Zachować i wyremontować czy przenieść lub rozebrać – trwa spór dotyczący „dworku Sochackiego” w Dęblinie. To dawny dom lekarza, filantropa i honorowego obywatela tego miasta Augusta Hipolita Sochackiego. Budynek z początku XX wieku jest w złym stanie technicznym i nie może być obecnie użytkowany.
– Kilkadziesiąt lat temu obiekt został przekazany przez rodzinę doktora Sochackiego na potrzeby oświatowe – wyjaśnia burmistrz Dęblina Beata Siedlecka. – Tam mieściło się przedszkole miejskie przez wiele lat. Po wybudowaniu nowego budynku Przedszkola nr 1 budynek został zagospodarowany na cele różnych stowarzyszeń – ostatnim, które zajmowało tę siedzibę było Stowarzyszenie Krokus. Kilka lat temu podjęłam decyzję, aby zbadać budynek pod względem technicznym, bowiem wzbudzał kontrowersje odnośnie stanu technicznego. Wówczas miasto zleciło biegłemu budowlańcowi opinię odnośnie stanu technicznego budynku i otrzymaliśmy informację, że jest on znacznie zdegradowany, niebezpieczny, że nie mogą przebywać w nim żadne osoby i należałoby go wygrodzić. W związku z tym, że znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie siedziby Miejskiego Przedszkola nr 1. Tak też uczyniliśmy. Mając taką opinię zamierzaliśmy wystąpić do Nadzoru Budowlanego o wyrażenie zgody na rozbiórkę obiektu. Kiedy takie działanie miasto podjęło, Towarzystwo Przyjaciół Dęblina zareagowało w sposób dosyć radykalny uznając, że dom mieszkalny doktora Sochackiego potocznie nazwany dworkiem, należy zachować dla mieszkańców jako budynek historyczny.
CZYTAJ: Dęblin: Dworek Sochackiego zostanie zabytkiem?
– Staramy się o to, żeby nie rozebrano tego dworku – mówi Grażyna Szczepańska, prezes Towarzystwa Przyjaciół Dęblina. – Dostawałam telefony od mieszkańców, że już się szykują do rozebrania, żeby coś zrobić, aby pozostał w pamięci tego miasta. Dlatego wyszliśmy z taką inicjatywą. Co można zrobić? W momencie, kiedy jest to małe miasto, gdy brakuje pomieszczeń dla różnych organizacji, można zrobić wszystko. Można stworzyć jakąś ideę społecznikowską, można mieć salę wystawową, salę spotkań, małe kino. Wszystko można zrobić. To 200 metrów kwadratowych.
– Trzeba go wyremontować i niech zostanie. To stary, stylowy budynek. Można go odświeżyć i zostawić. Ważny dla tych, którzy zginęli w latach 40. był dr Sochacki, a jego dom nie pełnił żadnej funkcji. Stoi zapomniany. Moim zdaniem powinien zostać, ale jak się nie remontuje, to wszystko jest w kiepskim stanie – mówią mieszkańcy.
– Budynek stanowił siedzibę kultury jeszcze w okresie zaborów – mówi Krzysztof Karwowski, regionalista zajmujący się historią Dęblina. – Został wybudowany na początku poprzedniego wieku. Mieszkał w nim Sochacki do śmierci w 1941 roku. W tym budynku w 1912 zmarł jego ojciec, Michał Sochacki herbu Zagłoba, uczestnik powstań narodowych 1831, 1864, urodził się również jeden z jego synów – Zygmunt August Sochacki, porucznik Wojsk Polskich, który został zamordowany w 1940 roku w Charkowie.
– Nasze stanowisko od 5 lat jest niezmienne – mówi Grażyna Szczepańska. – Mieliśmy uchwałę podjętą w 2017 roku, żeby ten dom uratować, bo jest to świadectwo naszej regionalnej historii, tym bardziej, że jest to dom znanego społecznika okresu zaborów, bo przecież tu przyjechał pod koniec XIX wieku, tu leczył ludzi. I tu chwała jego dzieciom, bo ten dom przekazały w darowiźnie z działką 4,5 tysiąca metrów na rzecz Skarbu Państwa, czyli na rzecz gminy Irena. Także jest to znana osoba, powiedziałabym okresu międzywojennego. Jeśli ktoś miał pieniądze, to leczył za pieniądze, jeśli nie miał, był filantropem. Był współzałożycielem wielu instytucji społecznych w Dęblinie, zaczynając od banku, który zakładał ze społecznością żydowską, następnie Ireńskie Stowarzyszenie Spożywców, także pierwsze szkoły w Dęblinie. Powołał tzw. Towarzystwo Dramatyczne przy stacji kolejowej. Był współzałożycielem straży pożarnej. Zrobił bardzo dużo dla miasta. Ten budynek, przede wszystkim dach, nie jest w dobrym stanie, dlatego jeszcze w 2017 roku Towarzystwo starało się, żeby zabezpieczyć dach i zapobiec dalszej dewastacji budynku. Chcieliśmy wpisać go do ewidencji gminnej. Odmówiono nam tego, więc poszliśmy wyżej, do konserwatora zabytków i złożyliśmy wniosek. Konserwator uznał nas za stronę i teraz czekamy na decyzję konserwatora, bo wszystkie formalne rzeczy zostały spełnione, były oględziny.
