Druga księga Niewidzialnych (wyd. Egmont Polska) to kontynuacja szalonej podróży Granta Morrisona w jego prawdopodobnie najbardziej znanym dziele. To jeden z tych komiksów, które pchają medium do przodu. Produkt dla tych odbiorców, którzy nie zamykają się w wygodnym dla siebie wycinku popkultury i zamiast określać go mianem pseudointelektualnego bełkotu, potrafią docenić fakt, że przez lata komiks jako gatunek doczekał się przeróżnych form, będących w ciągłym rozwoju, napędzanym przez wizjonerskich artystów.
Niewidzialni to komiks o walce, buncie, proteście, akceptacji oraz zderzeniu ze światem. A może – słowami autostopowicza podwożonego przez King Moba – to „komiks o wojnie umysłów, o tym, że wielkie firmy płacą rządowi, żeby z pomocą UFO przesyłał reklamy prosto do naszych snów”. W drugiej księdze Morrison sprawnie pcha fabułę do przodu, a zarazem sięga do retrospekcji lub może raczej rzeczywistości równoległych bądź alternatywnych, w których wyjaśnia genezę kilku z wiodących przedstawicieli grupy osób o nadnaturalnych zdolnościach zrzeszonych pod szyldem Niewidzialnych. Mamy więc rytuały inicjacyjne, alternatywny Londyn, a nawet krótkie nawiązanie do Krakowa. Wszystkie flashbacki służą głównej osi fabularnej i poskładane są przez scenarzystę po mistrzowsku. Ale choć na okładce widnieje jedynie nazwisko Granta Morrisona, jasnym jest, że nie on jedyny stworzył poszczególne odcinki serii.
Za stronę rysunkową pierwszej dłuższej opowieści zatytułowanej She-Man odpowiedzialna jest znana już z pierwszego tomu Niewidzialnych Jill Thompson, która zalicza tu efektowny epizod w czerni i bieli z domieszką czerwieni. Następnie mocne wejście zalicza Paul Johnson, po czym za ołówek łapie Phil Jimenez w niezwykle hiperrealistycznej odsłonie. Jednozeszytowy występ w historii Jak zostałam Niewidzialną odnotowuje bardzo kontrastowy Tommy Lee Edwards. Jest też Mark Buckingham, którego nie sposób pomylić z kimkolwiek innym spoglądając na charakterystyczną kompozycję planszy i kadrowanie oraz Philip Bond w najkrótszym póki co występie na łamach serii. Ale spokojnie, powróci w kolejnych tomach i będzie go znacznie, znacznie więcej. Cieszy również fakt, że wraca Steve Yeowell, czyli artysta odpowiedzialny za inauguracyjną historię z cyklu o Niewidzialnych zawartą w pierwszej księdze.
Druga jest, krótko mówiąc, hipnotyzująca. Trudna i wymagająca, ale przy odrobinie wysiłku dająca ogromną satysfakcję. Po spokojnych podrygach Morrison na pierwszy plan wysuwa postać King Moba, czyli szefa wszystkich szefów, który zresztą traktowany jest przez scenarzystę jako jego alter ego. Już w Animal Manie słynny Szkot zrobił siebie bohaterem komiksu. W Niewidzialnych nie jest co prawda tak bezpośredni, bo łysemu jak on sam King Mobowi nadaje jedynie swoje nazwisko, czyniąc go pisarzem pracującym właśnie nad kolejną po Zabójczym księżycu książką. Ale to trzecia osobowość tej postaci – inną jest na przykład Gideon Starorzewski, syn polskiego artysty i angielskiej radykalnej polityczki, urodzony w Krakowie w 1960 roku.
Co tu jest prawdą? I kto jest kim? Mijamy półmetek, a odpowiedzi jest wciąż mniej niż pytań. Czy to źle? Dla fanów klasycznych komiksów owszem. Oni nie będą mieli z Niewidzialnych żadnej uciechy. Natomiast osoby poszukujące i czytelnicy pragnący innych doświadczeń niż te, które fundują im taśmowo produkowane zeszyty o niczym, będą pozytywnie zaskoczeni.
Fot. PrzeG