– Oni nie przyszli z ideologią, by nas uwalniać, oni przyszli, by nas zabijać – mówi wolontariuszka działająca na wyzwolonych przez ukraińską armię terytoriach wschodniej Ukrainy. Teraz działaczka znajduje się obwodzie charkowskim. Jak przyznaje, sytuacja ludzi, którzy przeżyli okupację, jest bardzo ciężka.
CZYTAJ: Drohobycz: lubelskie organizacje budują szpital dla poszkodowanych wojną w Ukrainie
– Zajmujemy się przede wszystkim medycyną taktyczną – opowiada wolontariuszka Tata Kepler. – Jeździmy od początku, jak tylko zostały wyzwolone miasta w obwodzie kijowskim: Bucza, Hostomel i Irpień. Byliśmy jedną z pierwszych grup, która tam wjechała. Nawet już ciężko nam zliczyć, w ilu miejscach byliśmy. Cały czas odwiedzamy wsie, gdzie nie dojeżdża pomoc, gdzie jest bardzo ciężko dotrzeć.
Jaka jest sytuacja w wyzwolonych miastach? W jakim stanie spotykacie ludzi, do których przyjeżdżacie?
– Ludzie są bardzo przestraszeni, bardzo zmęczeni, wyczerpani psychicznie. Prawie każdy ma załamanie nerwowe. Nikt z nich nie śpi normalnie, wszyscy są w stanie ogromnego stresu. Są miejsca, w których byli rosyjscy żołnierze i znęcali się nad cywilami. Są terytoria, które były przez kilka miesięcy codziennie ostrzeliwane. To jest bardzo trudne. Na przykład w jednej miejscowości nie było katowni, a w sąsiedzkiej była. Ludzie mówią: „Nam się poszczęściło, bo nas nie torturowali, tylko zastraszali”. To naprawdę ciężkie.
Katownia, czyli specjalne miejsce, gdzie okupanci zabierali ludzi i tam ich torturowali?
– Tak, takich miejsc jest bardzo dużo. Nasze służby cały czas znajdują nowe. To jest straszne.
CZYTAJ: Ukraina: rośnie ryzyko wznowienia rosyjskiej ofensywy na froncie północnym
Czy okupanci jakoś motywowali swoje działania? Przecież niby przyjechali tutaj „uwalniać” ludzi.
Oni nie przyszli z ideologią, by nas uwalniać. Oni przyszli, by nas zabijać. To jest ich idea narodowa. Bo gdy idziesz z ideologią, by uwalniać, to nie zachowujesz się w taki sposób. To są gwałciciele, zabójcy i złodzieje. To są terroryści. Rosja to państwo terrorystyczne.
Bardzo dużo ludzi w Ukrainie żyje w wielkim stresie. A jaki jest ich stan fizyczny?
– Bardzo różny. Kiedy ludzie znajdują się cały czas w piwnicy podczas ostrzałów, to później cierpią na różnorodne choroby. Są to między innymi problemy ze stawami, zapalenia pęcherza, zapalenia płuc. Fizycznie jest im bardzo ciężko. To działa tak, że kiedy siedzisz w piwnicy i jesteś pod wpływem adrenaliny, wtedy mózg skupia się tylko na tym, żeby przeżyć. Nie wysyła sygnałów, że coś jest nie tak czy coś boli. Jak tylko ostrzały się kończą i ludzie wychodzą, dosłownie zaczynają się sypać.
Ludzie na okupowanych terytoriach umierają nie tylko od wybuchów. Brak jedzenia, leków – to jest ich codzienność?
Tak się dzieje. W obwodzie charkowskim jest bardzo dużo ludzi, którzy umierali od tego, że nie było na przykład insuliny. Nigdzie nie mogli jej dostać.
Na swoim Instagramie często pisze Pani o różnych historiach ludzi. Czy jest jakaś jedna, która najbardziej zapadła Pani w pamięć?
Przez 8 miesięcy nie ma historii, którą zapamiętałabym najbardziej. Każda jest unikalna, każde spotkanie z ludźmi, z którymi rozmawiasz, którym pomagasz czy trzymasz za rękę tylko po to, by ich wesprzeć, to coś bardzo wyjątkowego. Każda historia jest naprawdę zdumiewająca. Niestety jest bardzo dużo bolesnych przeżyć. Są to losy ludzi, którzy wychodzili z piwnic, a okupanci kazali im tańczyć. Jeśli odmawiali, zaczynali strzelać im po nogach. Widzieliśmy dzieci, które własnymi rękami chowały rodziców, czy rodziców, którzy chowali swoje dzieci. Jest jedna historia, ona jest niesamowita – o pani Larysie. To odbyło się na wsi w obwodzie kijowskim. Jej mąż był bardzo ciężko chory, a jej teściowa nie chodziła. Wieś była pod okupacją, a oni potrzebowali pomocy, więc próbowali uciec z tej miejscowości. Pani Larysa wzięła zwyczajną wiejską taczkę, w której zazwyczaj wozi się siano, i drugą taczkę, z którą jeździ się na targ. Na jednej położyła swoją teściową, a na drugiej męża. W taki sposób wiozła ich 12 kilometrów. Szła dwie doby. Najpierw wiozła 100 metrów jedną taczkę, a potem wracała do drugiej. Tak przeszła przez posterunki okupantów, gdzie błagała, by ją przepuścili. Niewiarygodnie silna kobieta. W taki sposób uratowała życie swojej rodziny.
CZYTAJ: Media: ukraińskie wojska ostrzelały rosyjską przeprawę rzeczną pod Chersoniem
Te wszystkie historie wskazują na jedno – że Ukraina nie odda swojej ziemi i nie podda się.
Ukraina nigdy się nie podda. Ukraina nikomu niczego nie odda. To nasza ziemia, nasz kraj, nasze państwo, nasi ludzie. Tym terrorystom nie trzeba było tutaj przychodzić z wojną. Wiem, że świat jest zaskoczony. Świat nie spodziewał się, że będziemy tak walczyć o swoją wolność. Ale niestety wolność nie jest darmowa. My zdobywamy ją dużym kosztem. Robimy wszystko, co od nas zależy, by uwolnić naszą ziemię, żeby potem była możliwość, by odbudować niepodległą, wolną, cudowną Ukrainę.
Tata Kepler otrzymała nagrodę od prezydenta Ukrainy Wolodymyra Zełenskiego. Od początku wojny wraz z zespołem odwiedziła ponad 100 miejscowości, które znajdowały się pod okupacją rosyjską.
InYa / opr. WM