Po kolejnych rosyjskich ostrzałach Zaporoskiej Elektrowni Atomowej rośnie niepokój dotyczący zagrożenia jądrowego. Służby uspakajają i zapewniają o procedurach przygotowanych na wypadek sytuacji kryzysowej.
O możliwym zagrożeniu skażeniem promieniotwórczym i danych dotyczących poziomu radioaktywności w powietrzu w Lublinie z profesor Bożeną Jasińską z Instytutu Fizyki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie rozmawia Magdalena Kowalska.
CZYTAJ: Lech Sprawka: w razie zagrożenia województwo lubelskie jest zabezpieczone w jodek potasu
Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej wzywa do utworzenia strefy bezpieczeństwa wokół Zaporoskiej Elektrowni Atomowej. Jednocześnie Rosjanie cały czas atakują ukraińskie elektrownie jądrowe. W poniedziałek (19.09) wojska rosyjskie ostrzelały w nocy Południowoukraińską Elektrownię Atomową w obwodzie mikołajowskim. Rosjanie jednocześnie ostrzeliwali okupowaną przez siebie Zaporoską Elektrownię Jądrową.
Czy trwający ostrzał stanowi potencjalne zagrożenie nuklearne?
– Teoretycznie tak. Z tym, że z moich obserwacji wynika, że robią to – mówiąc kąśliwie – bardzo „inteligentnie”, bo atakują części elektrowni, a nie sam reaktor. Myślę, że chodzi o prostu o oddziaływanie psychiczne i sianie paniki – tłumaczy profesor Bożena Jasińska. – Dla zrozumienia tego, trzeba byłoby powiedzieć, czym różni się elektrownia jądrowa od normalnej. Reaktor, gdzie są pierwiastki promieniotwórcze i zachodzą procesy jądrowe, jest odpowiednikiem tej części klasycznej elektrowni, gdzie spala się węgiel. Potrzeba jednak jeszcze mnóstwa dodatkowych urządzeń, które stanowią o tym, że jest to elektrownia i które umożliwiają rozprowadzanie na duże odległości wyprodukowanej energii elektrycznej. Jak na razie wokół tej elektrowni dzieje się dużo, ale szczęśliwie reaktor nie został ani uszkodzony, ani nawet zaatakowany. Ostatnie informacje, o których słyszałam, dotyczyły upadku pocisków w odległości około 300 metrów od reaktora. Natomiast nie było prób trafienia w sam stos atomowy. I miejmy nadzieję, że – mimo wątpliwej inteligencji agresorów – ich doradcy są na tyle inteligentni, że straszą, ale nie chcą spowodować kataklizmu.
CZYTAJ: Rosjanie ostrzelali elektrownię atomową pod Mikołajowem, reaktory działają normalnie
W czwartek wojewoda lubelski Lech Sprawka podkreślał, że w tej chwili nie ma żadnego zagrożenia skażeniem promieniotwórczym. Zaznaczył, że według analiz ewentualna chmura radioaktywna nie kierowałaby się w stronę Polski. Chodzi tu zarówno o dużą odległość, jak i kierunek wiatru. A przecież ten ostatni się zmienia.
– Rzeczywiście, gdyby doszło do sytuacji radiacyjnej, wiele zależy od tego: jaki będzie kierunek wiatru, czy będzie wyż czy niż i czy masy po ewentualnym wybuchu będą przemieszczały się bardzo wysoko, czy tuż nad ziemią. Widać to na przykładzie katastrofy w Czarnobylu. Wówczas była taka cyrkulacja powietrza, że kraje skandynawskie zostały o wiele bardziej skażone od terenu Polski, bo na tak wysokim pułapie ta chmura wędrowała nad Europą. Jeśliby ktoś planowałby atak nuklearny czy na elektrownię jądrową, przy wojskowych musiałby siedzieć sztab naukowców, który analizowałby prądy powietrzne. Jeżeli mamy prąd wschodni, to wtedy chmura przemieszczałaby się w kierunku Polski. Ale nad naszym krajem najczęściej jest cyrkulacja zachodnia – jak nam się pogoda zmienia, to masy powietrza płyną znad Bałtyku i Europy Zachodniej. Mamy więc strategiczne położenie, żeby nie dostać dużej porcji ewentualnego skażenia – stwierdza profesor Bożena Jasińska.
