Nie było łatwo przeprowadzić ten wywiad. Co prawda Ken Casey, lider i wokalista Dropkick Murphys okazał się bardzo sympatycznym i ciepłym rozmówcą, ale na drodze o mało co nie stanęła nam… różnica czasu. Szefa Bostońskiej formacji złapałem gdzieś między Denver a Phoenix, w samym środku ich amerykańskiego tournee. Ken nie zorientował się, że umawiając rozmowę na godzinę 18 czasu polskiego, będzie musiał wstać dość wczesnym rankiem, co w perspektywie koncertu który grał poprzedniego wieczora, nie musiało być wcale takie proste… Mimo wszystko, jak na prawdziwego profesjonalistę przystało, stawił się niemalże punktualnie i odpowiedział na wszystkie przygotowane przeze mnie pytania.
Rozmawialiśmy przede wszystkim o nowym albumie formacji, „This Machine Still Kills Fascists”. Poniżej znajdziecie dwie wersje audio tego wywiadu: pierwsza z nałożonym, polskim tłumaczeniem, druga w oryginale, po angielsku. Dla ułatwienia, załączam również pisemną transkrypcję naszej rozmowy.
Wywiad oryginalnie został wyemitowany na antenie Radia Lublin we wtorek, 8 listopada w audycji „Kołowrót”.
Wywiad – wersja PL:
Wywiad – wersja ENG
Radio Lublin: Witaj Ken, dzięki że znalazłeś czas na tą rozmowę. Po pierwsze, zastanawiałem się jaki jest faktyczny powód tego, że nowy album Dropkick Murphys jest w pełni akustyczny? Na początku myślałem że chodzi o covid i całą tę “modę” na nagrywanie lockdown sesji w konwencji unplugged, ale potem zorientowałem się że w przypadku tematu Woody’ego Guthrie ma to zdecydowanie większą głębię….
Ken Casey: No tak, staraliśmy się zrobić to tak, aby każdy mógł dość dokładnie wsłuchać się w teksty, aby przekaz był jak najbardziej czysty. Chcieliśmy również, po prostu, zrobić coś innego. Chcieliśmy sprawdzić samych siebie, czy uda nam się zagrać akustycznie, ale też intensywnie zarazem. Muszę przyznać że dobrze się przy tym bawiliśmy, sprawdzając się w ten sposób i robiąc to właśnie w tym klimacie.
RL: Możesz mi opowiedzieć trochę więcej o pomyśle na ten album? Wiem że córka Woddy’ego Guthrie skontaktowała się z Wami i przekazała Wam jego oryginalne teksty, które nie zostały wykorzystane do piosenek. Czy to był bezpośredni impuls do stworzenia nowego repertuaru? A może wszystko zaczęło się znacznie wcześniej?
KC: Cóż, staraliśmy się znaleźć czas żeby zrobić ten album od jakichś 20 lat, więc… Tak naprawdę przyszło to wraz z kilkoma konkretnymi piosenkami i melodiami które stworzyliśmy. Podczas procesu pisania piosenek stwierdziliśmy że musimy to zrobić w pełni akustycznie, wcześniej wiedzieliśmy jedynie, że w jakimś stopniu będą to akustyczne kawałki, ale dopiero podczas pisania stwierdziliśmy, że nie, to musi być w pełni akustyczna płyta. To nawet nie była jakaś trudna decyzja, to się po prostu stało kiedy robiliśmy piosenki.
RL: Granie akustyczne to nie jest dla Was nic nowego, w końcu robiliście to już wielokrotnie, jednak nigdy nie stworzyliście w pełni akustycznego albumu.
KC: Wiesz, dla nas jako zespołu, akustyczne granie zawsze było bardzo ważną inspiracją. Irlandzka muzyka folkowa zawsze była na swój sposób buntownicza, tak samo stare, amerykańskie country pokroju Johnny’ego Casha. Zawsze inspirowaliśmy się zespołami, które dostarczały mocny przekaz i nie były im do tego potrzebne elektryczne gitary. Dlatego wydaje mi się, że ciekawie było sprawdzić się właśnie w takim klimacie, wejść niejako w ich buty.
RL: Produkcja “This Machine Still Kills Fascists” jest bardzo organiczna, piosenki brzmią niemalże jakby zostały nagrane na setkę, za pierwszym podejście. Zgaduję że atmosfera podczas nagrań była sprzyjająca.
