Janusz Kobyłka z Lubartowa wyruszył w „Rajd po krew”. Do pokonania na rowerze ma ponad 3200 km, a po drodze odwiedzi wszystkie 21 siedzib Regionalnych Centrów Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Polsce. Cel akcji to promocja idei oddawania krwi oraz uświadamianie ludziom, dlaczego to takie ważne.
CZYTAJ: „Potrzeby są ogromne”. RCKiK apeluje o oddawanie krwi
– Jestem mieszkańcem Lubartowa i jadę w rajdzie charytatywnym dla Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lublinie – mówi Janusz Kobyłka. – Trasa ma 3 200 kilometrów. Promuję ideę honorowego krwiodawstwa. Jadąc, zatrzymuję się w różnych miejscowościach, zachęcam mieszkańców, odwiedzam władze lokalne. W tym roku jadę pokazać rolę pracowników krwiodawstwa. Oni nie mają wolnych niedziel i sobót. Krew jest potrzebna cały czas. Chciałbym podkreślić i pokazać, że też są tacy ludzie, którzy dla nas pracują non stop.
– Bardzo nas cieszy, że zaczyna się od Lublina i że w tym roku pan Janusz Kobyłka odwiedzi wszystkie centra krwiodawstwa i krwiolecznictwa – zapewnia Małgorzata Orzeł, dyrektor Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lublinie. – Był już rajd w kształcie kropli krwi, był rajd w kształcie wielkiego serca. Teraz zrodziła się inicjatywa, żeby odbyć w tym roku rajd pod hasłem „Krwiodawstwo – nasze wspólne dobro”. Pan Janusz jest osobą, która promuje krwiodawstwo z naszego województwa, ale oczywiście mam nadzieję, że skorzystają na tym wszystkie centra i że wiele osób uda się zachęcić do tego, żeby rozpoczęły przygodę z honorowym krwiodawstwem.
– Dzisiaj pierwszy raz oddaję osocze. Nie boli. Można komuś pomóc – opowiada jeden z mężczyzn. – Nie wiadomo kiedy komuś może się to przydać, a może za jakiś czas my ulegniemy wypadkowi i ta krew nam się przyda. Myślę, że warto. Ktoś chce pomóc i ma tego świadomość, że tej krwi brakuje, to powinien to robić, jeśli tylko ma siłę – przekonują inni.
– Krew jest lekiem, którego de facto nie da się zastąpić żadnym innym lekiem, póki co – mówi Dariusz Osiński, asystent w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lublinie. – Niewątpliwie ludzie, którzy poświęcają swój czas w celu ratowania zdrowia bądź nawet życia ludzkiego są w pewnym sensie bohaterami naszych czasów.
CZYTAJ: Krwi wciąż brakuje, trwają zbiórki. Dziś akcja w Hrubieszowie
– Szacujemy, że jest ok. 30 procent więcej zgłaszalności potrzeb ze strony szpitali – tłumaczy Krzysztof Skubis, zastępca dyrektora ds. ekonomiczno-administracyjnych RCKiK w Lublinie. – Nasze stany magazynowe są teraz na dramatycznym poziomie. W tym momencie w niektórych grupach oscylują na takim poziomie, że jesteśmy w stanie prowadzić wydania niecały jeden dzień. To wszystko, co pobieramy, od razu wydajemy. Jest to na minimalnym poziomie, którym jesteśmy w stanie zabezpieczyć krew dla szpitali.
– Zapotrzebowanie na krew wynika z tego, że jeszcze czujemy to odblokowanie po covidzie, jeżeli chodzi o planowe zabiegi chirurgiczne, tych zabiegów jest ciągle więcej – uważa Małgorzata Orzeł. – Po drugie, z uwagi na te ograniczenia covidowe, sporo pacjentów zgłasza się dosyć późno do lekarzy i często są to pacjenci, którzy trafiają do szpitala już naprawdę z głęboką anemią, wymagający pilnego przetoczenia. Poza tym – klasycznie, wakacje, więcej urazów komunikacyjnych, urazy związane z pracą w rolnictwie, często wymagające przetoczenia wielu jednostek krwi dla jednego pacjenta.
– Dawca musi się zarejestrować na dole w rejestracji – mówi Teresa Sadownikow, pielęgniarka koordynująca w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lublinie. – Trzeba mieć dowód osobisty, być po lekkim śniadaniu, wypoczętym. Przynajmniej dwa dni nie spożywać alkoholu. Z reguły leki przyjmowane na stałe niestety dyskwalifikują. Trzeba mieć przynajmniej 50 kg masy ciała i czuć się zdrowym.
– Najpierw tato zaczął oddawać, a potem ja. Oddaję już 17 lat – wspomina jeden z krwiodawców. – Wyrabia się taki nawyk, że raz w miesiącu trzeba przyjść, oddać, może komuś się przyda.
– Pierwszy raz oddaję krew – mówi jedna z kobiet. – Głównym powodem jest choroba mojego ojca. Brakuje dla niego krwi RH-, która jest rzadką krwią. Wpadliśmy na pomysł, żeby oddać swoją krew, inną, żeby w zamian dostać potrzebną dla taty. Jestem w takiej sytuacji pierwszy raz. Zawsze jest stres przed czymś nowym.
– Krew pełną oddają maksymalnie do 11 minut od momentu wkłucia – tłumaczy Teresa Sadownikow. – Płytki od godziny do półtorej, a osocze 30-40 minut. Podczas jednej donacji zbieramy 450 ml. Może to pomóc nawet trzem osobom. To dużo.
Regionalne Centrum Krwiolecznictwa i Krwiolecznictwa w Lublinie informuje, że w naszym regionie brakuje krwi grup A RH plus, A Rh minus, B RH minus, a także grup zero.
MaTo / opr. PrzeG
Fot. Iwona Burdzanowska