W okupowanym Mariupolu rosyjskie władze zmuszają do udziału w pseudoreferendum w sprawie przystąpienia do Rosji. Do domów przychodzą „komisje” składające się z dwóch osób z urną i kartami do głosowania oraz dwóch z bronią.
Poinformował o tym doradca mera Mariupola Petro Andriuszczenko. Według niego, lokale wyborcze w mieście „znajdują się w sklepach i kawiarniach”. – Tzw. referendum wygląda następująco: mobilne grupy co najmniej czterech osób – dwóch cywilów z urnami i kartami do głosowani oraz dwóch w rosyjskich mundurach wojskowych z karabinami – chodzące od drzwi do drzwi. Już w porze obiadowej zaczęli zatrzymywać ludzi na ulicy, prosząc ich, o głosowanie. Ludzie muszą oddać swoje głosy, biorąc pod uwagę, że dzieje się to właściwie pod bronią. Rozumiemy, jakie są wyniki tego wyrażenia woli.
CZYTAJ: Mer Melitopola: Rosjanie sprowadzili na pseudoreferendum tłum statystów
Petro Andryushchenko poinformował, że rano do miasta wjechało 27 wojskowych ciężarówek jako kolejna metoda zastraszania mieszkańców Mariupola.
Zapewnił, że w mieście rośnie w siłę ruch oporu. Dziś w dniu pseudoreferendum nad miastem powiewały dwie ukraińskie flagi, a na ścianach domów wymalowano literę jest symbolem oporu w okupowanym mieście, przypominając okupantom, że Mariupol to Ukraina.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. PAP/EPA/ANATOLY MALTSEV