Nie ma czego świętować – mówią sadownicy o obchodzonym dzisiaj Światowym Dniu Jabłka. Niskie ceny skupu i brak pracowników sezonowych do zbioru owoców – to tylko niektóre przykłady problemów branży.
Czy rzeczywiście jest gorzej niż było w ubiegłych latach?
Polska jest jednym z największych producentów jabłek na świecie. Do niedawna nasz kraj zajmował pierwsze miejsce także pod względem eksportu. Światowy Dzień Jabłka to dla polskich sadowników dzień wyjątkowy, ale – jak sami przyznają – liczba problemów branży jest tak ogromna, że o otwieraniu szampana nie ma mowy.
Tomasz Solis, członek Zarządu Głównego Związku Sadowników RP, zaznacza, że jednym z głównych problemów są niskie ceny skupu jabłek. Koszt wyprodukowania jabłek deserowych, czyli tych twardych i soczystych, jest niewiele niższy od kosztu ich skupu. Jeszcze większy problem sadownicy będą mieli w tym roku z jabłkami przemysłowymi, czyli tymi przeznaczonymi do przetwórstwa. – Myślę, że przy niskiej cenie jabłka przemysłowego nie będzie zbierał go nikt poza tymi gospodarstwami, które potrafią sobie poradzić rodzinnie, bez siły najemnej. Cenowa konkurencja na rynku będzie taka, że tych, którzy poszli w produkcję jabłek przemysłowych, nie będzie stać na to, żeby wynająć pracowników.
CZYTAJ: Sadownicy apelują o zmiany w prawie umożliwiające łatwiejszy dostęp do rynku pracy dla obcokrajowców
Drugi z problemów dotyczy braku pracowników sezonowych. Podobne problemy mieli w tym roku sadownicy zajmujący się produkcją truskawek czy malin, ale apogeum nadeszło teraz i „uderzyło” w producentów jabłek. Konrad Górski, sadownik z Wandalina w powiecie opolskim, potwierdza, że problem jest, ale nie wynika z niskich wynagrodzeń, tylko z pracy w trudnych warunkach. Za 8 godzin zrywania jabłek można zarobić nawet 170 zł. – Każdy szuka gdzieś na własną rękę. Nie ma tak, że zadzwonię i od razu kogoś znajdę. Wykonałem ponad 100 telefonów i jedna dziewczyna obiecała mi, że przyjedzie i weźmie 3 koleżanki. Ale to było 4 dni temu, na razie jeszcze się nie odezwała. A jabłka powinny już iść pełną parą do zbioru – mówi Konrad Górski.
CZYTAJ: Sposób na tańsze owoce? Zbierz je sam!
Tomasz Solis przyznaje, że owoce zebrane za późno albo nie będą nadawały się do przechowania, albo okres ich przechowania będzie znacznie krótszy. – Przy braku pracowników będzie problem z jakością i to szczególnie od miesięcy późnowiosennych przez miesiące letnie, ponieważ jabłka nie będą wytrzymywały norm. Brak pracowników, który obserwujemy, a obserwujemy go naprawdę bardzo dotkliwie – jest jeszcze gorzej niż było w okresie zbioru owoców miękkich – nie wróży najlepiej, ponieważ my bazujemy generalnie na pracownikach sezonowych zza wschodniej granicy, a ten rynek nam się mocno rozmył – tłumaczy Tomasz Solis.
Dr Monika Jakubiak, ekspert rynku pracy z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, zauważa, że kiepska sytuacja związana z produkcją jabłek odbije się na cenach. – W sytuacji, kiedy nie mamy wystarczająco dużo rąk do pracy, możemy spodziewać się, że będą rosnąć ceny ostatecznych produktów. Jeżeli będziemy patrzyli przez pryzmat konsekwencji dla jakiejś grupy osób, to przypuszczalnie największe odczujemy my jako ostateczny konsument, klient, czyli osoba, która chciałaby dokonać zakupu sezonowych produktów. A tych sezonowych produktów – jak słyszymy – będzie relatywnie mniej na rynku, w związku z czym prawdopodobnie ich ceny będą rosły.
Związek Sadowników RP apeluje do rządu o poluzowanie restrykcji wizowych dla obywateli z krajów Bliskiego Wschodu. To oni mogliby na polskim rynku pracowników sezonowych zastąpić Ukraińców.
Do dnia wybuchu wojny na Ukrainie około 90 procent pracowników sezonowych w Polsce pochodziło zza wschodniej granicy.
FiKar / opr. WM
Fot. pixabay.com