Mimo że widać ich wszędzie, to najczęściej muszą być niewidoczni. Dzięki nim najważniejsze sportowe imprezy na świecie są przeprowadzane bez żadnych zakłóceń. Mowa oczywiście o wolontariuszach, którzy są nieodłącznym elementem sportowych wydarzeń.
Takim wolontariuszem jest Jerzy Skoczek, który niedawno wrócił z piłkarskich mistrzostw świata w Katarze. O swoich przeżyciach związanych z turniejem, ale też o sportowej pasji opowiedział w rozmowie z Patrykiem Jakubczakiem.
Czy już dotarło do ciebie, że byłeś świadkiem największej piłkarskiej imprezy czterolecia?
– To ciągle wraca, tym bardziej że utrzymuję kontakt z kolegami, którzy również tam byli. Siłą rzeczy to wszystko się przypomina – miłe chwile, jak również te trudniejsze. To była niepowtarzalna impreza, jedyna w swoim rodzaju – przyznaje Jerzy Skoczek.
Jak to się stało, że trafiłeś do Kataru?
– Zakwalifikowałem się wcześniej jako wolontariusz na mistrzostwa Europy w Dublinie w 2020 roku, ale w związku z epidemią COVID ta impreza została trochę rozbita – opowiada Jerzy Skoczek. – Dublin jako jedyne miasto wycofał się z organizacji mistrzostw. W związku z tym straciłem możliwość udziału jako wolontariusz w mistrzostwach. Później zacząłem się zastanawiać, jaka jest najbliższa interesująca impreza. Najbliższą taką imprezą zapowiadały się mistrzostwa świata w Katarze. Odnaleźć kontakt do organizatora imprezy to w dzisiejszych czasach nie jest żaden problem. Wystarczy wejść na stronę – czy to federacji, czy lokalnego organizatora – i już wszystko wiadomo: kiedy, gdzie i jak mają zgłaszać się wolontariusze. Wypełniłem formularz, wypełniłem ankietę, wysłałem i zostałem zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną.
CZYTAJ: Argentyna piłkarskim mistrzem świata
Za co byłeś odpowiedzialny tam na miejscu? Wiemy, że wolontariat sportowy dzieli się na różne działy.
– Tych działów było ponad 30. A ja można powiedzieć, że wpadłem w jakąś rutynę zawodową – wygląda na to, że nie tylko w Polsce – ponieważ zostałem włączony do ekipy Spectator Services, czyli obsługi kibiców – mówi Jerzy Skoczek. – W Polsce najczęściej, jak jeżdżę na mecze reprezentacji, jestem kwalifikowany do pomocy osobom z niepełnosprawnościami. A tutaj temat się trochę poszerzył – pomagałem ogólnie wszystkim, którzy przychodzili na stadion – czy niepełnosprawnym, czy VIP-om, czy zwykłym kibicom.
Masz 71 lat. Skąd bierze się u ciebie pasja do uczestnictwa w tego typu wydarzeniach sportowych?
– W 2017 roku odchodziłem na emeryturę, a w tym samym roku były organizowane mistrzostwa Europy U21 w piłce nożnej. Zgłosiłem się na tę imprezę i zostałem przyjęty. Pracowałem tam jako kierowca – opowiada Jerzy Skoczek. – Poznałem wielu fajnych ludzi, m.in. dziewczynę z Warszawy, która już wcześniej była wolontariuszką. Pokazała mi zdjęcia z wcześniejszych wolontariatów, poopowiadała mi, jak to wygląda i po prostu skaleczyła mnie myślą o tym, że ja też mogę być wolontariuszem, pomimo tego, że odchodzę na emeryturę.
Kim jest według ciebie wolontariusz sportowy? Mam wrażenie, że mało kto słyszał o kimś takim jak wolontariusz sportowy.
– Myślę, że nie słyszał ktoś, kto nie interesuje się tematem – odpowiada Jerzy Skoczek. – Dosyć często zdarza się, kiedy występujemy w naszych uniformach wolontariackich (raz jest to pełny dres, innym razem tylko podkoszulka, ale wyróżniamy się z tłumu), słyszeć: „Cześć, wolontariusze. Pozdrawiamy. Trzymajcie się”. Dla kogoś, kto interesuje się sportem i wolontariatem, to nie jest nic niezwykłego. Dla kogoś, kto nie interesuje się tematem, wolontariat jest w ogóle czymś dziwnym i niepojętym. Bardzo często powtarzającym się pytaniem od osób, które nie interesują się wolontariatem, jest: „Ile wam za to płacą? Co wy z tego macie?”. Sama idea wolontariatu wskazuje wyraźnie, że nie jest to działalność zarobkowa, dla jakichś profitów, tylko po prostu praca społeczna na rzecz organizacji sportowych czy w innych dziedzinach. Wielu wolontariuszy pracuje na przykład, opiekując się osobami starszymi czy niepełnosprawnymi. Wolontariat jest czymś tak popularnym, że żeby dostać się na jakąkolwiek imprezę, trzeba stać w kolejce i wykazać się już jakimś doświadczeniem. Na mistrzostwa świata w Katarze kandydowało ponad 420 tysięcy osób, a zostało zakwalifikowanych 20 tysięcy. Widać, że to jest jakaś loteria i wolontariatem interesuje się bardzo dużo ludzi.
CZYTAJ: Katar: polski sędzia poprowadzi finał mistrzostw świata
Czy podczas mundialu miałeś możliwość oglądania spotkań?
– Jest taka zasada, którą często powtarzano, że akredytacja wolontariusza nie jest biletem wstępu na mecz. Ale wykonując swoją pracę, ja jako obsługujący kibiców – czy to wewnątrz, czy na zewnątrz stadionu – miałem możliwość oglądania, oczywiście nie w całości, ale w przerwach od mojej pracy. Podczas mojej aktywności są przerwy na odpoczynek, na spacer, na posiłek. Jest taka możliwość, żeby podczas wykonywania swoich obowiązków w krótkiej przerwie – oczywiście za zgodą liderów i supervisorów – popatrzeć na mecz przez pół godziny i zobaczyć przynajmniej najbardziej znanych zawodników – mówi Jerzy Skoczek.
Czy jakieś przeżycie z mistrzostw świata w Katarze zapadło ci najbardziej w pamięć?
– Każdy dzień był jakimś przeżyciem – podkreśla Jerzy Skoczek. – Sam przylot to było duże wydarzenie. Od wyjścia z samolotu do wyjścia przed port lotniczy do autobusu minęło nie wiem czy 15 minut. Byliśmy cały czas prowadzeni przez wolontariuszy stojących co 10 metrów, którzy pokazywali, gdzie mamy iść. Z wrażenia i przez tę szybkość nie zauważyłem nawet, kiedy przeszedłem przez odprawę paszportową. Do hotelu przyjechaliśmy o 2.00 w nocy, po ulicach kręciła się masa wolontariuszy, na boisku przed recepcją ludzie grali w piłkę. To była taka frajda, takie przeżycie… Oglądając codziennie takie rzeczy, trudno wybrać jedną rzecz, która została w sposób szczególny w pamięci.
Jerzy Skoczek wyznał, że w 2023 r. chciałby pojechać jako wolontariusz do Planicy na mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym oraz do Budapesztu na mistrzostwa świata w lekkoatletyce.
PJ / opr. WM
Fot. nadesłane