11 listopada przejdzie do historii Ukrainy jako dzień wyzwolenia spod okupacji rosyjskiej miasta Chersoń. Ofensywa, która zaczęła się pod koniec sierpnia, zakończyła się po ponad dwóch miesiącach. Wymagała wspólnej pracy wywiadu, piechoty, artylerii, a także współpracy mieszkańców okolicznych miejscowości.
O szczegółach wyzwolenia Chersonia, a także pierwszych chwilach w mieście mówi Wołodymyr Łysy, zastępca dowódcy pododdziału „Himera”, który wchodzi w skład 126. Odeskiej Brygady Obrony Terytorialnej. – Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Każda spotkana osoba była po prostu wdzięczna. Czułem się trochę nieswojo, mówili nam: „Dziękuje”, przytulali nas, prosili, by się podpisać, pytali, czy jesteśmy tu na zawsze, mówili, że bardzo się cieszą, że wróciliśmy. Cały czas wspominali, że czekali na nas bardzo długo. Oczywiście teraz trochę ciężko, bo nie ma światła, nie ma wody, nie działają służby, takie jak straż pożarna czy pomoc medyczna. Jednak ludzie zaczęli lepiej się czuć tylko przez to, że nas widzą, a reszta będzie już naprawiana.
CZYTAJ: „Chersoń wrócił do domu”. Biuro prezydenta opublikowało zdjęcia z wyzwolonego miasta
Czyli pomoc systemowa już się pojawia w mieście?
– Tak, oczywiście. Na razie do Chersonia wjeżdżają wojskowi, a także służby specjalne. Wolontariusze nie są wpuszczani. Będą odbywać się antyterrorystyczne oraz antydywersyjne działania. Musimy odnaleźć kolaborantów, a także rosyjskich żołnierzy, którzy się przebierali w odzież cywilną i gdzieś ukrywają – mówi Wołodymyr Łysy.
Dużo jest kolaborantów, ludzi, którzy przeszli na stronę Federacji Rosyjskiej?
– Nie tak dużo jak obawialiśmy się. Chersoń to miasto ukraińskie, ale oczywiście, wszędzie są kolaboranci. Otrzymujemy cały czas informacje, kto współpracował, a kto nie – wyjaśnia ukraiński dowódca.
CZYTAJ: Wywiad wojskowy: Chersoń wraca pod kontrolę Ukrainy
Czy mieszkańcy współpracowali z ukraińskim wojskiem? Czy informowali, gdzie się chowają rosyjscy żołnierze czy ich sprzęt?
– Oczywiście działał partyzancki ruch w Chersoniu. Ludzie, kiedy mieli możliwości i udawało się im złapać bezpieczny zasięg przekazywali informację – mówi żołnierz.
Jak odbywała się ofensywa i przygotowania do niej? Bo wiemy, że ta ofensywa wejdzie do podręczników.
– Był plan, uzgadnialiśmy go, ale potem mijało kilka godzin i dostawaliśmy informację, że teraz idziemy walczyć. Wszyscy obawiali się, że będą jakieś przecieki i przeciwnik będzie wiedział kiedy i jak będziemy atakować. Było ciężko. Początek ofensywy był najgorszy. Rosjanie mieli bardzo dużo wyrzutni rakietowych, dużo sprzętu, wtedy były krwawe walki. Potem bacznie obserwowaliśmy ich działanie, jak zmieniają się ich pozycję, jakie wyposażenie dostają, ilu jest ludzi. Rozmawialiśmy z innymi pododdziałami, wywiad bardzo dobrze pracował. Ofensywa trwała na kilku kierunkach i sprawdzaliśmy jak to wygląda w innych regionach, by zrozumieć, jakie siły gromadzą w Chersoniu. Najważniejsza była informacja. To ona rządzi światem – opowiada rozmówca Radia Lublin.
W jakiej kondycji jest obecnie armia rosyjska?
