Nad Zalewem Zemborzyckim dzieci z roczników 2012-2014 mogą złapać żeglarskiego bakcyla w ramach bezpłatnych zajęć z instruktorami Uczniowskiego Klubu Sportowego „Żegluj”. Wszystko w ramach Ogólnopolskiego Programu Edukacji Żeglarskiej – PGE Polsailing mającego na celu popularyzację tego sportu.
– Cel tych zajęć polega na tym, żeby dzieci zobaczyły, czym jest żeglarstwo, żeby zobaczyły jak to jest, jak łódka się buja, jak to jest być kapitanem takiego statku – mówi Ola Lipowicz. – Chcemy, żeby dzieci pod koniec kursu pływały samodzielnie. Dla takiej małej głowy to ogromne wyzwanie. Uczy odwagi.
– Uczymy podstaw – mówi Anna Rakowska. – Że dziób to przód łódki, że rufa to tył łódki, podstaw zachowania bezpieczeństwa na wodzie; że nie ma takiej możliwości, by wyjść na trening bez założenia kapoka; w jaki sposób ten kapok założyć, żeby spełniał swoją rolę. Wychodzimy na wodę nie pojedynczo, tylko w dwójkach albo trójkach, żeby obok mieć koleżankę lub kolegę, co daje dużo więcej śmiałości i pozwala ten strach początkującego podzielić na dwa albo trzy. Staramy się przepłynąć najprostszą trasę, oczywiście w obecności trenera, który podpowiada, doradza, nie krzyczy, chociaż czasami rodzicom się wydaje, że podnosimy ten głos za bardzo, dlatego że na wodzie – po pierwsze, musimy mieć pewność, że dziecko natychmiast usłyszy to, co chcemy przekazać, po drugie – czasami dziecko czasami jest w dużej odległości, po trzecie – wieje wiatr, po czwarte – chlapie woda.
– Pierwszego dnia zajęć zawsze robimy z dzieciakami kontrolowane wywrotki – mówi Ola Lipowicz. – Idziemy z nimi na plażę, sami wchodzimy do pasa w wodę i pokazujemy co się stanie, kiedy łódka się wywróci, jak taką łódkę postawić. Pokazujemy też, że nawet jak łódka się przewróci, to pod nią znajduje się powietrze i że nic się złego nie stanie, jeśli znajdą się niechcący pod nią. Tak stopniowo przełamujemy ich bariery i strachy, żeby złączyć u nich żeglarstwo z zabawą i dobrym nastrojem.
– To trzeci dzień. Ogólnie pływa się fajnie – mówi Szymon Lewkowicz. – Dzisiaj przechyliło nam łódkę i nalało się trochę wody. Była nawet jedna stłuczka, ale nic się nikomu nie stało.
– Okrążamy boje, pływamy czasem bardzo daleko – mówi Kostek. – Lubię pływać solo, to mi sprawia przyjemność.
– Na początku dużo płakałem, bałem się, ale teraz już pływam te cztery lata – mówi Maurycy Prażmo. – Fajnie się pływa. Jest się z kolegami, na świeżym powietrzu, jeździ się po całej Polsce.
– Po trzech dniach mniej więcej załapałem jak się pływa – mówi Kacper Warszawski. – Jak się słucha na odprawach, to jest całkiem łatwo.
– Dzisiaj pan i pani nas ciągnęli motorówkami. To było bardzo fajne – mówi Piotrek.
– Najbardziej mi się podoba szybkość pływania, jak jest bardzo duży wiatr. Wtedy jest bardzo przyjemnie – mówi Franek.
– Jest tu bardzo dużo wiedzy teoretycznej, którą niby można łatwo przyswoić, ale kiedy trzeba przenieść potem na praktykę to wychodzi różnie – mówi Zuzanna Boguń, instruktorka w Klubie „Żegluj Lublin”. – Warunki na wodzie też są różne. Jeśli uczymy się, jak ustawić się do wiatru to nie znaczy, że ten wiatr będzie cały czas wiał z jednej strony. Wszystko jest zmienne, bardzo szybkie. Jest dużo nauki i wysiłku. Uczymy jak reagować na komendy instruktora. Na wodzie to przede wszystkim: „wybierz żagiel”, „poluzuj”, a najczęściej po prostu „usiądź na burcie”, bo dzieciaki ze strachu schodzą do środka nieraz. Potem to się jeszcze rozszerza – z takimi zawodnikami mocnymi, długo pływającymi nieraz ciężko zrozumieć o czym rozmawiają, jak się patrzy na to z boku.