KC: O tak! Studio gdzie nagrywaliśmy album nazywa się “The Church” i położone jest w Tulsie, w Oklahomie. Jest tam świetne, duże pomieszczenie w którym dźwięk brzmi niezwykle, trochę jak na sali orkiestrowej. I tak, masz rację, wiele piosenek zostało nagranych niejako za pierwszym podejściem. “Ten Times More” i kilka innych numerów to rzeczy uwiecznione tak jak je zagraliśmy w tym pomieszczeniu. Chcieliśmy “złapać” ten charakterystyczny feeling, tą intensywność która jest obecna podczas grania live.
RL: Wasza nowa płyta jest dla mnie trochę jak Wehikuł Czasu, który przenosi słuchacza do Stanów Zjednoczonych lat 40-tych czy 50-tych. Taki był Wasz zamysł? Odtworzyć tamten klimat, tamte brzmienia?
KC: Nie, nie, na tych nagraniach chcieliśmy wciąż być Dropkick Murphys, ale też chcieliśmy okazać szacunek do tamtych czasów. Większość tekstów które śpiewamy zostało napisanych w latach 30-tych czy 40-tych tamtego stulecia, ale zorientowaliśmy się że niejako zatoczyły one koło. Wow, Woody pisał swoje teksty kiedy naziści napadli na Europę, a teraz Putin napadł na Ukrainę. Dyktatorzy i despoci są coraz bardziej akceptowani nawet w Ameryce, tego rodzaju polityczne poglądy zaczynają być coraz bardziej popularne i mainstreamowe. Więc niekiedy te teksty brzmią jakby Woody pisał je w tym roku, co jest dość przerażające bo są niezwykle adekwatne do obecnych wydarzeń.
RL: Powiedziałeś, że chcieliście pozostać Dropkick Murphys. Właśnie! Nawet jeśli “This Machine Still Kills Fascists” nie jest typowym albumem Dropkick Murphys, to jednak jest to wciąż bardzo Murphysowy album. Jak myślisz, co wpływa na taki stan rzeczy?
KC: To swego rodzaju pasja, przekaz i postawa w które wciąż wierzymy. Wierzymy w to co mówimy, śpiewamy i gramy. To wszystko wypływa bezpośrednio z nas, jest szczere. Jesteśmy szczęśliwi że to trafia do ludzi. Wiesz dla mnie ten nowy album jest najintensywniejszą płytą jaką kiedykolwiek zrobiliśmy, pomimo tego że jest akustyczny.
RL: Ta płyta to także pierwszy album od 1998 na której nie śpiewa Al Barr, który ze względu na sprawy rodzinne musiał opuścić szeregi zespołu. Nie czujesz się trochę samotny, stojąc sam na froncie sceny?
KC: Mówiąc szczerze, nie czuję się bardzo samotny. Powiem Ci dlaczego. Publiczność która przychodzi na nasze koncerty, fani dla których gramy, są bardzo mocno zaangażowani w Dropkick Murphys. Oni śpiewają każdą, pojedynczą linijkę tekstu, więc nawet kiedy Al jest ze mną czy Ala nie ma obok mnie, czy kogokolwiek kiedykolwiek miałoby zabraknąć, oni i tak będą z nami, będą z nami śpiewać. Ja i Al zawsze powtarzaliśmy, że fani są dla nas jak kolejny członek zespołu. Oni dają nam poczucie komfortu, są naszą siłą, źródłem energii którą od nich otrzymujemy. Jasne, czuje się czasem samotny, zwłaszcza podczas działań promocyjnych, które odbywają się bez fanów, wtedy czasem pytam: hej, gdzie jest Al? Ale kiedy gramy koncert i fani są z nami, to wszystko jest znacznie łatwiejsze.
RL: Rozmawiamy w środku Waszej trasy koncertowej po Amerykańskich teatrach. Zamieniliście kluby i hale koncertowe na wnętrza teatralne, nie czujecie się trochę dziwnie w tym otoczeniu?
