Trwa spór z Komisją Europejska na temat odblokowania środków z Krajowego Planu Odbudowy mimo, że w połowie lipca weszła w życie nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym, zgodnie z którą przestała istnieć Izba Dyscyplinarna, a w jej miejsce powstaje Izba Odpowiedzialności Zawodowej. Chodzi o słowa przewodniczącej komisji Ursuli von der Leyen, która ocenia, że nowa prezydencka ustawa o Sądzie Najwyższym nie gwarantuje sędziom możliwości kwestionowania statusu innego sędziego bez ryzyka, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej. Od zmian w Sądzie Najwyższym KE uzależniała akceptację KPO i wypłatę Polsce pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Krytycznie do trwającego sporu odnosi się wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski w rozmowie z reporterką Polskiego Radia Lublin Karolina Ryniak.
Izba Dyscyplinarna została zastąpiona Izbą Odpowiedzialności Zawodowej – na czym polega różnica między nimi i gdzie jest istota sporu z przewodniczącą Komisji Europejskiej?
– W mojej ocenie, istota tego sporu leży zupełnie poza Sądem Najwyższym – mówi Marcin Romanowski. – Istotą sporu jest kwestia suwerenności państw członkowskich, to, że komisja wykorzystuje różne narzędzia i jednym ich jest spór, gdzie pretekstem jest Sąd Najwyższy. Ale to jest część tego planu centralizacyjnego Unii Europejskiej, który bardzo dobrze widać w umowie koalicyjnej niemieckiego rządu, bo ta centralizacja jest w rzeczywistości sterowana przez Niemcy, a po części przez Francję. Przede wszystkim jest to realizacja hegemonistycznych interesów niemieckich, ale gdybyśmy się nieco przyjrzeli temu pretekstowi do pozbawiania państw członkowskich jego kompetencji, to spór tyczy się o artykuł 19., który mówi o środkach odwoławczych, które każde państwo członkowskie powinno gwarantować w zakresie sporów dotyczących prawa unijnego. Z takiego przepisu, który w żaden sposób nie jest przepisem kompetencyjnym, Unia próbuje wyprowadzać swoje prawo do decydowania o strukturze organów konstytucyjnych. Bo przecież Sąd Najwyższy w każdym państwie jest tym najwyższym organem trzeciej władzy. Tak naprawdę pierwszej, bo mamy do czynienia z sędziokracją. Unia działa na zasadzie kompetencji przekazanych – tylko te kompetencje, które zostały jej wyraźnie przekazane w traktatach przez państwa członkowskie, bo to państwa członkowskie są panami tych traktatów, tylko w tym zakresie Unia może działać. Tymczasem wobec Polski w tym zakresie działo się zupełnie inaczej. Po to właśnie, żeby wejść w kompetencje Polski, a w przyszłości każdego państwa członkowskiego, i móc decydować o sprawach fundamentalnych dla każdego państwa, jakim jest wymiar sprawiedliwości, a w odniesieniu do Polski plan ma jeszcze dodatkowy element – bardziej bieżący, polityczny – mianowicie powrót Platformy Obywatelskiej do władzy. Partia Donalda Tuska to partia ściśle związana z niemiecką chadecją, z Partią Ludową, której członkiem prominentnym jest Ursula von der Leyen, była minister obrony Niemiec, obecnie szefowa Komisji Europejskiej. Te wszystkie działania mają na celu rozbicie reform, które Zjednoczona Prawica od 2015 roku realizuje po to, żeby utrudnić władzę. To jest realizacja planu brukselskiego i berlińskiego. Wiele było tych elementów, bo wcześniej spory dotyczące Trybunału Konstytucyjnego, również Krajowej Rady Sądownictwa, kwestia Turowa i polskiej energetyki, która jest również bardzo mocno związana z suwerennością energetyczną. To są przykłady, jakie możemy jeszcze mnożyć – chociażby kwestie związane z wartościami, to, że polskie samorządy były szantażowane, żeby wycofać się z zupełnie nikogo niedyskryminujących uchwał „pro family”. To też jest przykład ekspansji tej agresji ideologicznej.
Izba Dyscyplinarna a Izba Odpowiedzialności Zawodowej – zmiana nastąpiła. Czym one się różnią?
