Są koncerty, warsztaty, wystawy i spotkania ze znawcami historii żydowskiej – w Kazimierzu Dolnym rozpoczął się „Pardes Festival – Spotkania z Kulturą Żydowską”. To jubileuszowa, dziesiąta edycja tego wydarzenia, które ma pokazać dawną wielokulturowość miasteczka. Przed II wojną światową ponad połowę mieszkańców stanowili Żydzi.
Tegoroczną edycję festiwalu rozpoczęło oprowadzanie po wystawie judaików zgromadzonych w Muzeum Sztuki Złotniczej. Na miejscu był dziś nasz reporter wspólnie z kierownikiem tego oddziału Muzeum Nadwiślańskiego Anielą Ryndziewicz.
– Jesteśmy w sali, która zawiera ekspozycję stałą pokazującą srebra kultowe i obrzędowe, jakimi posługiwali się wyznawcy judaizmu. I mamy tu srebra synagogalne, które służyły do ozdoby tory, służyły do podkreślenia świętości tory, a także które ułatwiały odczytywanie tej tory. Ten zespół nosi nazwę ogólną – klejkodesz, czyli naczynia święte – opowiada Aniela Ryndziewicz.
– Nie byłam na tej wystawie, dlatego z chęcią ją zobaczę. Będąc tutaj, można coś zobaczyć na miejscu – mówi mieszkanka Kazimierza Dolnego.
– Historia Żydów bardzo mnie interesuje – mówi Zofia Kamionowska z Warszawy. – Sama jestem osobą, która przeżyła Holocaust. Urodziłam się w 1942 roku, to były straszne czasy. Wyszliśmy z getta, byliśmy w piwnicy, nie było co jeść. Wrzeszczałam, właścicielka piwnicy powiedziała, że dziecko musi odejść, inaczej wszyscy zginą. W tamtych czasach była taka młoda kobieta, która była łączniczką AK. Ona znalazła polską rodzinę, do której mnie przyniosła. Pokochali mnie. Imię mam po dziewczynce, która zmarła, mając półtora roku, ja wtedy miałam 9 miesięcy. Różnie ludzie postępowali w czasie Holocaustu. Są też złe przykłady, ale ja jestem przykładem takiej szlachetności Polaków i wielkiego serca, za co im serdecznie dziękuję.
– To są spotkania z kulturą żydowską – mówi Aleksandra Markiewicz, dyrektor programowa Pardes Festival w Kazimierzu Dolnym i Janowcu. – To są spotkania z ludźmi. Chodzi o spotkanie publiczności z ekspertami, znawcami, artystami, o uwrażliwienie na pewne kwestie, o pewien nowy, świeży stosunek do tematyki trudnej, nie do końca przerobionej, niekiedy marginalizowanej. To jest wielki dorobek. Wiele wspaniałych spotkań, doświadczeń i emocji. Myślę, że program X edycji jest bardzo bogaty, różnorodny, podzielony na pewne przestrzenie, które staraliśmy się eksponować od I edycji. Przestrzeń historii i pamięci, pamięci społeczności żydowskiej, którą próbujemy przywołać. Bo to jedynie próba przywołania tamtego unicestwionego świata we wrześniu 1939 roku. Przestrzeń natury, bo jesteśmy w bardzo malowniczej i niezwykłej okolicy, która oddziaływała na społeczność żydowską, chrześcijańską. Jest przestrzeń sztuki, która wynika i z historii, i z natury oraz jest to nawiązanie do historii polsko-żydowskiej koloni artystycznej, która tutaj się narodziła.
– Kazimierz był niezwykle ważnym ośrodkiem jeżeli chodzi o artystów pochodzenia żydowskiego – mówi Dorota Seweryn-Puchalska, kustosz Muzeum Nadwiślańskiego. – Dlatego że przybywali tu z różnych ośrodków – z Warszawy, Łodzi, Krakowa, Lublina. Ale też byli tutaj rodowici. Przyjeżdżali, uwielbiali to miejsce. Ponieważ to miasteczko było charakterystyczne i określono je jako wzorcowe miasteczko żydowskie, gdzie w wielkiej harmonii łączył się świat żydowski z chrześcijańskim. Mamy takie zapiski, że chodzili po tej części żydowskiej, gdzie te domy były takie zapadnięte i mówili, jak tu jest pięknie, tu jest jak w raju. Malowali właśnie takie trochę podupadłe zaułki. Takie prace można zobaczyć w Muzeum Nadwiślańskim w oddziale Kamienica Celejowska, gdzie jest ekspozycja stała. I tam jest cała jedna sala poświęcona tym artystom, którzy tu przyjeżdżali. Mamy prace, które też pokazują Kazimierz w takich odsłonach, które już nie istnieją. Bo mamy np. na kamienicy tzw. gdańskiej kuczkę na obrazie, której już tutaj nie ma. Zaułki, obiekty, które trochę inaczej wyglądały niż teraz. Można przyjść i zobaczyć.
