W Lublinie odbyła się bitwa, w której na szczęście nikt nie ucierpiał. Była to bowiem potyczka słowna. Mowa o Lubelskiej Bitwie Nawijaczy, czyli rywalizacji na rapowe improwizacje.
– Freestyle rap jest pięknym zjawiskiem, które łączy środowisko. Wokół niego zbierają się ludzie, którzy chcą tworzyć, improwizować i dzięki niemu powstaje wspólna energia – mówi jeden z uczestników Lubelskiej Bitwie Nawijaczy.
– Dzięki freestylowi mogę się bawić słowem, a dzięki temu poszerzać swoją leksykę – dodaje inny, Krystian Szpruch.
– Dostajesz temat. Dalej możesz oprzeć się na homonimach (czyli słowach brzmiących identycznie, ale o innym znaczeniu – przyp. redakcji). Na przykład otrzymujesz słówko „zamek” i masz w głowie: zamek jako budowlę, zamek w drzwiach, zamek w kurtce. Możesz wtedy od jednego skojarzenia przejść do drugiego. Jeżeli chodzi o kurtkę, to masz na początku tego wyrazu „kurt”. Myślisz sobie, że kiedyś żył Kurt Cobain. Łączysz to i przekazujesz dalej. Od każdego kolejnego takiego punktu zaczepienia możesz rozwinąć następne skojarzenie. I to jest super – wyjaśnia, jak można tworzyć freestyle rap Krystian Szpruch
Kolejny freestyler, by wziąć udział w wydarzeniu, przejechał 153 km z okolic Sokołowa Małopolskiego, leżącego w województwie podkarpackim. – Dla mnie freestyle jest zabawą, ucieczką od prawdziwego życia. Tego się nie da nauczyć. Są osoby, które starają się tego uczyć, ale to widać. Czuć, że nie pochodzi to prosto z serca.
Takie słowne potyczki odbywają się w Lublinie regularnie.
LilKa / opr. ToMa
Fot. pixabay.com