Napis „Wolności dla więźniów politycznych”, namalowany w stanie wojennym w centrum Puław, a później zamalowany przez władze komunistyczne, został dziś (12.12) zaprezentowany po odkryciu i renowacji. Znajduje się on na budynku u zbiegu ulic Curie-Skłodowskiej i Centralnej.
– Zależy mi na tym, żeby odkrywać historię miasta, która jest elementem tożsamości mieszkańców – mówi artysta Michał Stachyra, który zajął się przywróceniem zamalowanego napisu. – Chodzi o to, że jeden z działaczy „Solidarności”, który pracował w puławskich Azotach, został wsadzony do więzienia. Dariusz Jopowicz, który jest autorem tego napisu, i Konfederacja Ludzi Wolnych, do której należał, zdecydowali, żeby zbierać paczki dla tego więźnia politycznego. I pod wpływem właśnie takiej sytuacji postanowił zrobić ten napis, akt buntu.
– Miałem wtedy 18 lat. Powodem zrobienia tego napisu było aresztowanie znajomego moich rodziców. To był Janusz Łodyga. On wtedy był przewodniczącym „Solidarności” w Azotach. Został internowany praktycznie 13 grudnia 1981 roku. Jego rodzina została praktycznie bez środków do życia. Jego żona pracowała w laboratorium, gdzie jej przełożoną była moja mama. I mama prowadziła zbiórkę, żeby ta rodzina miała z czego żyć. W międzyczasie okazało się, że mają jeszcze chorą córkę – opowiada pan Dariusz Jopowicz.
– Mieszkałem tutaj niedaleko na ulicy Curie-Skłodowskiej. To był chwilowy impuls. Niewiele się zastanawiałem. Poszedłem do piwnicy i wziąłem pędzel oraz puszkę z farbą. To miejsce było wybrane nieprzypadkowo. W wieżowcu naprzeciwko mieszkali właśnie państwo Łodygowie. I chodziło mi o to, żeby jego rodzina wiedziała, że nie zostali sami, że ktoś o nich myśli – wyjaśnia pan Dariusz Jopowicz. – Ja wtedy biegałem. O 22.00 zakładałem dresy i przebiegałem paręnaście kilometrów. Rodzicom się mówiło, że idzie się pobiegać, a w międzyczasie takie rzeczy się robiło – śmieje się pan Dariusz.
– W czasach PRL-u Puławy były jednym z najbardziej aktywnych ośrodków opozycji politycznej, również pod kątem aktywności młodzieży. Jesienią 1979 roku, Andrzej Gorgol, ówczesny uczeń I Liceum Ogólnokształcącego im. Ks. J. Czartoryskiego w Puławach, założył organizację młodzieżową, którą nazwano Konfederacją Ludzi Wolnych – opowiada Marcin Dąbrowski z Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Lublinie. – Organizacja stawiała sobie głównie cele samokształceniowe, ale także kolportowanie bibuły czy malowanie napisów. Kiedy wybuchła „Solidarność”, także Konfederacja Ludzi Wolnych zaktywizowała swoje działania.
– To symbol stanu wojennego, walki narodu polskiego z systemem komunistycznym, który został narzucony Polsce po II wojnie światowej. Takie artefakty mają znaczenie przede wszystkim dla młodego pokolenia, dla tych, którzy nie przeżyli tamtych czasów i którzy mogą dowiedzieć się o tej historii chociażby w takich miejscach – mówi dr Robert Derewenda, dyrektor lubelskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. – Jako Instytut Pamięci Narodowej bardzo chętnie angażujemy się w takie akcje i bardzo chętnie bierzemy udział w zabezpieczaniu takich napisów, dlatego że to nasze dziedzictwo. Dziedzictwo, do którego się odwołujemy, dziedzictwo narodu polskiego, który walczył z systemem komunistycznym.
– Wpadłem na pomysł, żeby zrobić szlak podziemia Konfederacji Ludzi Wolnych, czy w ogóle solidarnościowego. Będę o tym rozmawiać z IPN-em, bo jeden z napisów jest na komendzie puławskiej. Bardzo inspirujące dla mnie jest odkrywanie historii Puław. Ta historia jest żywa i ważna dla społeczności lokalnej. Nie można tego zamalowywać, tylko trzeba odzyskiwać, bo jest to częścią naszego życia i tożsamości – stwierdza Michał Stachyra.
O tym wydarzeniu ze stanu wojennego ma też przypominać tablica, którą dziś (12.12) powieszono na budynku puławskiego „tasiemca” – czyli budynku przy ulicy Centralnej.
ŁuG / opr. ToMa
Fot. Łukasz Grabczak