na pobocze, a następnie uderzyła w przydrożne drzewo.
CZYTAJ: Tragiczny wypadek w powiecie radzyńskim. Nie żyje 17-letnia motocyklistka
Druga śmiertelna ofiara to 58-letni pieszy potrącony przez 29-letniego motocyklistę.
CZYTAJ: Obrocz: nie żyje pieszy potrącony przez motocyklistę
O bezpieczeństwie podczas jazdy na motocyklu z trenerem klubu Moto-Sekcja, Arturem Lisem rozmawia Magdalena Kowalska:
Ostatnie dni to wypadki bardzo młodych osób. Zginęła 17-latka, która jechała na motocyklu o pojemności skokowej 125 cm i miała uprawnienia. Czy 17 lat i motocykl, nawet o tej małej pojemności silnika, to dobre połączenie?
Tak, oczywiście. Motocykl 125 nie jest jakimś dzikim mustangiem, który ma nieograniczoną moc. To są motocykle, które najczęściej mają ok.12-15 koni mechanicznych. Problem leży gdzie indziej. To po prostu brak świadomości, brak szkolenia, brak technik motocyklowych. Brak takich podstaw, nie tylko u młodych motocyklistów. Również u tych starszych, dojrzałych, którzy jeżdżą 30, 40 lat. Zawsze mówię: Jeżeli nigdy nie byłeś na profesjonalnym szkoleniu motocyklowym, nie masz prawa dobrze jeździć technicznie. Wypadki zawsze się zdarzały, są i będą. Często jest tak, że to nie motocyklista jest przyczyną wypadku, ale zdarzają się również takie, gdzie motocyklista popełnił błąd. Musimy także zwrócić uwagę na to, że są inne aspekty, takie jak np. zdrowie. Często słyszymy, że kierowca zasłabł, coś się stało w samochodzie, gdzieś uderzył, poduszki się otworzyły, ma jakieś obrażenia, ale przeżył. Na motocyklu nawet przy niedużej prędkości, 50-60 km/h, jeśli zasłabniesz i uderzysz w jakiś element drogowy, czy ewentualnie w drzewo, kończy się to tragicznie.
W jaki sposób motocykliści mogą zadbać o siebie, żeby w razie wypadku zminimalizować jego skutki?
Przede wszystkim odpowiedni ubiór. To jest podstawa na motocyklu. Ubiór, który jest do nas odpowiednio dopasowany, który ma odpowiednie ochraniacze. Musimy również przygotować swoje ciało do sytuacji ekstremalnych, bo jeżdżąc na motorze, to nie jest pytanie „Czy się przewrócimy?”, tylko „Kiedy to nastąpi?”. Wsiadając na motocykl, powinniśmy najpierw rozgrzać mięśnie i ścięgna, żeby w sytuacji awaryjnej, jak przyjdzie nam zrobić szybkie wypchnięcie kierownicy, czy złożenie się w zakręt, albo ewentualne podparcie się nogą, bo motocykl się nam przewraca przy zatrzymaniu; to żeby ten mięsień był rozgrzany, abyśmy go nie nadwyrężyli, ani nie naderwali. Żeby się nie okazało przy małym wypadku, że torebka stawowa jest uszkodzona. To są podstawowe rzeczy, jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo. Ubiór – podstawa. Dodatkowo – rozgrzewka. Powinniśmy też pamiętać o zdrowym rozsądku. Nie możemy przesadzać. Jeśli nie umiemy hamować awaryjnie z 70 km/h, to nie mamy prawa jeździć 70 km/h i więcej. Większość motocyklistów jeździ z prędkościami bardziej dynamicznymi, dużo większymi. Czy potrafią ten motor opanować w sytuacji ekstremalnej? Najczęściej nie.
Do jazdy motocyklami, czy skuterami o pojemności silnika do 125 cm, nie trzeba specjalnych uprawnień. Wystarczy prawo jazdy kategorii B posiadane od co najmniej 3 lat. Czy nie należałoby wprowadzić jakiegoś szkolenia? Choćby jednodniowego, ale jednak przesiadka z samochodu na motocykl… to są dwa zupełnie różne pojazdy. Nawet jeśli koni mechanicznych jest znacznie mniej.