– Jeżeli chodzi o procedurę związaną z wpisem do rejestru zabytków, to wygląda to tak: pod koniec maja tego roku taki wniosek o wpis do rejestru złożyło Towarzystwo Przyjaciół Dęblina – mówi Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków dr Dariusz Kopciowski. – W tej chwili odbyły się oględziny na miejscu, bo taka jest procedura; jest gromadzony materiał dowodowy, na podstawie którego zostanie dokonana ocena wartości kwalifikujących ten budynek do wpisu do rejestru zabytków. Oględziny odbyły się przy udziale wszystkich zainteresowanych stron, zostały złożone pisemne uwagi i wyjaśnienia odnośnie wartości tego budynku. Otrzymaliśmy również protest rodziny spadkobierców doktora Sochackiego w sprawie planowanej rozbiórki.
– Do czasu Powstania Warszawskiego mieszkałem w Warszawie – mówi Zbigniew Sochacki, wnuk doktora Sochackiego. – Już w czasie II wojny światowej nie miałem kontaktu z dziadkiem, ale przedtem kilka razy byłem tam z okazji świąt, przed wojną. Byłem kilkakrotnie w Dęblinie. Pamiętam dziadka, babcię, choinkę do sufitu. Jestem wdzięczny temu środowisku w Dęblinie, które wyraźnie dba o to i walczy o zachowanie pamięci mojego dziadka. Napisałem w swoim wniosku, że uważam, że domek dziadka powinien zostać jakimś małym muzeum, czy to Dęblina, czy muzeum poświęconym działalności mojego dziadka, bo był wielkim społecznikiem i brał udział we wszystkich prawie możliwych instytucjach obywatelskich.
– Społecznicy chcą, żeby chronić, a teraz pytanie skąd wziąć środki finansowe na remont budynku. W tej m.in. sprawie ze stronami korespondujemy – mówi Dariusz Kopciowski.
– Miasto podtrzymało swoje stanowisko, że dworek jest w tak złym stanie, że nie będzie nas stać na to, żeby utrzymać go jako obiekt zapisany w ewidencji jako zabytek – mówi Beata Siedlecka.
– Ja już przeglądałam, że są różne projekty umożliwiające remont takiego dworku z różnych fundacji, ale musi być wpisany w rejestr zabytków, żeby starać się o takie pieniądze. A jeśli chodzi o przeniesienie, to trzeba mieć plac – mówi Grażyna Szczepańska.
– Problem przeniesienia jest jeszcze taki, że rozebranie tego budynku na dzień dzisiejszy, w jego złym stanie technicznym, i złożenie go ponownie budzi ogromne wątpliwości, czy byłoby to możliwe – mówi Beata Siedlecka. – Mogło by się to zakończyć tym, że rozebralibyśmy ponosząc duże nakłady, a nie moglibyśmy go odtworzyć w takim kształcie. W związku z tym toczy się na razie postępowanie o wpis do ewidencji. Miasto utrzymało swoje stanowisko, że jednak ten obiekt należałoby z tego terenu przynajmniej usunąć, bowiem wpisanie tego budynku mieszkalnego zwanego dworkiem do ewidencji zabytków wraz z działką wiąże się z tym, że na działce tej również zbudowany jest nowy obiekt Miejskiego Przedszkola nr 1. A więc wszelkie inwestycje, które będziemy chcieli poczynić, na przykład celem rozbudowy tego przedszkola, trwa termomodernizacja tego obiektu, będzie się wiązały ze znacznie większymi nakładami, bowiem w tym momencie konserwator będzie musiał każdorazowo wyrażać zgodę na odtworzenie, rozbudowę, modernizację obiektu przedszkola.
– Rodzina darowała ten dom na cele kulturalno-oświatowe, więc myślę, że tutaj działalność przedszkola i działalność popołudniowa ludzi, którzy spotykają się w celach kulturalnych i oświatowych nie będzie przeszkadzała. To wszystko można połączyć. Dzięki takim historycznym miejscom można poznać tę historię i się nią zachwycać – podkreśla Grażyna Szczepańska.
Decyzja dotycząca ewentualnego wpisania budynku do rejestru zabytków ma zapaść w ciągu dwóch miesięcy.
ŁuG/ opr. DySzcz
Fot. fotopolska.eu / Darek Pawlak