18.11.2022 Halo komiks

p1060294 3 2022 11 24 100020

Jak Piotr Nowacki zrobi zina, to nie ma klopsa. Prawdopodobnie powtarzam to zawsze, kiedy mam okazję wspominać o tym znakomitym artyście, ale trudno, jeszcze raz: obserwowanie, jak Nowacki rozwija się jako artysta to dla mnie jedna z najwspanialszych komiksowych przyjemności. Cudownie jest patrzeć, jak wprowadza nowe elementy do swoich krótkich form. Tu przybrudzi, tam pogrubi kreskę, jeszcze gdzie indziej niezwykle sensownie zastosuje odcienie szarości. No i to odręczne liternictwo – niewielu twórców może się pochwalić czcionką tak profesjonalną, przyjemną dla oka, niezawłaszczającą teren na planszy komiksowej i wkomponowaną w nią idealnie.

Dlaczego o tym wszystkim wspominam? Ponieważ Jaszczu na przestrzeni ostatnich miesięcy wydał dwie publikacje – piąty numer Klopsa, zina, który jak się okazuje powraca po trzech latach, oraz Skrawki. Szaty zdobiące pierwszy z tych produktów to standard zinowy – format A5, 24 strony, czerń i biel z gościnnym występem szarzyzny. Drugi zaś to znacznie wyższy poziom komiksowego kung-fu: format około B5, grzbiecik, 64 strony i kolorowa okładka. I już ta okładka jest świadectwem tego, jak Nowacki myśli komiksem oraz ile potrafi z niego – w bardzo naturalny sposób – wyciągnąć. Pomysłowość tego gościa nie zna granic. Klopsa urządził na zasadzie czasopisma, takiej Kobietki dostępnej w kioskach, tylko że podziemnych. Jest dział z wywiadami, są paski z charakterystycznymi bohaterami, jak Kot Ślunzok czy Gotuj z Głupatką (ten drugi to od razu kącik kulinarny), są wyrwane z kontekstu krótkie formy komiksowe, jest cartoonowy fanart, kolorowanka z portretami znanych ludzi oraz mój ulubiony dział – „Piotruś versus Jaszczu”, który polega na tym, że dorosły Piotrek przerysowuje swoje komiksy sprzed lat. I nie chodzi tu tylko o to, że autor pokazuje, że dzisiaj umie lepiej. Chodzi tu o ważny przekaz, który idzie w dal. Przede wszystkim widzę tu ideę wsparcia dla młodych komiksiarzy, którzy są na początku drogi i jedyne z czym się spotykają, to hejt, że nie umieją rysować. A tu patrzcie: mały Piotruś nie był mistrzem kreski, ale widać było w nim potencjał. Ciężką pracą i setkami zarysowanych plansz udowodnił, że można, bo Piotrek wymiata już tak, że spokojnie można stawiać go wśród najlepszych. Znakomita pedagogiczna robota i świetny materiał dla wszystkich prowadzących warsztaty komiksowe.

A jakby jeszcze mało było jaszczowych innowacji, posłuchajcie tego: materiał zawarty w Skrawkach to rzecz niespotykana. Wywodzi się z akcji inktober, która w skrócie polega na tym, że różni artyści poświęcają cały październik na to, żeby codziennie tworzyć jeden rysunek na zadany temat. Robi tak chociażby Grzesiek Pawlak, który następnie rokrocznie publikuje powstałe prace w zbiorach zatytułowanych Noirtober. Piotrek Nowacki także wszedł w tę ideę i też rysował po jednym rysunku każdego październikowego dnia, ale kiedy zakwitła idea publikacji tych dzieł, postanowił postawić sytuację na głowie. Każdy z rysunków potraktował jako puentę do jednoplanszowych historii, które dorysował. To komiksowe prequele to inktoberowych grafik. Zabierając się więc za lekturę Skrawek wiedzcie, że jeśli śledziliście inktober Nowackiego i publikowane przez niego prace utkwiły wam w pamięci, to zaspoilowaliście sobie wszystkie te opowiastki! Ale nic w tym złego, bo jest w tym frajda, inwencja, innowacja, świetna kreska, pomysłowość i zabawa.

Piotr Nowacki bawi się komiksem. A może się nim bawić z dwóch powodów: bo zna zasady panujące w tym medium i czasem niektóre z tych zasad świadomie łamie. I właśnie o to chodzi w sytuacji, kiedy ktoś chce się rozwijać. A obserwowanie, jak Nowacki rozwija się jako artysta to dla mnie… Powtarzam się. Wystarczy.

Exit mobile version