Oczywiście. Przepis, który wprowadzono, jest w ogóle nieporozumieniem. Widać, że zatwierdzały go osoby, które nie są motocyklistami; bo jeśli jestem w stanie zrozumieć, żeby taka osoba nie chodziła na kurs, to powinna przynajmniej wykazać się umiejętnością podstawowych technik motocyklowych. Czyli powinna pójść do WORD-u i powinna zdać egzamin, taki, jaki zdaje każdy motocyklista, który ma uprawnienia. Musimy zwrócić uwagę, że motocykle 125 potrafią mieć 10-12-15 koni. Te motocykle rozpędzają się do 100 km/h. Każdy z nas pewnie wie, jak wygląda crash test samochodu jadącego 50 km/h, który uderza w jakąś przeszkodę. Nagle się okazuje, że brakuje pół metra lub metra samochodu. Warto się nad tym zastanowić, tym bardziej że jazda motocyklem jest zaprzeczeniem, tego, co podpowiada nam głowa. Dla laików mogę podpowiedzieć, że motocyklem, żeby skręcić w lewo, musimy kierownicę odepchnąć delikatnie w prawą stronę. Czyli koło nasze skręca się w prawo, a motocykl skręca się w lewo. To tzw. przeciwskręt, który stosujemy wszyscy od czasu, kiedy odczepiliśmy boczne kółeczka w rowerku. Problem zaczyna się, gdy dochodzi do sytuacji ekstremalnej i wtedy kręcimy kierownicą tak, jak kierowca w samochodzie. Chcemy skręcić w lewo – kręcimy kierownicą w lewo – i wtedy jest nasze ogromne zdziwienie, bo motocykl skręca w prawo. I już to powinno dać do myślenia wszystkim tym, którzy siadają na 125 bez żadnego przeszkolenia, bez kursu i doświadczenia. Bardzo szybko można zrobić sobie krzywdę.
Jeśli chodzi o to prawo jazdy kategorie A1, A2, B; czy to nie jest paradoks, że można mieć 125 mając prawo jazdy A1, a jednocześnie, żeby zrobić prawo jazdy na pełny motocykl, trzeba mieć skończone 24 lata? To jest duża różnica. Przecież już 125 jeżdżą powyżej 100 km/h.
Tak. Uważam, że pomysł jest bardzo dobry, jeśli chodzi o kategorię, bo mamy ich od AM, A1, A2, A, to 4, tak? Fajny pomysł, tylko że niestety większość motocyklistów albo przyszłych motocyklistów omija te małe kategorie i czeka, aż skończą 24 lata, żeby zrobić od razu kategorię A. Tu się zaczyna problem, bo wskakują na ósmy, dziesiąty szczebel tej drabinki motocyklowej, omijając wszystkie szczebelki po kolei. Nagle okazuje się, że siadają na duże, ciężkie motocykle, nie mając żadnego doświadczenia. To jest największy problem. Jeżeli stopniowo robimy prawo jazdy, to na najcięższe motocykle możemy je zrobić, mając już bodajże 20 lat. Tylko musimy przechodzić po kolei kategorie A1, A2 i A. Mamy 20 lat i możemy jeździć. Tyle że wtedy mamy odpowiednie doświadczenie. Umówmy się, że na nauce jazdy minimalny limit godzin, w którym każdy instruktor chce przygotować swojego kursanta, to 20 godzin. Żeby po tych 20 godzinach kursant wyjechał i zdał egzamin, jest żartem. To jest normalnie – jak ja to mówię – aż śmieszne. Wyobraźmy sobie, jazdę na motocyklu: mamy 2 koła, 7 ciężkich przeszkód/zadań na placu egzaminacyjnym i my mamy na to minimum 20 godzin? A na prawo jazdy samochodowe, gdzie mamy 4 koła, na placu tylko łuk do przodu i do tyłu, strefy zgniotów, poduszki powietrzne, pasy bezpieczeństwa, mamy minimum 30 godzin, tak? Czyli jeśli chodzi o szkolenie, to zaburzona jest tutaj logika. Te przepisy układa ktoś, kto nie ma pojęcia o tym, jak trudna i niebezpieczna jest jazda na motocyklu, szczególnie w naszym kraju. Na tym można bazować, że niestety powinniśmy najpierw zmienić przepisy. Tych godzin powinno być więcej. Nie tylko w kategoriach motocyklowych, ale również w samochodowych. Bo jak popatrzymy, to większość kierowców po skończeniu kursu nie potrafi jeździć. Niezależnie, czy to samochód, czy motocykl. Tylko w motocyklach od razu widzimy to bardziej. Jak się motocyklista przewróci, to zawsze coś mu się dzieje. A to złamie rękę albo nogę, to coś innego się stanie. W samochodach najczęściej jest tak, że ludzie potrafią mieć w ciągu roku trzy kolizje, pasy, poduszki, strefy zgniotu. Nic się nie stało. Nie pojechał do szpitala. Takiemu kierowcy wydaje się, że dobrze jeździ samochodem. W motocyklach tak nie jest. Motocykliści muszą być trzy razy lepszymi kierowcami, muszą przewidywać sytuacje ekstremalne, bo każde zdarzenie drogowe kończy się jakimś uszczerbkiem na ich zdrowiu.
CZYTAJ: Chcieli wspólnie pojeździć, skończyło się w szpitalu. Zderzenie motocyklistów crossowych
Do poważnego wypadku doszło też na ściernisku w miejscowości Zabiele w powiecie radzyńskim. 18- i 22-latek spotkali się, żeby wspólnie pojeździć na motocyklach crossowych. Skończyło się zderzeniem i ciężkimi obrażeniami ciała.
MaK / opr. KB
Fot. pixabay.com