Politechnika Lubelska została ewakuowana. Całą akcję przeprowadzono sprawnie, a w zdarzeniu nikt nie ucierpiał – to tylko jedna z prezentacji szkoleniowych, które odbyły się dziś (25.10) na uczelni. Studenci, wykładowcy, ale także strażacy ochotnicy szkolili swoje umiejętności pomocy i nieutrudniania niesienia pomocy.
Na każdym kroku słychać było syreny straży pożarnej.
– Uczymy się, jak zachowywać się w tłumie. To podstawa – podkreśla Rafał Topyła, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Bełżycach i opiekun Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej. – Tłum jest bardzo niebezpiecznym zjawiskiem, ponieważ rodzi duże zagrożenie dla każdego, kto się w nim znajduje. Musimy uodparniać się na sytuacje stresowe, żeby wiedzieć, jak się zachować. Właśnie poprzez takie ćwiczenia przybliżamy to naszemu społeczeństwo. Trzeba wiedzieć, że panika i stres nie pomagają, tylko utrudniają działania.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Dzień z bezpieczeństwem pożarowym na Politechnice Lubelskiej
– Strażacy muszą mieć nawyki. Nauka nie może odbywać się podczas działań ratowniczych – zaznacza starszy brygadier w stanie spoczynku Stanisław Sulenta, realizujący zadania z zakresu ochrony przeciwpożarowej na Politechnice Lubelskiej.
– Staramy się spotykać co poniedziałek i we własnym zakresie bądź na wyjazdach próbować doskonalić się i szkolić nasze umiejętności – mówi Rafał Topyła. – Jednak pamięć mięśniowa to podstawa. Nie możemy popadać w rutynę, ale też nie możemy dać się panice. Takie szkolenia pomagają nam w tym wszystkim.
– Przede wszystkim trzeba pamiętać, żeby nie mieć jakichś ostrych rzeczy w pobliżu, żeby nie mieć na klatce piersiowej jakichś nożyczek, jakiegoś noża ratowniczego. Cokolwiek, co w przypadku takiego zdarzenia mogłoby przebić np. płuco – wskazuje mgr inż. Magda Wlazło z OSP Bełżyce. – Lepiej nie trzymać takich rzeczy przy sobie, nie rozmawiać przez telefon i na pewno wszystko będzie dobrze. Jeśli chodzi o bagażnik, im mniej bałaganu, tym dla nas lepiej.
– Mamy tutaj poszkodowanego. Jest to ofiara potrącenia przez ciągnik siodłowy. Osoba z krwotokiem – mówi Kamil Kasiak, ratownik medyczny, instruktor w firmie Medikurs. – Musimy pamiętać, że ludzi najszybciej zabija krwotok z tętnic, bo jest to czas nawet krótszy niż 3 minuty. Jeśli nie powstrzymamy tego krwotoku natychmiast, na przykład improwizowaną opaską uciskową, którą możemy zrobić z t-shirtu, czy kamizelki odblaskowej, ewentualnie z paska od spodni, to nie dajemy poszkodowanemu żadnych szans na przeżycie do przyjazdu zespołu ratownictwa medycznego.
W jaki sposób umocować taką opaskę? – Przede wszystkim zakładamy ją na kończynach. Jak najszybciej. Najlepiej, żeby to było 5-7 cm nad górnym brzegiem rany albo – jeśli nie jesteśmy w stanie zlokalizować tego krwawienia – to jak najwyżej. Jeśli jest to krwawienie z miejsc przejściowych, takich jak pacha, pachwina, szyja, to tam opaski nie założymy. Tam możemy tylko zapakować tę ranę, czyli upchać gazę do środka rany i zastosować ucisk bezpośredni w miejscu krwawienia -tłumaczy Kamil Kasiak. – Pamiętajmy, że elementy naszej garderoby też mogą służyć do zaopatrywania ran. Następnie wzywamy pomoc. Wybieramy numer 112, przyciskamy tryb głośnomówiący i działamy dalej. Nie zapominajmy, że najważniejsze jest własne bezpieczeństwo. Jeżeli jesteśmy na drodze, musimy wstrzymać ruch. Po drugie, możemy tamować krwawienie w rękawiczkach jednorazowych, dlatego uczulam ludzi, aby nosili przy sobie dwie pary rękawiczek jednorazowych. Dzięki temu mają ręce do działania. Mogą uratować czyjeś życie.
Co powinniśmy zrobić, gdy słyszymy sygnał ewakuacji?
– Jak najszybciej opuścić obiekt i wyjść na zewnątrz. Musimy unikać paniki. Próbujemy tutaj wyrobić takie nawyki – mówi st. bryg. w stanie spoczynku Stanisław Sulenta.
– Najważniejsze to słuchać poleceń osoby, która je wydaje, i nie sugerować się tym, co robi reszta, bo to może skończyć się tym, że zbłądzimy, zadepczemy kogoś. Najczęściej właśnie do takich sytuacji dochodzi. Możemy zginąć w tłumie i nie zawsze strażacy dotrą do nas na czas. Aczkolwiek, jak na przykładzie naszej jednostki, mamy kolegę, który służy w Warszawie w grupie ratowniczo-poszukiwawczej, ma ze sobą pieska ratowniczego, który pomaga podczas takich zdarzeń – dodaje Rafał Topyła.
– Fortunka ma obecnie 20 miesięcy. W straży pieski przede wszystkim szukają osób żywych – tłumaczy Mateusz Gołoś, druh OSP w Bełżycach i funkcjonariusz PSP w Warszawie oraz przewodnik psa ratowniczego. – Wykorzystują swoje receptory zapachowe. Człowiek rozróżni około 2 tysięcy zapachów, a pies potrafi około 20 tysięcy. To diametralna różnica, która bardzo pomaga nam w pracy. Kwestia zapachu żywego człowieka. Na początku, idąc z psem na spacer, napotykamy ludzi. Uczymy przez miły moment – dajemy smakołyk, zabawkę. To ćwiczenie powielane. Na bazie tego pies kojarzy miły moment i szuka w ten sposób człowieka.
CZYTAJ: Politechnika Lubelska: dzień z bezpieczeństwem pożarowym
– To wydarzenie jest po to, żeby pracownicy oraz studenci Politechniki Lubelskiej, ale również mieszkańcy, którzy po prostu tutaj przyjdą, wynieśli dla siebie niezbędną wiedzę, która pomoże im w przyszłości – zaznacza mgr inż. Magda Wlazło. – Problem leży w głowie. Trzeba trenować, uczyć się tego, słuchać innych, którzy chcą powiedzieć nam coś fajnego na ten temat. Można nauczyć się, jak efektywnie pomagać innym ludziom. Jak już się nauczymy, to myślę, że naprawdę cały świat będzie piękniejszy.
– Tylko doświadczenie, które młodzi ludzie mogą zdobyć podczas takich szkoleń, owocuje tym, że są jeszcze lepsi w rzeczywistych działaniach – zauważa prorektor do spraw studenckich Politechniki Lubelskiej dr hab. inż. Paweł Droździel. – Jest to pokłosie tego, że na Politechnice Lubelskiej mamy kierunek inżyniera bezpieczeństwa. To właśnie kierunek, na którym kształcimy inżynierów, którzy będą potem służyli pomocą innym ludziom w zdarzeniach, które nie chcemy, żeby występowały. Ale niestety życie jest bardziej skomplikowane.
Władze Politechniki Lubelskiej mają w planach następne tego typu szkoleniowe pokazy.
EwKa / opr. WM
Fot. Iwona Burdzanowska