Nowoczesna, mobilna stacja diagnostyczna trafiła do lubelskiego oddziału Inspekcji Transportu Drogowego. Dzięki niej można sprawdzić hamulce, zawieszenie czy normę emisji spalin. Ma ona służyć do kontroli dużych ciężarówek.
Jednym z pierwszych skontrolowanych w rejonie Lublina był pojazd, który prowadził Andrij, kierowca firmy transportowej z Wołynia: – Taki sprzęt jest potrzebny – przyznaje. – Ciężarówki są cały czas w trasie i zdarzają się usterki. Bywają spalone żarówki, ale są też poważniejsze awarie. Chyba większość widziała dymiące TIR-y.
– Jest to mobilna jednostka diagnostyczna, na której inspektorzy będą mogli dokonywać nie ogólnych, ale szczegółowych kontroli stanu technicznego pojazdów – mówi Piotr Winiarski, Lubelski Wojewódzki Inspektor Transportu Drogowego. – W szczególności takich układów jak układu hamowania, zawieszenia, układu kierowniczego. Ta jednostka wyposażona jest w wiele urządzeń służących ochronie środowiska – to analizator spalin, dymomierz.
– Generalnie, żeby rozpocząć, muszę wprowadzić szereg danych: numer rejestracyjny, data pierwszej rejestracji, dopuszczalna masa całkowita – tłumaczy młodszy kontroler Tomasz Chmiel. – Ten sprzęt możemy ustawić tylko i wyłącznie na punktach kontroli, które mamy do dyspozycji. Są one wyznaczone przeważnie na terenie Lublina. Tutaj mamy akurat możliwość na MOP-ie Wierzchowiska.
– Do tej pory stan techniczny był kontrolowany w zasadzie na podstawie organoleptycznej – mówi Paweł Gruszka, naczelnik Wydziału Inspekcji w Wojewódzkim Inspektoracie Transportu Drogowego. – To urządzenie umożliwia nam zbadanie niemalże jak na stacji diagnostycznej. Pojazdy typowane do kontroli są ściągane bezpośrednio z ruchu drogowego. Te pojazdy są załadowane. Sprawdzamy siły działające na ten pojazd, jak działają one w eksploatacji. Samochód do stacji diagnostycznej przyjeżdża rozładowany. Ciągnik siodłowy z naczepą waży wtedy ok. 15 ton. W tej chwili sprawdziliśmy pojazd, który waży 40 ton. To są zupełnie inne siły działające na układ hamulcowy, kierowniczy, na zawieszenie.
– W tym momencie jeśli chodzi o transport, najlepszy jest transport międzynarodowy – mówi Tomasz Chmiel. – Pojazdy są w najlepszym stanie. Najgorszy jest transport krajowy, czyli lokalny – taki z punktu A do punktu B w obrębie 100 km. Największy problem jest z czteroośkami, które wożą piach, kruszywo, żwirownie – małe pojazdy, takie do 34 ton.
– Bardzo często tarcze hamulcowe, zwłaszcza na przedniej osi, są popękane, co grozi rozpadnięciem się takiej tarczy, zablokowaniem koła, no i trudnymi do przewidzenia skutkami – dodaje Paweł Gruszka. – Takich uszkodzonych, nadmiernie zużytych tarcz obserwujemy bardzo dużo. Inspektorzy Transportu Drogowego rocznie wykonują około 10-12 tysięcy kontroli.
Koszt zakupu jednej jednostki to milion osiemset tysięcy złotych. W sumie w całej Polsce tego typu pojazdów ma być 16 – po jednym na każde województwo.
FiKar / opr. GRa
Fot. witd.lublin.pl