Sto lat temu najbardziej znany lubelski poeta Józef Czechowicz pracował jako nauczyciel w Słobódce na terenie obecnej Białorusi. W pewien październikowy weekend poeta wybrał się nad jezioro – tam napisał wiersz. Ten utwór przez 100 lat przechowywany był w archiwum rodzinnym Marka Prokopa – siostrzeńca Heleny Życińskiej, dla której Czechowicz napisał wiersz. Teraz rękopis utworu trafił do zbiorów Muzeum Narodowego w Lublinie.
– Zaczęło się od telefonu – opowiada dyrektor Muzeum Katarzyna Mieczkowska. – Pewnego dnia odebrałam telefon od Pawła Prokopa. Znamy się wiele lat. I Paweł powiada do mnie: „Wiesz, w naszej rodzinie chyba jest rękopis Czechowicza. Chyba, trzeba byłoby to po prostu sprawdzić”. W podskokach zatelefonowałam do pana profesora Aleksandra Wójtowicza prosząc, żeby udał się na spotkanie rodzinne i zweryfikował, czy faktycznie jest to rękopis Czechowicza. Aleksander oddzwonił do mnie i mówi „Tak, nie mam wątpliwości. To naprawdę jest rękopis Czechowicza”.
– Rękopis był w archiwum rodzinnym – wspomina Marek Prokop, siostrzeniec adresatki wiersza. – Zupełnie przypadkowo przypomnieliśmy sobie o nim. Bardzo byliśmy zdziwieni, że z takim pietyzmem, przez tyle lat moja ciotka trzymała ten list w swoich dokumentach. Przekaz rodzinny mówił o tym, że to w czasie szkolnym, kiedy ona uczyła się w seminarium nauczycielskim, to napisał i podarował jej ten wiersz kolega. Byliśmy zdziwieni, że niewiele dokumentów zostało, a jednak ten wiersz ona przechowała przez tyle lat. Postanowiliśmy sprawdzić, czy to prawda, że wiersz ten napisał człowiek, który później stał się znanym poetą.
CZYTAJ: Nieznany wiersz Józefa Czechowicza – poetycki dar dla Muzeum Narodowego w Lublinie
– Kiedy pani dyrektor powiedziała nam o tym rękopisie i kiedy pan Paweł nam go przesłał, na pierwszy rzut oka byłem przekonany, że to jest Czechowicz – opowiada prof. Aleksander Wójtowicz, kierownik Muzeum Literackiego im. Józefa Czechowicza. – On ma niesłychanie charakterystyczny sposób pisania. Zwłaszcza w momencie, kiedy tworzy czystopisy. Czystopis to jest ta ostatnia wersja wiersza, pozbawiona niemalże poprawek i skreśleń. To jest taki modelowy czystopis Józefa Czechowicza. To się rozpoznaje po sposobie zapisu konkretnych liter, mniej więcej z tego samego czasu. To jest ponad wszelką wątpliwość. Reszta okoliczności się zgadza. Opowieść pana Marka pozwoliła to ubrać w szczegóły, które pokazują, że losy rękopisów to nie są losy jednego wiersza, ale losy wielu ludzi, zawiłe często, niekiedy tragiczne.
– Teraz chciałabym państwa przenieść do roku 1922 – mówi Katarzyna Mieczkowska. – Młody Czechowicz jest wtedy nauczycielem w miejscowości Słobódka, województwo podlaskie. Postanawia spędzić weekend nad jeziorem Opsa. Tam właśnie powstaje ten rękopis. Poeta ten, jako poeta znany, nie był do końca przez rodzinę identyfikowany jako Józef Czechowicz. Istniało takie prawdopodobieństwo. Stąd właśnie rodzina państwa Prokopów weszła w jego posiadanie. Helena, jak zdradził nam pan Marek, była niezwykle atrakcyjną młodą kobietą i pewnie niejeden młody człowiek wówczas się w niej podkochiwał. Do nich zaliczał się także Józef Czechowicz.
– Z naszej perspektywy jest to ważne o tyle, że pokazuje nam nieznaną do tej pory kartę z biografii Józefa Czechowicza – uważa prof. Wójtowicz. – Wiedzieliśmy, że on był nauczycielem w Słobódce. Wiedzieliśmy, że mierzył się tam z wyzwaniami pedagogicznymi i z tym, jak z dala od centrów kulturowych można pisać wiersze, jak można tworzyć. Wiemy też, że po takim kryzysie twórczym, o którym pisał w maju w swoim dzienniku, udało mu się w październiku napisać ten wiersz. To jest wiersz młodzieńczy. Jeden z niewielu, jakie znamy z tego okresu. Ponadto jest też to wiersz, który pokazuje jak bardzo intensywnie poszukuje swojego języka artystycznego młody Józef Czechowicz.
Więcej o utworze i okolicznościach jego powstania będzie można dowiedzieć się w najbliższą sobotę (15.10) podczas spotkania w Muzeum Literackim imienia Józefa Czechowicza o godzinie 12.00.
MaK / opr. PrzeG
Fot. Iwona Burdzanowska