KC: Ze względu na to że zrobiliśmy akustyczny album, chcieliśmy przedstawić ten materiał w odpowiedniej scenografii, otoczeniu, kompletnie inaczej niż dotychczas. Zdecydowaliśmy się na sale teatralne i jasne, jest to trochę dziwne, wiesz, nie ma tam moshpitu i tego typu rzeczy. Ale nie ma też barierek, więc pierwszy rząd jest dosłownie tuż przede mną. Fani są jak zawsze bardzo entuzjastyczni i śpiewają razem ze mną, więc czuję że dokładnie tak to powinno wyglądać w tym miejscu. Jest jeszcze jedna rzecz: fani słuchają i oglądają show znacznie uważniej. Normalnie odbywa się to inaczej: zwykle dajesz czadu i patrzysz jak fani skaczą, czujesz tą energię. A tu czujesz że bardziej obserwują to co się dzieje na scenie, słuchają bardziej wnikliwie. Czujemy się wtedy trochę na zasadzie: a niech to, musimy zagrać naprawdę dobrze! Bo oni chłoną to w kompletnie inny sposób, to już nie tylko kwestia energii, bo teraz jesteś słuchany i oglądany bardziej wnikliwie. Grając akustycznie nie ukryjesz tak łatwo swoich wokali czy nieczystości na gitarach, wszystko jest słyszalne jak na tacy. To oczywiście niezłe wyzwanie, które, mam wrażenie, sprawia że stajemy się coraz lepszym zespołem.
RL: Ken, w Styczniu przyszłego roku wracacie do Polski – zagracie w 30 stycznia w Warszawie. Powinniśmy oczekiwać że zagracie akustyczny set, czy raczej będzie to klasyczny, elektryczny, punkowy koncert?
KC: W założeniu będzie to klasyczny, elektryczny, punkowy set, ale, jak zapewne dobrze wiesz, nawet gdy graliśmy klasycznie, często zdarzało nam się sięgać po akustyczne kawałki i grać je właśnie w ten sposób. Więc zapewne wmiksujemy w seta akustyczne kawałki, dajmy na to zrobimy małą przerwę i zagramy trzy czy cztery kawałki kompletnie akustycznie. Ale są na najnowszym albumie takie kawałki jak chociażby “All Your Fonies”, który brzmi niesamowicie z elektryczną gitarą, więc zagramy w ten sposób jeszcze kilka innych nowych numerów. Plan jest więc taki żeby wmiksować nowe kawałki do seta tak, żeby niektóre z nich zagrać akustycznie a niektóre elektrycznie.
RL: Mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie. Wasz wydawca zdradził mi, że prócz materiału na “This Machine Still Kills Fascists” nagraliście jeszcze więcej piosenek, z których powstanie druga płyta…
KC: Tak! Faktycznie, nagraliśmy jeszcze 10 piosenek. Są one ukończone, aktualnie pracujemy nad okładką. To także akustyczne granie. Wiesz, ten album zrobiliśmy nieco bardziej w amerykańskim stylu, a ten następny album jest bardziej w celtyckim klimacie. Mamy kilku niesamowitych gości na tych nagraniach, jak chociażby The Violent Femmes, jest też Amy Taylor z Australijskiego Amyl And The Snifers a także Ramblin’ Jack Elliot który ma obecnie ponad 90 lat, ale występował w dawnych czasach z Woody’m Guthrie i mieszkał w jego domu. Mamy więc młody zespół który inspirował się nami, mamy zespół którym my się inspirowaliśmy, mam na myśli The Violent Femmes, a także gościa który śpiewał na albumach Woody’ego Guthrie, więc jesteśmy dość mocno podekscytowani. Ogółem, ten drugi album to nie jest coś w rodzaju odrzutów z sesji czy dodatkowych piosenek w formie uzupełnienia poprzedniego albumu. Zebraliśmy je razem w ten sposób, bo mają nieco inny feeling, ale gwarantuję Ci że są tak samo mocne jak i pierwsza część.
RL: Ok, Ken, dziękuje bardzo za ten wywiad, świetnie było z Tobą porozmawiać. Ostatnie słowo zostawiam Tobie dla Polskich fanów.
KC: Tak tak, jasne. Na koniec muszę powiedzieć, że naprawdę jesteśmy podekscytowani kolejnym koncertem w Polsce. Polscy fani zawsze traktowali nas jak rodzinę, okazywali nam wiele szacunku i miłości, więc zawsze nie możemy się doczekać na granie u Was – dziękujemy Wam za to i naprawdę świetnie będzie Was zobaczyć.
Rozmawiał: Marcin Puszka
Specjalne podziękowania dla Kasi Lewandowskiej z PIAS za pomoc w zorganizowaniu rozmowy.