Uchodźcy przebywający w miejscach zbiorowego zakwaterowania będą partycypować w kosztach zamieszkania i wyżywienia. Jak podaje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, ma to zaktywizować osoby przebywające w takich ośrodkach.
– Pomysł ma dwie strony medalu – mówi dr Karolina Podgórska z Instytutu Socjologii UMCS w Lublinie. – Z jednej strony rząd czy cały system, który zajmuje się ochroną osób, które przybyły do nas z Ukrainy, ci, ma prawo podejmować różnego rodzaju rozwiązania. Natomiast mam wrażenie, że może ono nie jest do końca przemyślane. Kluczową kwestią jest przyjrzenie się temu, jakie osoby trafiają do tych punktów, jakie pozostają w takich miejscach dłużej niż cztery przewidziane w ustawie miesiące i czy na pewno są to osoby, które nadają się do tego typu aktywizacji. Czy są w dobrej kondycji, czy nie mają jakichś obiektywnych trudności, które sprawiają, że utknęły w takich miejscach. Fakt, że będziemy od nich żądali, żeby dopłacali do swojego utrzymania, wcale ich z tego miejsca nie wyciągnie.
CZYTAJ: Chełm: Codziennie z Kijowa przyjeżdża ok. 300 uchodźców
– Jeżeli chodzi o nasze miejskie punkty zbiorowego zakwaterowania, na ten moment przebywa w nich łącznie w granicach 800 osób – mówi Magdalena Suduł z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie. – To łącznie sześć lokalizacji. Na ten moment w Lublinie w większości są to takie warunki internatowo-akademikowe. Jest jedna sala gimnastyczna, ale ona jest dość kameralna, przeznaczona maksymalnie dla 60 osób. Mieszka w nim w zasadzie cały przekrój społeczeństwa. W głównej mierze są to kobiety z dziećmi, ale i osoby starsze, przewlekle chore, z niepełnosprawnościami.
– Oceniamy ten pomysł bardzo negatywnie – mówią uchodźcy. – Środków katastroficznie brakuje, wypłaty są bardzo niskie, starcza tylko na podstawowe rzeczy, które można kupić: środki kosmetyczne, jakieś słodycze i tyle. A teraz trzeba będzie płacić 40 zł za jeden dzień przebywania w takim ośrodku. To jest niemożliwe. Każda osoba, która tu przebywa, ma jakieś konkretne powody. Tu nie ma osób, którym się wiedzie w życiu. Tu są samotne matki z dziećmi, seniorzy czy osoby niepełnosprawne.
– Wydaje mi się, że takie działania muszą być skorelowane z różnego rodzaju wsparciem innego typu, na przykład na rynku pracy. Jeżeli mamy do czynienia w większości na przykład z kobietami, które mają małe dzieci i trzeba im zapewnić opiekę, to ona musi być. Dzięki temu będą one mogły sobie w tym czasie poradzić i te środki gromadzić, integrować się powoli, wchodzić na rynek pracy – podkreśla dr Karolina Podgórska
– Część osób znajduje zatrudnienie – mówi Magdalena Suduł. – Najczęściej były to prace sezonowe w okresie letnim, gdzieś przy zbiorze owoców, czy w ogrodnictwie w okolicach Lublina. Część znajduje zatrudnienie czy w gastronomii czy w różnego rodzaju usługach. Oczywiście za minimalne wynagrodzenie bądź nie jest to pełny etat, tylko jakaś jego cząstka. I tak de facto środki, jakie pozyskują z tego tytułu, nie umożliwiają wynajęcia mieszkania na wolnym rynku.
– Znaleźć pracę można, owszem, ale pracodawcy oferują 12-godzinny dzień pracy. Często prosimy, by to zmienić i pracować 8 godzin. 12 to dużo – podkreślają uchodźcy.
– Znaczna część uchodźców odnalazła się na lokalnym rynku pracy – mówi Piotr Krzesiński, naczelnik Wydziału Badań i Analiz Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Lublinie. – Świadczą o tym m.in. powiadomienia o powierzeniu im pracy. Istotne jest to, czy osoby te chcą podjąć pracę, bo jest to praca na dłuższy okres, czy oczekują na możliwość powrotu do siebie. Należy pamiętać, że zdecydowana większość uchodźców to kobiety, które przekroczyły granicę razem z dziećmi. Nie zawsze istnieje możliwość zorganizowania opieki, szczególnie jeśli są to małe dzieci, więc nie ma zainteresowania podjęciem pracy.
Czy praca dla tych osób jest? – Jest, ale problemem bardzo często jest brak potwierdzonych kwalifikacji, ponieważ osoby te albo w ogóle nie pracowały (najczęściej to kobiety, które na przykład opiekowały się domem), albo – co jest chyba częstsze – nie zabrały ze sobą dokumentów, bądź te dokumenty na naszym rynku pracy nie są akceptowane – dodaje Piotr Krzesiński.
– Kolejna strona medalu jest taka, że humanitarnie jest to może niezbyt dobry krok, kiedy oczekujemy od osób w trudnej sytuacji, żeby jeszcze finansowały to schronienie, które trudno uznać za dom, gdzie nie ma prywatności, przestrzeni dla siebie – mówi dr Karolina Podgórska. – Są osoby, które bardzo tego potrzebują i w warunkach, kiedy tego nie mają, nie są w stanie podejmować ważnych decyzji życiowych. To wszystko się zapętla i bardzo trudno wtedy faktycznie zrealizować te zamiary, które stoją za tym ze strony decydentów.
– Zobaczymy, jak dany przepis zafunkcjonuje w praktyce – zaznacza Magdalena Suduł. – Trudno go oceniać na tym etapie, kiedy nie wszedł w życie. Być może w stosunku do osób, które mają w Lublinie jakieś swoje stałe źródło dochodów, nie będzie to najgorsze rozwiązanie. Natomiast musimy pamiętać, że duża grupa to są mamy z małymi dziećmi, niejednokrotnie osoby starsze, przewlekle chore, które tutaj korzystają z dostępu do służby zdrowia, leczą się. I te świadczenia – nawet jeżeli jakiekolwiek pozyskują od strony ukraińskiej – w przeliczeniu na złotówki są niewielkimi kwotami, jakie nie wystarczają na zabezpieczenie podstawowych potrzeb. Miejmy nadzieję, że ustawodawca będzie pamiętał o tych grupach i zostaną one inaczej potraktowane i zwolnione od ponoszenia tych nawet częściowych odpłatności.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji informuje, że w kosztach nie będą partycypować osoby, które nie są w stanie podjąć pracy, np. ze względu na niepełnosprawność, wiek czy trudną sytuację życiową.
Obowiązek partycypacji w kosztach pobytu dla obywateli Ukrainy wejdzie w życie 1 marca 2023 r.
InYa/ opr. DySzcz
Fot. archiwum