– Pomagam uczyć dzieci jak pływać. To przede wszystkim to cudowni ludzie, cudowna atmosfera – mówi Zuzia Żuchowska, zawodnik klasy 420. – W ten sposób znalazłam przyjaciół z całej Polski. Super adrenalina. To uczy też odwagi i dojrzałości. To mnie pociąga w tym sporcie. Jest to też super zabawa.
– Mówię z pełną odpowiedzialnością: nie ma lepszego sportu, jeżeli chce się, żeby dziecko było zdrowe i przygotowane do życia – mówi Anna Sikorska, lekarz i mama dwójki żeglarzy. – Dlatego że trzeba radzić sobie z łódką, która się chybocze, jest nieprzewidywalna, jest napędzana wiatrem a nie silnikiem, więc trzeba ćwiczyć ciało, równowagę, balans i ogarniać sprzęt. Poza tym żeglarstwo uczy radzenia sobie z codziennymi kłopotami. A w łódce coś się zepsuje, a jakiś bloczek pęknie, jakaś linka. Ze sprzętem trzeba sobie radzić. Jest jedno dziecko – jedna łódka. Jest się zdanym na siebie. Wobec tego uczy to takiego zaufania do siebie, a ponieważ jest to jeszcze grupa, czyli na łódkach obok są jeszcze konkurenci, to uczy też współpracy w grupie, pomocy, ale też konkurowania, odporności psychicznej. To się nazywa rezyliencja psychiczna, ale tak naprawdę chodzi o odporność psychiczną. Raz jestem z przodu, raz z tyłu. Mogę być świetny, ale na przykład coś mi nie powieje i muszę się z tym pogodzić. Kiedy dzieciak nauczy się korzystać z tego żagla, to nagle jakby skrzydeł u ramion dostał. To trudny sport, taki, który daje ogromną satysfakcję. Przede wszystkim dlatego, że to ja: ja prowadzę tę łódkę, ja korzystam z tego wiatru, z tej wody. Nie ma chyba lepszego sposobu, żeby dziecko utrzymać z dala od tych telefonów, tej elektroniki.
– Jest dużo wiatru, szybko się pływa – mówi Stanisław. – Czasami jest zmienny wiatr i ciężko się dobrze do niego ustawić. Jak jest mocny wiatr, trzeba mieć dużo siły. Jeśli masz wystarczająco dużo siły, to na pewno sobie poradzisz.
– Trzeba czyścić łódkę, wybierać wodę, dogadywać się z kolegami na pokładzie – mówią dzieci.
– Trzeba uważać na głowę – mówi Ola Lipowicz. – Zawsze mówimy dzieciom, że na dole żagla znajduje się taka metalowa rura, która nazywa się bom. I zawsze ich uczulamy, że „bom lubi robić bum”. W tych pierwszych dniach prawie każdy z nich kończy z pięcioma siniakami i łzami w oczach, ale potem uczą się, że trzeba schylić głowę.
– To daje im odwagę, wypycha z kokonu, który my rodzice bardzo chętnie byśmy rozpięli nad dzieckiem – mówi Anna Sikorska. – A potem konfrontuje się z prawdziwym życiem, do którego nie jest przygotowane. To jest prawdziwe. Dzieci na przykład mają często kłopot z oceną odległości, bo cały czas są w tych świecących ekranach i nie wiedzą. Uważam, że nie ma lepszego sportu. Jest to sport kosztowny, ale mamy kluby – „Żegluj” jest takim klubem – gdzie te koszty nie są jakieś wielkie. Moje dzieci już pływają w klasach sportowych regatowych wyższych, bo jedno ma 15, drugie 20. Lat. Mój syn powiedział mi w pewnym momencie w liceum, że żeglarstwo uratowało mu życie, bo był dręczony w szkole, a jest to jednak coś, co daje poczucie mocy wewnętrznej.
Ogólnopolski Program Edukacji Żeglarskiej jest organizowany przez Polski Związek Żeglarski we współpracy z Ministerstwem Sportu i Turystyki. Obowiązują zapisy poprzez stronę: www.polsailing.pl. Ilość miejsc jest ograniczona.
LilKa/ opr. DySzcz
Fot. archiwum