– To miasteczko jest rzeczywiście fascynujące, bo pokazuje jak bardzo myśl żydowska rozwinęła się później w całej literaturze żydowskiej – mówi Ewa Małkowska-Bieniek, kurator Muzeum Polin. – Mamy taki swoisty renesans np. języka jidysz. Co prawda ten język się już nigdy tak nie odrodzi, nie będzie językiem dużej grupy ludzi na wschodzie, bo tych ludzi po prostu nie ma. Ale na szczęście są organizowane jakieś kursy, studiujemy literaturę w języku jidysz. I właśnie w ostatniej swojej książce o kobietach, bohaterkach drugiego planu, które walczyły z najeźdźcą hitlerowskim, i których nazwiska zostały właśnie tam zapomniane, pisze też o Racheli Auerbach, która była osobą walczącą o pozycję języka jidysz. Przyjaźniła się w Deborą Vogel, która namówiła na pisanie w jeżyku jidysz. Przyjaźniła się z Brunonem Schulzem, którego namawiała na pisanie w jidysz, ale nie udało jej się. Bruno Schulz, jak wiadomo, pozostał przy polskim. Znalazł doskonałą protektorkę w postaci Zofii Nałkowskiej. Język jidysz żył i spajał całą diasporę. Był językiem, który wiele twórców chciało kultywować, żeby przetrwał.
– To jest na pewno rzecz cudowna, że przypominamy. Ludzie stąd, Żydzi nie mogą być anonimowi. Mamy kulturę i każdego chcemy upamiętnić z imienia i nazwiska. Tu jest jeszcze mnóstwo do zrobienia. Będę sugerował, żeby była zrobiona i upubliczniona lista żydowskich mieszkańców Kazimierza. Tak jak jest np. w Lesku, gdzie w starej synagodze jest duża tablica, na której wszyscy są wymieni w porządku alfabetycznym – mówi mieszkaniec Kazimierza Dolnego.
– Mamy konkretne osoby, które też warto pamiętać – mówi Marcin Pisula, przewodnik, nauczyciel historii w Kazimierzu Dolnym. – Bardzo ciekawa postać, o której trzeba dużo mówić, bo to jest wyjątkowa postać – Sonia Wischini, nauczycielka Szkoły Podstawowej w Kazimierzu, która znała wiele języków i prowadziła pensjonat Świtezianka. Ona w 1944 roku w małej miejscowości w Górach Świętokrzyskich dokonała niezwykłej rzeczy. Znając wiele języków i będąc osobą odważną podeszła do oficerów niemieckich, którzy otoczyli wieś chcąc przeprowadzić akcję pacyfikacyjną jako karę za to, że we wsi doszło do akcji partyzanckiej, w której zginęli niemieccy oficerowie. Ona przekonała tych Niemców, żeby odstąpili. I rzeczywiście Żydówka uratowała mieszkańców polskiej wsi.
– Ważne jest to, że ten festiwal, choć w tytule ma „spotkania z kulturą żydowską”, tak naprawdę pokazuje splot historyczny, tradycji, kultur, religii. To nie były oddzielnie w innych światach żyjące społeczności. One się nieustannie ze sobą stykały na różnych poziomach. Myślę, że ten splot, uświadomienie sobie tego, że to byli nasi sąsiedzi i że pewnego dnia ten świat żydowski przestał istnieć, istnieje pustka pożydowska to jest pewna praca wyobraźni, którą pobudzamy, animujemy i stymulujemy do tego, żeby pochylić nad tym już nieistniejącym światem. Pochylić się nad Polską, gdzie tak znaczny procent choćby w przypadku Kazimierza – ponad 60 – stanowili Polacy wyznania Mojżeszowego – dodaje Aleksandra Markiewicz.
Festiwal potrwa do niedzieli (11.09), a Polskie Radio Lublin jest patronem medialnym tego wydarzenia.
ŁuG / opr. AKos
Fot. Iwona Burdzanowska