W Lublinie do manekina przyjechały… służby ratunkowe. Wszystko z powodu rzeźby śniadego mężczyzny umieszczonego na gzymsie kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu 54.
Instalacja została zamontowana wczoraj (06.09) po godzinie 22:00 i stała niecałą godzinę. Po zgłoszeniu zatroskanego mieszkańca, na miejsce przyjechała policja, straż pożarna i pogotowie. Rzeźba nie chciała jednak negocjować ze służbami, nie skoczyła też na rozłożoną dmuchaną „poduszkę”.
Za instalację „Balans”, która powstała w ramach X Festiwalu Sztuki w Przestrzeni Publicznej Otwarte Miasto/Open City, odpowiadają Monika i Tomasz Bielakowie
– Na samym początku chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że to nie jest samobójca. Nazywamy go „człowiekiem, który jest w potrzebie”. Stoi na zewnątrz nie dlatego że chce, a dlatego, że znajduje się w takiej a nie innej sytuacji, która go stawia zapewne przed jakimś bardzo ważnym wyborem – mówi Tomasz Bielak.
– O godzinie 23.06 na gzymsie została zauważona osoba – mówi młodszy brygadier Jarosław Hamaluk z wydziału operacyjnego Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie. – Do nas zgłoszenie dotarło z Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Wysłane zostały dwa zastępy: ratowniczo-gaśniczy i drabina. Po dojeździe kierujący działaniami stwierdził, że na gzymsie znajduje się osoba poszkodowana. Ratownicy przygotowali skokochron. Po podejściu pod ten budynek ze skokochronem okazało się, że jest to manekin.
– Oczywiście, że oczekiwaliśmy reakcji. Jeżeli robi się rzeźbę, która jest hiperrealistyczna, znajduje się na gzymsie i przedstawia ludzką postać, wiadomo, że kojarzy się z czymś niebezpiecznym. Nie chodziło nam o reakcje, które niestety miały miejsce wskutek jakiegoś błędu komunikacyjnego – zaznacza Tomasz Bielak.
– Skoro otrzymaliśmy zgłoszenie, to wiadomo, że do niego pojedziemy, bo jest zagrożenie życia. Dopiero na miejscu kierujący działaniem może stwierdzić, że jest to manekin – mówi Jarosław Hamaluk.
– Jeśli jakiś artysta umieszcza na gzymsie jakiegoś manekina ubranego w sposób przypominający człowieka i jest to jakaś instalacja artystyczna, która ma czemuś służyć, to z jednej strony jest to dość śmiała koncepcja, chociaż bez przesady, bo nie aż tak bardzo – mówi Janusz Koczberski, terapeuta uzależnień. – Natomiast ciekawi mnie to, że widz reaguje w sposób obywatelski. Nie przypuszczam, żeby artysta tworząc taką instalację miał taki zamiar. Powiem szczerze, że dla mnie jest to budujące, że ludzie zareagowali w sposób prospołeczny.
– Chodziło nam o to, żeby wzbudzić jakieś emocje u widzów. To swoisty test na wrażliwość. Natomiast zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ludzie zorientują się, że nie jest to żywa postać – mówi Tomasz Bielak.
– Problem polega na wrażliwości, uczuciu i na świadomości. Jeśli chodzi o granicę między sztuką a codziennym życiem, to wiadomo, że sztuka poszerza granice, prowokuje, pokazuje pewne zjawiska, które są oczywiste w sposób nieoczywisty, a odbiorca sztuki reaguje na to wedle swoich doświadczeń, upodobań, wrażliwości i wiedzy – zaznacza Janusz Koczberski.
Policja prowadzi czynności wyjaśniające. Na razie za wcześnie, by mówić o jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej. Monika i Tomasz Bielakowie podkreślają, że wszystkie służby były powiadomione o rzeźbie i jej lokalizacji oraz że posiadają wszystkie potrzebne zezwolenia.
Rzeźba wróci na gzyms, ale artyści poszli na kompromis. Mężczyzna stanie na pierwszym a nie, tak jak poprzednio, na drugim piętrze.
EwKa (opr. DySzcz)
Fot. Ewelina Kwaśniewska