Przejechał 1030 kilometrów z Rozewia do Świeradowa-Zdroju w ponad 42 godziny – rycki rowerzysta Witold Kania był bezkonkurencyjny w Maratonie Rowerowym Dookoła Polski.
– Kluczowe jest odpowiednie odżywianie, choć ciężkich momentów na trasie nie brakowało – opowiada Witold Kania. – Nie miałem żadnej drzemki, zmęczenie narastało z każdym kilometrem. Już miałem zwidy, można powiedzieć. Były krzaki, a ja myślę, co tam tych trzech terytorialsów robi o tej porze? Stoją i naradzają się. A na ich wysokości widzę, że to był krzak. To jest zmęczenie.
– Dobrze się czułem, przede wszystkim wyspałem się noc przed startem. To bardzo ważne. Miesiąc wcześniej startowałem w ultramaratonie kolarskim Bałtyk-Bieszczad. W nocy nie mogłem zasnąć. Niestety drugiej nocy popełniałem już takie błędy… Odparzyłem sobie stopy, nie miałem aklimatyzacji do tych warunków, jakie panowały. Musiałem zrezygnować. Skończyłem w Łańcucie, zostało mi trochę ponad 100 km do końca, ale niestety…- mówi Witold Kania. – Teraz było inaczej. Byłem wyspany przed startem. Wiedziałem, że to procentuje w ten sposób, że nie będę musiał spać przynajmniej tych dwóch nocy. Trzeba też „rozgryźć” odżywianie. Jednak to dużo daje. Ważne są nawadnianie, suplementacja, żeby czegoś nie zabrakło w organizmie – witamin, magnezu, bo wtedy ręce sztywnieją. Tym bardziej, im człowiek jest starszy.
CZYTAJ: Cyklista z Ryk wygrał Maraton Rowerowy Dookoła Polski
– To jest naprawdę wyczyn – podkreśla Tadeusz Kucharski, regionalista z Ryk. – Kiedy spala się 23 tys. kalorii podczas jednej jazdy! Kiedy jedzie się 2 dni i 2 noce bez przerwy! Tej ostatniej nocy też nie spałem, bo cały czas pilotowałem go na trasie. Powiadomiłem rodzinę – bratanków, którzy mieszkają nad Odrą – żeby go tam witali. Nie jest to wcale takie proste, bo oni przelatują pojedynczo. Jak go zobaczyli, to najpierw zapytali: „Jaki pan ma numer? 38?” – „Tak”. – „Pozdrowienia!”
– Od 10 lat jeżdżę turystycznie, a tak, żeby porywalizować, to od 4 lat – opowiada Witold Kania. – Tygodniowo potrafiłem trenować nawet 18-20 godzin. Na ten i poprzedni maraton miałem trenera i dietetyka. Nawet napisał mi, żebym jadł batony energetyczne. Później jadłem na stacjach jakieś kanapki i właściwie wszystko. Zatrzymałem się, zobaczyłem makrelę w sklepie i wiedziałem, że będzie z tego energia. Może nie od razu, bo organizm nie jest tak ustawiony. Ale dietetyk kazał mi łączyć węglowodany, tłuszcze i warzywa. Kupiłem sobie pomidora malinowego, makrelę i bułkę. Później naprawdę był po tym „prąd”.
– Wiem, że Witek ma wielu kibiców i znajomych – mówi Ireneusz Szlendak. – Można sprawdzać na żywo, gdzie jest, jak porusza się na trasie. To nie tylko ten wyścig. Śledzimy wszystkie wyścigi Witka. Czasami udaje nam się kibicować na trasie, gdy wyścigi przebiegają bliżej Ryk. Od paru lat jeździmy razem z Witkiem. Jeśli jest w Rykach i ma czas, staramy się umawiać na wspólne jazdy. Jak Witek już wsiądzie na rower, to trudno dotrzymać mu koła. Jak jeździmy razem, to my już kończymy, a on dopiero się rozkręca. To jest gość.
Dodajmy, że w zawodach organizowanych pod koniec września wzięło udział 59 zawodników. A to nie pierwszy sukces ryckiego kolarza. Dwukrotnie wygrał on już ultramaraton Północ-Południe.
ŁuG / opr. WM