Przy Zamku w Janowcu można spotkać owce – to pilotażowy projekt realizowany przez Muzeum Nadwiślańskie i Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie. Piętnaście owiec rodzimej rasy świniarka ma powstrzymać odrastanie inwazyjnych gatunków roślin.
– Naprawdę uwielbiają owies – wyjaśnia opiekunka zwierząt Ewa Wiktorowska. – Rano dostały małą porcję owsa, a w tej chwili pastwisko. Najlepsza jest zielonka – to jest bardzo lubiane przez owieczki.
– Przed naszymi oczami rozpościera się widok na otoczenie skansenu obok Zamku w Janowcu, gdzie na łące wypasa się stado piętnastu owiec rodzimej rasy świniarka – mówi kierownik oddziału Zamek w Janowcu Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym, Filip Jaroszyński. – To zapoczątkowało ważne działanie w życiu Muzeum jakim jest prowadzenie wypasu kulturowego na terenach nieco zdegradowanych przez sukcesję roślinności, która na obrzeżach ogrodu zamkowego nie pozwala nam na udostępnienie tego miejsca. Owce mają pomóc w utrzymaniu terenu. Zwierzęta są najlepszym „narzędziem” by utrzymywać zieleń w ryzach. Wiosną, kiedy rusza okres wegetacyjny ta roślinność odrasta ze zdwojoną siłą i przy nakładach Muzeum i możliwościach nie jesteśmy w stanie tego utrzymywać. Poza tym warkot kosiarek, podkaszarek, kos spalinowych nie jest miły dla ucha, a owce zgryzają trawę. Są elementem pejzażu, który w Janowcu był niegdyś czymś zwyczajnym, bo w Janowcu, były setki owiec, które się wypasały na pastwiskach. Również tutaj wokół zamku.
CZYTAJ: Zamek w Janowcu: warsztaty naukowe dla studentów z Ukrainy
– Dawno to było kupę tych owiec. Pamiętam jak szły z pastwiska przez ulicę – wspominają mieszkańcy Janowca. – Były krowy, owiec bardzo dużo i spędzali je ludzie z pastwisk na wieczór. Pastwisko było przy Wiśle. Zapach „dobry” był też, szczególnie na asfalcie. Za tym mieszkańcy nie tęsknią – śmieją się miejscowi.
– Według relacji mieszkańców owce były tak nauczone, że wychodziły z każdej posesji i łączyły się w stado, szły główną ulicą w kierunku pastwisk nadwiślańskich i wieczorem wracały, same się rozchodząc – opowiada Filip Jaroszyński. – Pasterz tylko doglądał tego stada. Z owcami jest też związany Zamek, ponieważ w okresie międzywojennym owce hodował Leon Kozłowski. Mamy ciekawą fotografię w naszych zbiorach, gdzie na owieczce jedzie córka Leona Kozłowskiego, mała Bożenka. Zdjęcie dokumentuje też, że ten pięknie utrzymany park w okresie międzywojennym to również zasługa owiec.
– Są chłopaki i dziewczynki – tłumaczy Ewa Wiktorowska. – Na razie tylko Zosia, ta z czerwoną opaską ma imię. Najszybciej się oswoiła. Jeszcze jest jeden taki śmieszny chłopak, który zawsze uważa, że trawa za siatką jest bardziej zielona. Sięga i testuje ogrodzenie, a ono jest pod napięciem. Wczoraj wystarczyło 10 minut bez podłączonego ogrodzenia i zaplątał sobie różki w siatkę. Trzeba było pomóc. Hodowla owiec nie jest bardzo skomplikowana, ale na pewno trzeba wstawać bardzo rano. Budzą się i najchętniej pobierają pokarm. Rano wstajemy, 6.00 – 7.00. Trzeba przyjść, sprawdzić, czy mają czyściutką wodę, bo są bardzo wrażliwe na czystą wodę. Dokładamy trochę siana i wypuszczamy na pastwisko. Pasą się tak mniej więcej do godz. 11.00, maksymalnie 12.00. Przed najgorszym upałem wracają do stajenki, odpoczywają, piją wodę i czasem zagryzają jeszcze siankiem. Później ewentualnie jeszcze wypas popołudniowy i potem spać.
Dodajmy, że owce w Janowcu będzie można spotkać do września. Prawdopodobnie ich wizyty będą jednak odbywały się każdego roku.
ŁuG / opr. PrzeG
Fot. Zamek w Janowcu – oddział Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym FB