Najpierw „zostaw, to na święta!” A potem – „jedz, bo się zepsuje!” To scenariusz w wielu polskich domach. Dlatego powstała inicjatywa „Podzielmy się”, dzięki której można oddać świąteczną nadwyżkę żywności jadłodajniom. Akcja robiona jest w dobrej wierze, ale stała się tematem do dyskusji.
– Cała akcja zaczęła się trzy lata temu i to miał być po prostu akt dobrej woli – mówi organizatorka przedsięwzięcia Maria Skołożyńska. – Podszedł do mnie bezdomny i poprosił o 2 złote. Zaproponowałam, że pójdę do sklepu i kupię mu coś do jedzenia. Okazało się, że jego największym marzeniem były jajka na twardo. Pojechałam do domu, aby je ugotować. Tam zdałam sobie sprawę, że moja babcia, jak zwykle, ugotowała za dużo i mogę się podzielić czymś więcej niż tylko jajkami – wyjaśnia.
– Akcja polega na tym, że jeśli po świętach zostało coś do jedzenia, to można zgłosić się przez stronę internetową www.podzielmysie.pl i tam dać znać, że mamy jedzenie. Wtedy umówimy się i zawieziemy jedzenie do lokalnej jadłodajni – tłumaczy Skołożyńska.
– Kierujmy się przede wszystkim bezpieczeństwem żywności szacując ryzyko mogące mieć wpływ na zdrowie człowieka – zaznacza Joanna Kamińska z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. – Jeśli chodzi o żywność przetworzoną w domu, to mam pewne wątpliwości, co do przekazywania jej, ponieważ nie wiemy z jakich składników została przygotowana, przez kogo, w jakich warunkach, kiedy została wytworzona i jak długo była przechowywana.
– Co roku Bractwo Miłosierdzia wpisywane jest na listę organizacji w ramach akcji „Podzielmy się”, gdzie można przynosić tę żywność, jednak jest to duży błąd – zaznacza Magdalena Wróbel, skarbnik Bractwa Miłosierdzia św. Brata Alberta. – Nasza organizacja nie może przyjmować przetworzonej żywności ze względu na wytyczne narzucone przez sanepid dotyczące żywienia zbiorowego. Możemy przyjąć wszelką żywność, która nie została wykorzystana podczas świąt – jest zapakowana hermetycznie lub w oryginalnym opakowaniu i ma datę ważności. Jest bardzo duże zapotrzebowanie na trwałe produkty, jak kasze, makaron czy ryż.
– Banki żywności obawiają się obrotu żywnością z drugiej ręki, ponieważ może osobę obdarowaną spotkać jakaś nieprzyjemność – warto o tym pamiętać – tłumaczy Marzena Pieńkosz-Sapieha z Banku Żywności w Lublinie. – Jeśli coś się stanie, to osoba uruchamiająca ten proces jest odpowiedzialna za osobę obdarowaną, gdyż powinna ona otrzymać pomoc w sposób godny. Oni i tak mają kłopoty, więc nie można ich deprymować jeszcze bardziej i przekazywać żywność, której nie jesteśmy pewni. Nowe inicjatywy, jak lodówki społeczne, są to fajne akcje, tylko prawdopodobnie wymagają większego dopracowania i przemyślenia, aby sprawić, żeby żywność w jak najlepszym stanie trafiła do beneficjenta.
– Można powiedzieć, że nasza akcja jest formą podzielenia się posiłkiem – uważa Michał Wolny z akcji „Jedzenie zamiast bomb Lublin”. – W każdy piątkowy wieczór przygotowujemy dużą ilość posiłków, które następnego dnia gorące podajemy osobom potrzebującym. Każda inna forma podzielenia się nadwyżką ze świątecznego stołu jest ważna. Można to przynieść pod Bramę Krakowską, ponieważ ona promuje roślinne, zdrowe jedzenie bez okrucieństwa, więc mogą być to świąteczne potrawy, które nie zawierają w sobie ryby czy mięsa – barszcz wigilijny, kompot z suszu czy sałatka warzywna.
– Od trzech lat wozimy jedzenie do wielu różnych jadłodajni i nigdy nie dostaliśmy żadnych skarg. Niektórzy nasi darczyńcy gotują specjalnie dla nas – większą ilość jedzenia, aby móc się nią podzielić. Mam ogromne zaufanie do mieszkańców Polski, bo do tej pory akcja działała świetnie – dodaje Skołożyńska.
Z posiłków przygotowywanych tylko przez kuchnię świętego Brata Alberta w okresie jesienno-zimowym korzysta około 500 potrzebujących.
LilKa
Fot. pixabay.com