– Te różnice są wtórne – podkreśla wiceminister Romanowski. – My w ostateczność kierując się dobrą wolą poparliśmy ten projekt. Nie byliśmy jemu przeciwni, chociaż uważamy, że on nic nie poprawia, może też wiele nie psuje. Jedną z istotniejszych różnic jest to, że teraz do Izby Dyscyplinarnej będą mogli również trafić „paleo-sędziowie”, jeśli mogę się tak wyrazić wchodząc w pewną narrację totalnej opozycji, a więc ludzie, którzy byli wybrani przez kastową Krajową Radę Sądownictwa będą decydować o odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów. To się nie sprawdziło w poprzednim systemie. Obawiam się, że tutaj znacznie obniży się standard, który uważam, że powinien być najwyższy, jeśli chodzi o sędziów. Wydaje mi się, że to jest istota sprawy. Izba Dyscyplinarna miała szczególną autonomie pomyślaną na początku, wtedy kiedy prezesem była Małgorzata Gersdorf i we władzach Sądu Najwyższego byli praktycznie tylko upolitycznieni sędziowie, którzy robili wszystko, jako politycy w togach, żeby przeszkodzić reformom. W związku z tym po to była potrzebna ta autonomia, żeby Izba mimo tego nieprzyjaznego otoczenia mogła działać. Teraz nie jest to takie istotne, więc jeśli chodzi o różnice, to wydaje mi się, że to jest ta najważniejsza.
Jednym z elementów sporu z Komisją jest przywrócenie do orzekania odwołanych sędziów. Czy zostaną przywróceni?
– To jest pytanie do składów orzekających sądów – mówi wiceminister Romanowski. – To jest właśnie przykład podwójnych standardów i horrendalnej hipokryzji ze strony Komisji Europejskiej i każdego, kto podnosi tego typu żądanie. Kto ma przywrócić tych sędziów – prokurator, posłowie? Przecież sędziowie są zawieszani za konkretne wykroczenia dyscyplinarne przez kompetentny skład orzekający. I tylko taki skład może to zmienić, więc formułowanie takich oczekiwań, że warunkiem np. wypłaty środków jest przywrócenie sędziów do orzekania, jest to tak naprawdę polityczne żądanie ze strony Komisji Europejskiej skierowane do sędziego – to jest absolutnie niedopuszczalne i za coś takiego osoby, które to mówią powinny już dawno zostać zdymisjonowane. W każdym cywilizowanym kraju, państwie na pewno by się to stało. Zresztą w tej ustawie jest ścieżka odwoławcza dla zwieszonych sędziów. Mogą odwoływać się od decyzji zwieszających. Jeżeli to zrobią, jeżeli składy orzekające, wybrane zgodnie z ustawą przywrócą ich, to oczywiście, to jest zrozumiałe. Ale dopóki tak się nie stanie, takie żądania to rażące naruszenie zasad praworządności.
Niedawno Jarosław Kaczyński stwierdził publicznie ‘Koniec tego dobrego” – to było w odniesieniu do ustępstw wobec Brukseli. Czy w związku z tym są plany, żeby jeszcze przekonywać Komisję Europejską, że Polska spełnia wszystkie warunki by odblokować środki z KPO?
– To bardzo trudne pytanie. Bo my jako Solidarna Polska od dawna, a od 2020 roku zdecydowanie i stanowczo mówimy, że z Komisją Europejską trzeba prowadzić twarde, a nie miękkie negocjacje. Z bandytami trzeba twardo – może to brzmi brutalnie, ale ze znacznie poważniejszą brutalnością mamy do czynienia ze strony przeciwnej, a wspomniany wcześniej przykład politycznych żądań w stosunku do polskich sędziów tylko to potwierdza. Takich żądań jest znacznie więcej, chociażby oczekiwanie, żeby Trybunał Konstytucyjny zmienił swoje orzeczenie jako jakiś warunek wypłaty środków. Tak po prostu nie może być. To państwa decydują o ich strukturze prawnej, o suwerenności, a tutaj w rzeczywistości ogon próbuje machać psem. To Trybunały Konstytucyjne państw członkowskich, ich organy najwyższe decydują, a nie jacyś ludzie, którzy nie mają żadnej legitymacji demokratycznej i zostali wyposażeni w kompetencje na podstawie traktatów tylko w takie, w jakie zostali wyposażeni. Ale zwyczajnie się rozpychają. To jest ten element, z którym trzeba walczyć. Natomiast wracają do pytania, problem jest następujący: mechanizm warunkowości, Next Generation, właśnie Krajowy Plan Odbudowy, który jest częścią polską w tym wypadku wieloletniego planu finansowego antycovidowego, to są niestety mechanizmy szantażu. W naszej ocenie, w ocenie Solidarnej Polski, zgodziliśmy się na nią błędnie i teraz ponosimy tego konsekwencje. Mechanizm szantażu ekonomicznego jest najprostszy. Zróbcie to i to, bo inaczej nie dostaniecie pieniędzy. A nawet jak dostaniecie to wam je zabierzemy, jeżeli jeszcze nie zrobicie tego i tego. Dokładnie z tym mamy teraz do czynienia. Ustawa, o której na początku rozmawialiśmy, o zmianie w ustawie o Sądzie Najwyższym miała wypełniać te kryteria. Nagle okazuje się, że nie wypełnia. Nagle ktoś podnosi jakieś dodatkowe żądania dotyczące chociażby rozdzielania Prokuratora Generalnego i Ministra Sprawiedliwości czy zmiany orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. To jest właśnie taka eskalacja żądań, przykład twardych, brutalnych negocjacji. Ale na twarde brutalne negocjacje w przykładu spraw europejskich Polska ma jedno, ale bardzo skuteczne narzędzie: veto. I trzeba z niego jak najczęściej korzystać, żeby wytłumaczyć naszym partnerom z Berlina i Brukseli, że nie pozwolimy się szantażować.
