„To był straszny eksperyment niemieckiego lotnictwa”. 83. rocznica bombardowana Frampola

302349057 1250479899102228 1344538049571634078 n 2022 09 01 184810

We Frampolu w powiecie biłgorajskim rozpoczęły się uroczystości upamiętniające 83. rocznicę wybuchu II wojny światowej oraz bombardowania tego miasta. W uroczystościach biorą udział: marszałek Sejmu Elżbieta Witek, wicepremier i minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak, a także wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin.

CZYTAJ: Lublin uczcił 83. rocznicę wybuchu II wojny światowej

Piloci 8. korpusu lotniczego niemieckiej Luftwaffe zrzucili na Frampol bomby, ćwicząc taktykę bombardowania w warunkach polowych. Zniszczono ponad 80 procent zabudowy miasta, w którym nie było żadnego wojskowego celu. 

– To był koszmar, którego nie zapomnę aż do śmierci – mówi jeden ze świadków bombardowania Frampola, Teodora Jezierska. – Jako dziecko pilnowałam się mamy, a rodzice chyba wiedzieli, że coś się dzieje. Mama złapała mnie za rękę, pobiegłyśmy szybko, nie było bruku, i do sąsiadów na ulicy Orzechowej. Samolot leciał nisko, tuż nad naszą stodołą, pilot wychylony i strzela z karabinu maszynowego. Ten samolot przeleciał, pamiętam do dzisiaj twarz tego pilota: te oczy wybałuszone. Widzę też ten karabin. Przerażenie i strach. Płakałam.

– Frampol nie stanowił żadnego punktu ważnego wojskowo – mówi historyk i regionalista z Frampola, Andrzej Burlewicz. – Nie było żadnej obrony przeciwlotniczej. Były tylko i wyłącznie cofające się wojska przed Niemcami. Dlatego Niemcy bombardując Frampol robili to całkowicie pewni, że nic im się nie stanie. Bombardowanie zaczęło się ok. 15.30. Około 12 samolotów leciało od strony Janowa.

– Samolot przeleciał, leciały kule. Słyszałam to wszystko, a my stałyśmy całe i zdrowe. Było tam takie wejście do sąsiada pod gankiem, jakby schron, i tam się schowaliśmy. Takie fakty pamiętam – wspomina Teodora Jezierska.

ZOBACZ ZDJĘCIA: Otwarcie wystawy IPN „Wrzesień 1939. Polska wobec niemieckiej i sowieckiej agresji”

– Na Frampol moim zdaniem zrzucono nie więcej niż 7 ton bomb – mówi Andrzej Burlewicz. – Największy cel osiągnięto nie bombami burzącymi, bo tych zrzucono ok. 24, ale największe zniszczenia powstały w wyniku rzucenia bomb kasetowych zapalających. One doprowadziły do tego, że 70-80 procent Frampola spłonęło.

– Ocalał jedynie murowany kościół pod wezwaniem św. Jana Nepomucena i gmach miejscowej szkoły podstawowej – mówi burmistrz Frampola Józef Rudy. – Reszta budynków nie przetrwała. Frampol przed wojną liczył ok. 4 tysięcy mieszkańców. To byli mieszkańcy pochodzenia żydowskiego. Tuż po wojnie, w 1946 roku, podczas pierwszego notowanego spisu, mieszkańców Frampola było 900.

– To był test dla niemieckiego lotnictwa – mówi kierownik pracowni historii Polski i historii powszechnej Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie, a także członek zespołu Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie, prof. Marcin Kruszyński. – Chodziło o to, że była to miejscowość, która nie miała totalnie żadnego celu militarnego, natomiast ponieważ Frampol miał określone położenie geograficzne, na wzgórzu, i miał też określoną topografię miasta, więc można było testować skuteczność użycia lotnictwa. Samo to wydarzenie istnieje w pamięci historiograficznej jako miejsce bezmyślnego, nieludzkiego, zdehumanizowanego ataku, gdzie złamano wszelkie reguły wojennej gry.

CZYTAJ: Premier: w wyniku II wojny światowej Polska straciła szanse rozwojowe

– Trzeba o tym pamiętać i przekazywać młodym. To bardzo ważne wydarzenie dla mieszkańców Frampola, należy o nim pamiętać, chociażby nawet po to, by nie powtórzyła się taka sytuacja w przyszłości – mówią mieszkańcy.