CZYTAJ: Zaporoska Elektrownia Atomowa wstrzymała pracę
Wiele osób pamięta katastrofę w Czarnobylu, stąd pojawia się zainteresowanie płynem Lugola i tabletkami jodku potasu. Wojewoda informował w czwartek o dostatecznych zasobach jodku potasu w naszym regionie. Ale wśród mieszkańców wciąż pojawiają się pomysły profilaktycznego stosowania takich preparatów.
– To zdecydowanie nie jest dobre rozwiązanie ze względów fizjologicznych. Bowiem, żeby ochronić sobie tarczycę, trzeba przyjąć ogromną ilość jodku potasu, by nasza tarczyca nie bała w stanie przyswoić już więcej jodu. Chodzi oczywiście o niemożność przyjęcia jodu promieniotwórczego, powstałego podczas awarii czy innego zjawiska radiacyjnego. A takie przyjecie dużej ilości jodku potasu jest bardzo szkodliwe dla funkcjonowania naszej tarczycy. Jeśli już nawet doszłoby do skażenia radiacyjnego, lepiej znać kilka metod, co robić, żeby uniknąć poważnych skutków. My, fizycy ciągle pracujemy z pierwiastkami promieniotwórczymi i nikt z nas nie choruje na białaczkę czy inne tego typu choroby. Bowiem wiemy, co mamy robić – wyjaśnia profesor Bożena Jasińska.
Jakie są najprostsze zasady, gdyby doszło do takiej sytuacji?
– Higiena, higiena i po trzecie higiena. To nie jest tak, że pojawi się coś zupełnie nowego, z czym nasz organizm nie ma do czynienia. Żyjemy w pewnym tle promieniowania jonizującego, które pochodzi po pierwsze z ziemi, ze znajdujących się tam naturalnie pewnych izotopów promieniotwórczych, po drugie z promieniowania kosmicznego. Nasze ciało też zawiera pewną ilość pierwiastków promieniotwórczych. W związku z tym skażenie to byłaby dodatkowa porcja takiego promieniowania. Dopiero gdyby była ona zdecydowanie duża może być szkodliwa dla organizmu ludzkiego. Co wtedy robić? Zamknąć okna, żeby nie wpuszczać skażonego powietrza z zewnątrz. Jak najdłużej pozostać w domu, bo będziemy narażeni przede wszystkim na pyły, które spadną na nasze ciało. Jeśli wychodzimy na zewnątrz zakładamy więc maski. Ale muszą one być założone szczelnie i mieć filtr. W momencie gdy wracamy do domu, buty zostawiamy za drzwiami, a całe ubranie pierzemy. Natychmiast też wchodzimy pod prysznic. Myjąc się, staramy nie wlać sobie wody do ust, nosa, oczu, bo to są najwrażliwsze organy, które mogą ulec uszkodzeniu. To się po prostu z siebie zmywa. Ale wcześniej trzeba uważać, żeby nie nawdychać się tych pierwiastków, aby nie osadziły nam się w płucach – radzi profesor Bożena Jasińska.
Na początku marca Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej uruchomił w Lublinie monitoring radioaktywności. Czy w ciągu 7 miesięcy rosyjskiej agresji na Ukrainę były jakieś niepokojące wzrosty.
– Mimo kilkakrotnie pojawiającej się paniki, żadnego wzrostu nie było. Poziom promieniowania detektor mierzy na bieżąco, dane sczytywane są przez komputer i co godzinę w Internecie pojawia się kolejny wynik. Każdy może sobie w dowolnie wybranym momencie zajrzeć – zachęca profesor Bożena Jasińska.
Odczyty i dane archiwalne są dostępne stronie internetowej Radioaktywność w powietrzu w Lublinie.
Zaporoska Elektrownia Atomowa to największa elektrownia jądrowa w Europie. Po raz pierwszy wojska rosyjskie zaatakowały elektrownie na początku marca.
Elektrownia położona jest około 1000 kilometrów od granic Polski. Dla porównania Czarnobyl leży około 500 kilometrów od naszego kraju.
MaK / opr. ToMa
Fot. Enerhoatom Facebook