Czy jest w związku z tym możliwe, ze Polska tych pieniędzy w ogóle nie otrzyma?
– Myślę, że tak. Oczywiście bardzo byśmy chcieli, żeby było inaczej – mówi wiceminister Romanowski. – Ministrowie odpowiedzialni za fundusze uspokajają, że te pieniądze dostaniemy. Natomiast pojawią się liczne głosy, przede wszystkim europarlamentarzystów z Prawa i Sprawiedliwości, ze Zjednoczonej Prawicy, którzy jednak opierając się – jak sądzę – na swoim długoletnim doświadczeniu, obecności w instytucjach europejskich, mówią zupełnie coś innego. Nasze doświadczenie, myślę, że trzeźwo oceniane, z ostatnich 4-5 lat takich miękkich negocjacji, też skłaniałoby mnie ku temu, że te obawy są naprawdę uzasadnione.
To są gigantyczne pieniądze. Jeżeli ich nie będzie, to co dalej? Wiele planowanych inwestycji jest na nich oparte.
– Tak, to jest kwestia szukania innych rozwiązań: szukania oszczędności, czy nie wydawania środków tam, gdzie są wydawane na podstawie absurdalnych zobowiązań europejskich. W mojej ocenie, zastanowienie się nad chociażby wycofaniem z Green Dealu, który kosztuje nas dziesiątki miliardów złotych rocznie, jest jakimś rozwiązaniem. To, że polski węgiel, polskie kopalnie w praktyce są nisko opłacalne, nie wynika z tego, że źle pracują. Leżymy na węglu. To jest polskie złoto. Natomiast problem jest taki, że polskie kopalnie nie są tak rentowne, ponieważ są obciążone wszystkimi quasi podatkami, haraczami klimatycznymi wymyślonymi przez zachodnią Europę, w szczególności Niemcy, które mają inne źródła energii. Mówię o tym dlatego, że mamy naprawdę bardzo dużo różnych możliwości, dużo środków z Polski wypływa. Również Plastics Task, do którego się zobowiązaliśmy i który miał finansować m.in. polskie KPO. My to KPO finansujemy w tym momencie, to idzie bezpośrednio czy pośrednio z naszych podatków. My powinniśmy zastanowić się, jak te źródła wypływania pieniędzy z Polski zamknąć po to, żeby te środki zostawały w Polsce.
Mimo inflacji, mimo sytuacji ekonomicznej, która jest, uda się to zrobić?
– Mówimy tutaj oczywiście o bardzo wielu czynnikach, hipotezach – podkreśla wiceminister Romanowski. – Natomiast powtórzę: zgodziliśmy się w 2020 roku na mechanizm, który pozwala te środki blokować. Decyzja nie leży po naszej stronie. My pozbyliśmy się wpływu na tę decyzję. Jesteśmy szantażowani. Pytanie ile kosztuje polska suwerenność, czy mamy kompletnie zrezygnować z demokracji, zmieniać nasz ustrój pod niemieckie dyktando po to, żeby te środki otrzymać. To profesor Legutko zadał właśnie to pytanie – Ile kosztuje polska suwerenność? Myślę, że wszyscy musimy na to pytanie zacząć odpowiadać.
Komisja Europejska na początku czerwca zaakceptowała polski Krajowy Plan Odbudowy. To krok w kierunku wypłaty przez Unię Europejską prawie 24 mld euro dotacji i 11,5 mld euro pożyczek w ramach Funduszu Odbudowy. KE zaznaczyła m.in. że polski KPO „zawiera kamienie milowe związane z ważnymi aspektami niezależności sądownictwa, które mają szczególne znaczenie dla poprawy klimatu inwestycyjnego i stworzenia warunków dla skutecznej realizacji” i że „Polska musi wykazać, że te kamienie milowe zostały osiągnięte przed dokonaniem jakichkolwiek wypłat w ramach Funduszu Odbudowy”. W tej chwili Polska czeka na zaakceptowanie sprawozdania przez Komisje Europejską. Decyzji w sprawie KPO można spodziewać się najwcześniej jesienią.
RyK / opr. AKos
Fot. RL