– Później też się chowaliśmy. Widocznie dalej były naloty. Huk, eskadry samolotów, szum i warkot. Po prawej stronie, jak się jedzie do Lublina, były pagórki. Ja ze swoją starszą siostrą i siostra cioteczna, jeszcze starsza od mojej, wzięli mnie za ręce. Był już wieczór, było prawie ciemno. Tam miałyśmy spać, ale nie spałyśmy, tylko siedziałyśmy i patrzyłyśmy jak płonie Frampol – wspomina Teodora Jezierska.

– Zdajemy sobie sprawę, że we Frampolu było wtedy tylko kilka budynków murowanych. Pozostałe były drewniane – mówi Andrzej Burlewicz. – Wiemy też, że połowa ludności żydowskiej była we Frampolu. Ich domy były bardzo ciasno uposadowione, polskie również. Wszystko było praktycznie drewniane, kryte strzechą. To była wielka pożoga. Ogień był przerzucany z budynku na budynek. Nie było wodociągów, było trochę studni, ale jak wiaderkiem ugasić palący się dom? Spłonęły 163 budynki mieszkalne, 157 obór, 139 stodół. Łącznie, jak oszacowano po wojnie, straty wyniosły, bez instytucji kościoła i innych, ok. 4,5 miliona złotych. To na tamte czasy spora suma.

– Niespełna dwa tygodnie po rozpoczęciu II wojny światowej Frampol stał się celem strasznego eksperymentu lotnictwa niemieckiego – mówi starosta biłgorajski Andrzej Szarlip. – Mało tego, po zakończeniu bombardowań, niemieccy żołnierze ćwiczyli strzelanie do uciekających cywilów, mieszkańców Frampola.

– Frampol palił się całe popołudnie, noc, do następnego dnia rano – mówi Andrzej Burlewicz. – Później był to las kominów, gruzów. Żołnierze cofający się następnego dnia, przechodząc przez Frampol widzieli zabite konie, bo transport amunicji czy wyposażenia wojskowego przeważnie odbywał się konno.

– Uważam, że była to zbrodnia wojenna – podkreśla Józef Rudy. – Ten, kto wówczas podjął decyzję o zbombardowaniu niewinnego miasta nigdy nie poniósł jakiejkolwiek konsekwencji. I generalnie naród, który tę wojnę wywołał, w wyniku której miliony istnień ludzkich straciło życie.

CZYTAJ: Jarosław Kaczyński: Prezentacja raportu o stratach wojennych Polski jest także decyzją podjęcia tej sprawy na forum międzynarodowym

– Trudno wyobrazić sobie tak wielkie bestialstwo – mówi Andrzej Szarlip. – Jak można dla celów szkoleniowych pominąć czynnik humanitarny, ludzki, nie brać w ogóle tego pod uwagę, tylko zabijać z zimną krwią.

– Tyle czasu minęło, że ja jestem w stanie wybaczyć. Może wiara we mnie taka jest, że należy wybaczyć, że jakaś opatrzność była, że jednak przeżyliśmy – mówi Teodora Jezierska. – Trauma była w rodzicach. Ja całe życie się wszystkiego bałam. Miałam sny, zrywałam się, budziłam. Mój tata zmarł wcześnie, bo ze strachu i przeżyć dostał zawału serca w wieku pięćdziesięciu kilku lat.

– Nigdy nie słyszałem, żeby padły słowa przeprosin ze strony tego, który zbombardował nasze miasto czy też zniszczył naszą ojczyznę podczas II wojny światowej. Na pewno by nie zaszkodziło wyartykułować wreszcie słowo „przepraszam” – mówi burmistrz Józef Rudy.

– Myślę, że trzeba przede wszystkim o tym mówić, przypominać – mówi Andrzej Szarlip. – Trzeba też nazywać po imieniu tych, którzy zaatakowali, bo często się przekłamuje, że to jacyś hitlerowcy, jacyś niezidentyfikowani ludzie. To byli Niemcy, nasi sąsiedzi. Ta historia jest trudna, ale ważna jest też pamięć, bo te wydarzenia definiują naszą tożsamość. Tam rozgrywały się tragedie konkretnych mieszkańców Frampola. To, jak wygląda dziś nasze społeczeństwo, nasi mieszkańcy, też było formowane niestety przez tego typu wydarzenia

W bombardowaniu Frampola zginęło prawdopodobnie ok. 10 osób. Większość mieszkańców spodziewała się nalotów i schowała się w schronach. Mimo wszystko bombardowanie przywoływane jest przez historyków jako przykład terroru niemieckiego lotnictwa podczas II wojny światowej.

ZOBACZ ZDJĘCIA: Lublin: obchody 83. rocznicy wybuchu II wojny światowej

MaTo/ opr. DySzcz

Fot. Piotr Michalski

Exit mobile version