POLSKA PŁYTA TYGODNIA EXTRA – „Doomsday”

hypnosaur foto 2022 11 17 094316

Popularny Krzysztof „Grabaż” Grabowski z Pidżamy Porno śpiewał swego czasu: „rock’n’roll umarł, rock jest martwy, stary…”. Warszawski „Hypnosaur” na swojej najnowszej płycie „Doomsday” z gracją obala tę niedorzeczną teorię.

Już pierwsze takty utworu tytułowego, który niczym dziki lew z klatki, wyskakuje z naszych głośników, obwieszczają że nie będzie tu półśrodków. Przesterowane gitary, potężnie brzmiące hammondy, zawadiacka sekcja rytmiczna i czysty, zadziorny wokal – oto przepis na utrzymanie starego, dobrego rocka przy życiu. Skrzywią się zatwardziali metalowcy, skwaszą zakopane w stereotypach rockowe dziadki, z niesmakiem odwrócą się w bok hermetycznie zakonserwowani punkowcy. Bo Hypnosaur, mimo iż nie przebiera w środkach, lubi mieszać, mącić i dość często balansować na granicy chwytów niedozwolonych. I tak, raz sypną nam w oczy garścią Kyussowego piachu, jak na przykład w wymownie brzmiącym „Desert Tornado”, innym razem zaś niebezpiecznie chwycą deskorolkę i po prostu narobią melodyjnego hałasu, jak w „On The Run”. Wokalna akrobatyka na linie zawieszonej między statuą Arthura Browna a posągiem Dextera Hollanda brzmi zdecydowanie przekonująco – mikrofon w Hypnosaur na pewno nie wpadł w niepowołane ręce. Inna sprawa że panowie mają naturalny dar tworzenia przebojowych refrenów a dodatkowo, wiedzą jak je uwypuklić – wszelkie nakładki i wokalne harmonie są tego doskonałym przykładem. W Polsce już coś podobnego próbowała swego czasu robić załoga zwana The Black Tapes. Hypnosaur podąża podobną ścieżką, ale mam wrażenie że na tle swoich starszych kolegów, robią to nieco bardziej świadomie. 

Mimo dość wąskiego pola do popisu, Warszawska ekipa potrafi zaintrygować czy nawet zaskoczyć – jak w „They Come Out That Night”, gdzie riff prowadzący mógł zostać podprowadzony z narkotycznych archiwaliów Billy’ego Gibbonsa. Albo w wieńczącym płytę instrumentalu „Huisuke”, gdzie vintage’owy syntezator mija się z kamiennymi riffami i całkiem niezłym pomysłem na bezwokalny przebój. Z resztą, powiedzmy sobie jasno – żeby stworzyć dobrego instrumentala, trzeba mieć do tego naprawdę łeb, w przeciwnym razie można zafundować słuchaczowi 5 minut kosmicznej nudy. „Huisuke” na szczęście nie nudzi ani przez chwilę i wydaje się być wręcz idealnym numerem na koniec tego zwartego krążka.

Całość muzycznej propozycji Hypnosaur brzmi oldschoolowo, ale przystępnie dla ucha – za mix odpowiedzialny jest naczelny, rodzimy specjalista od staroszkolnych brzmień, czyli Haldor Grunberg. Tu mała uwaga – warto zainwestować w wydanie winylowe „Doomsday”, bo dopiero wtedy można wciągnąć to wydawnictwo z całym jego dobrodziejstwem brzmieniowo-klimatycznym. 

Zdaję sobie doskonale sprawę, że moda na vintage oraz surfowanie po piasku z epokowymi wzmakami Marshalla to obecnie światowy standard. Tym bardziej trudno wychylić głowę ponad kreskę z całej tej, zalewającej rynek, masy. Jeśli jednak spojrzymy dokładniej, gdzieś tam dostrzeżemy wystający, pokryty łuskami, obślizgły łeb. To będzie Hypnosaur. Wielce prawdopodobne, że pomacha do nas jeszcze łapą.

Audycji „Polska Płyta Tygodnia Extra” możecie posłuchać w Piątek, 18 listopada, kilka minut po godz. 21:00.

Marcin Puszka

Exit mobile version