– W każdej armii są żołnierze, którzy potrafią walczyć. W Rosji ich zostało bardzo mało. Bardzo dużo było świeżo zmobilizowanych. Rosjanie mają bardzo dużo amunicji, starych rakiet. ale ich piechota nie chce walczyć. Oni nie mogą być drugą armią świata, ale jak wchodziliśmy na ich pozycje i widzimy ich odzież, ich broń, ich kaski, nawet ich apteczki, to wszystko jak z minionej epoki, jak sprzed 30 lat – zauważa ukraiński dowódca.
Czy można już powiedzieć, że Ukraina ma przewagę?
– Jeśli chodzi o profesjonalizm to tak. Rosjanie artylerii mają bardzo dużo, ale to wszystko z minionej epoki, to jest po prostu stare. Ukraińskie wojsko ma mniej sprzętu, ale jakość jest lepsza – zauważa żołnierz.
Generał Mark Milley, przewodniczący amerykańskiego Połączonego Kolegium Szefów Sztabów, ostatnio zasugerował, że trzeba rozważyć negocjacje z Rosją. Co Pan o tym myśli?
– Trzeba patrzyć o jakie negocjacje chodzi. Jeśli tylko o to, by po prostu zakończyć wojnę, to my się nie zgadzamy. Powinniśmy odzyskać nasze ziemie. Mamy pokazać całemu światu, że nie zgadzamy się na wszystko, tylko po to, by zakończyć wojnę. Oni powinni odpowiedzieć, za wszystko co zrobili – mówi ukraiński dowódca.
Czy widać jakieś masowe groby w Chersoniu? Wcześniej gdy jakiś teren zostawał wyzwolony, od razu pojawiała się informacja o zbrodniach rosyjskich żołnierzy.
– Na razie nic nie widziałem, ale mam bardzo dużo znajomych na innych kierunkach frontu, w obwodzie donieckim czy zaporoskim. Wiem, co tam się dzieje, więc jestem przekonany, że gdzieś są takie miejsca. Póki Chersoń był pod okupacją, dostawaliśmy informację o tym, że znikają młodzi mężczyźni, kobiety a także dzieci – mówi rozmówca Radia Lublin.
Co ciekawego zostawili Rosjanie, uciekając z Chersonia?
– Jesteśmy pododdziałem piechoty. Nas najbardziej interesowała broń, granatniki przeciwpancerne i to wzięliśmy od armii rosyjskiej. Oni zostawiają wszystko, karabiny maszynowe czy amunicję.
Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu twierdzi, że wszystko zabrali ze sobą, że nic nie zostawili.
– Nie, oni zostawią wszystko: wyrzutnie rakietowe, które były gotowe do użytku, załadowane, cały sprzęt. Oni niczego nie potrzebują, oni nie chcą walczyć. Oni przyjechali tu zarabiać. Ich nie interesuję, jak cierpi nasz naród, ich nie interesuje cały sprzęt. Uważam, że świeżo zmobilizowanym rosyjskim żołnierzom jest obojętne pod jaką flagą walczą – stwierdza żołnierz.
Co dalej? Kiedy na lewy brzeg Dniepru?
– Nie mogę powiedzieć jakiejś konkretne daty czy kierunku. Jedyne, co mogę zdradzić, to, że już pracujemy nad tym.
Czy można już kupować bilety na Krym?
– Myślę, że nie. Krym to terytorium, które chcemy odzyskać, ale oprócz Krymu, mamy jeszcze dużo do zrobienia. Nasz dowódca, ja, żołnierze nie myślimy o tym, że niebawem będziemy na Krymie. Musimy odzyskać utracone ziemie, a potem to, co utraciliśmy 8 lat temu.
O czym powinna pamiętać Europa?
– Myślę, że ludzie powinni pamiętać, że jeśli przegramy tutaj, to samo się zacznie w innych krajach – dodaje ukraiński żołnierz.
Chersoń pod okupację rosyjską trafił na początku marca.
InYa / opr. AKos
Fot. PAP/EPA/OLEG PETRASYUK