Wisznice upamiętniły 80. rocznicę likwidacji getta. W ramach obchodów na budynku miejscowego urzędu gminy odsłonięta została okolicznościowa tablica.
Na uroczystości nie zabrakło rodzin ocalonych Żydów oraz mieszkańców, których rodziny ratowały Żydów.
Jedną z nielicznych osób, które przeżyły piekło getta w Wisznicach, jest ponad 100-letnia Helena Makaruk. Syn kobiety, Stefan Makaruk, podzielił się bolesnymi przeżyciami swojej matki. Jak podkreślał, to, że przeżyła, zawdzięcza rodzinie państwa Władyczuków z Wisznic. – W czasie likwidacji getta mama była u państwa Władyczuków. Tam pomagała im w domu. Mama opowiadała, że kiedy dowiedzieli się, że jest likwidacja getta, chciała od razu jechać do swoich rodziców. Pani Władyczukowa ją zatrzymała i nie puściła jej. Dzięki temu dzisiaj tutaj jestem i jesteśmy my. Wszystkie wydarzenia bardzo odcisnęły się na mojej matce. Były olbrzymią traumą przez całe życie. Bojąc się o naszą przyszłość, całkowicie zerwała z wiarą żydowską. Wychowała nas w wierze katolickiej. Powiem szczerze, że o tym, że jestem Żydem, dowiedziałem się dopiero, kiedy byłem już dorosłym człowiekiem. Całym swoim życiem moja mama zaświadczała wdzięczność za to, co ją spotkało ze strony Polaków.
Ocalałą z zagłady Helenę Makaruk wspomina Wanda Dubczyńska z domu Władyczuk z miejscowości Wisznice. – Miała szczęście. Jej szczęście polegało na tym, że nie miała urody żydowskiej. A poza tym bardzo dobrze mówiła po polsku. Przyszła do moich rodziców, do mamusi, czy nie mogłaby u nas pracować. Szukała dalszego miejsca, gdzie byłoby jej łatwiej zanieść coś rodzinie do getta. Została u nas. Przychodziła i nawet mieszkała. W międzyczasie, jak mieszkała u nas, to chodziła do getta i zanosiła tam jedzenie, takie podstawowe: ziemniaki, mleko. Mogła zanieść coś rodzinie i rodzina nie była już głodna.
Z rodzinnych przekazów Wanda Dubczyńska pamięta w szczegółach, jak jej matka uratowała Helenę Makaruk. – Jak było już likwidowane getto w Wisznicach i oni pakowali się już na wyjazd po prostu na zagładę, jej matka przysłała nam przez kogoś wiadomość, żeby przychodziła, żeby była z nimi, bo już ich zabierają. Ona spakowała się i szła. Ale moja matka namawiała ją, żeby została. Mówi: „Nie idź, bo tam zginiesz. Wiadomo, że jedziecie do obozu zagłady”. Ale trudno było ją przekonać. Była tak przejęta i poszła. Moja matka pobiegła za nią. W połowie drogi dognała ją. Zatrzymała ją i zawróciła. Mówi: „Wracaj, bo tutaj na pewno zginiesz. A jak zostaniesz, to masz jakąś szansę”. I rzeczywiście wróciła – opowiada Wanda Dubczyńska.
Getto w Wisznicach utworzono w 1940 roku. Przebywało w nim ponad 2 tysiące Żydów, głównie z Wisznic i okolic, a także z Mławy. Likwidacja getta rozpoczęła się w sierpniu 1942 roku. Żydzi z getta trafili do obozu zagłady w Treblince.
– W getcie były straszne warunki. Przecież tam nie było studni, była jedynie sadzawka – mówi historyk i współinicjator dzisiejszych uroczystości, Tadeusz Doroszuk. – Na terenie getta był tylko jeden publiczny szalet. Wiemy, że domów było kilkanaście. Po przyjeździe Żydów z Mławy, kiedy ich liczba wzrosła do blisko 2 tysięcy, sytuacja żywnościowa stała się dramatyczna.
– Historia getta w Wisznicach nie jest powszechnie znana – zaznacza wójt gminy Wisznice Piotr Dragan. – Młodzi ludzie zupełnie nie wiedzą, że było tu getto, że Żydzi tu mieszkali. A przed I wojną światową to było 60 procent mieszkańców Wisznic, przez II wojną światową – 40 procent. Nasze społeczności – polska i żydowska – przenikały się. Uważam, że tego nie można wyrzucić z pamięci, trzeba pamiętać. Chociaż ja bałem się tematu żydowskiego, bo to temat bardzo trudny.
Wisznice Żydzi zamieszkiwali od połowy XVII wieku.
W ramach obchodów upamiętniających rocznicę likwidacji getta odbył się też spacer śladami społeczności żydowskiej, otwarto również okolicznościową wystawę. Uczestnicy spotkania mogli także obejrzeć film dokumentalny autorstwa Tadeusza Doroszuka.
MaT / opr. WM
Fot. Małgorzata Tymicka