– Marne z nich wojsko, strachliwe. Kiedy weszliśmy do Swiatohirska, niektórzy uciekali przed nami przebrani za kobiety. Wagnerowców ganialiśmy tak, że piszczeli – mówi o rosyjskich żołnierzach ukraiński ochotnik Pawło z batalionu im. Serhija Kulczyckiego Gwardii Narodowej Ukrainy.
– Marni z nich żołnierze. Mogą bić jednego w dziesięciu, a jak trzeba iść jeden na jednego, okazuje się, że nie potrafią. Taka to… armia. Umie tylko kraść i grabić, a jak spotka normalnego, ukraińskiego żołnierza, to ucieka i nie wiadomo, gdzie się zatrzyma – opowiada.
Pawło pochodzi z obwodu rówieńskiego. Jest weteranem walk z prorosyjskimi separatystami z Donbasu, w których uczestniczył od 2014 do 2016 r. Ponownie wziął broń do ręki, kiedy w lutym 2022 roku Rosja rozpoczęła otwartą inwazję na Ukrainę. Jego batalion uczestniczył w walkach o wyzwolenie leżącego w obwodzie donieckim Swiatohirska i wszedł do niego jako pierwszy.
CZYTAJ: Media: bezpowrotne rosyjskie straty podczas wojny z Ukrainą wynoszą już ponad 90 tys. żołnierzy
– Po raz pierwszy wkroczyliśmy do Swiatohirska i zajęliśmy tu linię obrony na początku maja. Potem, na początku czerwca, „kacapy” zaczęły nas silnie atakować i wycofaliśmy się za most na rzece Doniec, do wsi Tetianiwka. Czwartego czy piątego czerwca most wysadzono. Pewnie zrobiły to „kacapy”. I przez cały czas trzymaliśmy tam linię obrony – relacjonuje.
Jego batalion ponownie wkroczył do miasta 11 września. – 11 września – pamiętam, bo była to święta niedziela – dostaliśmy rozkaz powrotu do Swiatohirska. Nasz dowódca wszedł do miasta jako jeden z pierwszych, a my za nim – mówi.
Gdy siły ukraińskie wkroczyły do Swiatohirska, Rosjanie podjęli walkę, jednak widząc przeważające siły przeciwnika, zaczęli się w popłochu wycofywać. – Nasi chłopcy łapali ich w cywilnej odzieży, nawet przebranych za kobiety. Było to śmieszne. Wchodzisz tam, gdzie były ich sztaby i widzisz popakowane telewizory, gotowe do wywiezienia komputery. Wszystko porzucili, nawet rzeczy osobiste. Rzucił plecak, przebrał się w coś i udaje cywila. Pozostawiali nawet broń, którą my przejęliśmy – cieszy się żołnierz.
Jak mówi Pawło, ukraińskie dowództwo wojskowe zachęca, by wycofujących się Rosjan nie zabijać, tylko brać do niewoli. – Nasze dowództwo zachęca nas, byśmy brali ich żywcem. Nie jesteśmy przecież zwierzętami, nie jesteśmy tacy, jak oni. Jeśli człowiek wychodzi z ukrycia z podniesionymi rękami to ja co, będę go zabijał? Mówię szczerze: żaden z naszych nie zabije bezbronnego, który się poddaje – zapewnia.
Pawło nisko ocenia zdolności bojowe i morale wrogich jednostek. Mówi, że siłą Rosjan jest ich liczebność. Ukraiński ochotnik uważa jednak, że rosyjskiej armii na Ukrainie nie pomoże już nawet ogłoszona niedawno mobilizacja. – Putin ogłosił mobilizację, zamierza powołać do wojska 300 tysięcy ludzi. Ja bardzo przepraszam, ale jeśli nasza ukraińska armia przemieliła ich żołnierzy zawodowych, to co my zrobimy z tymi chłopczykami? A przecież dostajemy jeszcze europejską i amerykańską broń! – podkreśla.
CZYTAJ: Rosyjscy żołnierze: dowódcy zostawili nas bez rozkazów, jedzenia i picia
Pytany, jak do ukraińskich żołnierzy odnoszą się mieszkańcy wyzwalanych spod okupacji miejscowości w Donbasie odpowiada, że raczej dobrze. – Wtedy, w maju, kiedy szedłeś po ulicy, miałeś uczucie, jakby ktoś chciał cię walnąć kijem w plecy. Teraz idziesz, ludzie się do ciebie uśmiechają, witają się. Nie wiem, może zobaczyli, czym naprawdę jest ruski mir i zrozumieli, kim są Ukraińcy? A my się od Ruskich bardzo różnimy – opowiada.
– Ja czy członkowie mojego batalionu podzielimy się z cywilnymi ostatnim kawałkiem chleba. A co robią „kacapy”? Przychodzą, włamują się do piwnic, zabierają ludziom ziemniaki, słoiki, wszystko. Zabrali i zjedli, a jak ci ludzie mają przetrwać zimę? Oto, czym się różnimy. Są ludzie i nieludzie. On przyszedł, chce cię zabić i wszystko ci odebrać. Nam zwierzęcia szkoda, pogłaskasz je, dasz kawałek jedzenia, a oni? Szkoda gadać… – rozmyśla.
Żołnierz jest przekonany, że Ukraina w wojnie z Rosją odniesie całkowite zwycięstwo. Nie wiadomo tylko, jaką cenę zapłaci za to ostatecznie jego państwo i kiedy to zwycięstwo nastąpi. – I tak odniesiemy zwycięstwo. Co ja mówię? Przecież my już zwyciężyliśmy, ale nie wiemy jeszcze za jaką cenę i w jakim konkretnie czasie pokonamy ich całkowicie. My wszyscy jesteśmy świadomi, o co walczymy. My jesteśmy na swojej ziemi, w swoim domu. To jest mój drugi pokój, a tu przyszedł sąsiad i odebrał mi ten pokój. Swiatohirsk, Łyman, Donieck, Krym, to Ukraina. Wcześniej czy później do nas powrócą – przekonuje.
Chwali także swoich towarzyszy boju za chęć walki. – Nasi walczą jak opętani, a mają po 25 lat. Mnie samemu aż włosy dęba stają, kiedy myślę, że mam 40 lat, a oni tacy młodzi. Walczą jak lwy! Mówię poważnie. Czy to nasza ziemia daje taką energię, czy co… A kacapy piszczą, tak się nas boją. Pamiętam, jak raz biliśmy się z wagnerowcami, ganialiśmy ich po całej wsi. Oni potrafią bić tylko bezbronnego. No nie są to żołnierze, mówię wam – powtarza Pawło z batalionu Kulczyckiego w rozmowie z PAP.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy