Trwają poszukiwania sprawcy śmiertelnego postrzelenia Kosego – wilka żyjącego na terenie Roztoczańskiego Parku Narodowego. We poniedziałek odbyła się sekcja zwłok zabitego zwierzęcia. Wstępne wyniki potwierdzają, że jego śmierć nastąpiła od kuli.
Pisaliśmy o tej sprawie już wcześniej. CZYTAJ: Sprawa zastrzelonego wilka pod lupą policji
Kosy to doskonale znany pracownikom Parku basior – czyli samiec alfa w stadzie. Był objęty specjalnym programem ochrony. Miał założoną obrożę GPS/GSM, dzięki której pracownicy Roztoczańskiego Parku Narodowego mogli bliżej poznawać życie wilczej rodziny. Kosy zostawił samicę z młodymi.
– Nie ma wątpliwości, że wilk został brutalnie zamordowany – mówi dr Przemysław Stachyra z Roztoczańskiego Parku Narodowego. – Zwierzę zginęło w potwornych męczarniach, bo zostało trafione brzuch. Obserwowaliśmy Kosego od ponad 4 lat. Zobaczyliśmy go w 2016 roku i od tego momentu co tydzień mieliśmy z wideopułapek informacje, gdzie się przemieszcza. Potem, kiedy już miał obrożę, co 2-3 godziny wiedzieliśmy, gdzie on jest. Nie ma wilka, który dostarczyłby nam bardzo wielu informacji. Liczyliśmy też, że w kolejnych edycjach tego projektu będziemy bazować na informacjach, które nam przesyła. Teraz tego niestety nie zrobimy.
– W ubiegły piątek, 13 września pracownik Roztoczańskiego Parku Narodowego poinformował zamojską policję, że na skraju lasu, w okolicach miejscowości Lipowiec-Kolonia i Brody Małe pracownicy Parku znaleźli martwego wilka. W jego ciele była przestrzelina po kuli – informuje aspirant Dorota Krukowska–Bubiło, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Zamościu. – Policjanci na miejscu wykonali czynności procesowe. Dokonano oględzin miejsca zdarzenia, zabezpieczono również dokumentację łowiecką. Ciało wielka zostało zabezpieczone przez pracowników do badań sekcyjnych. Policjanci poszukują sprawcy tego czynu. Aktualnie sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Zamościu.
– Kiedy odłowiliśmy go w styczniu, byliśmy w siódmym niebie, ponieważ okazało się, że jest to samiec z grupy rodzinnej, jaką znaliśmy już od dłuższego czasu. Są tu od kilku lat prowadzone badania nad tym gatunku przy użyciu fotopułapek, czyli automatycznych kamer, które nagrywają życie wilków. Sylwetka Kosego i jego pysk były nam bardzo dobrze znane, ponieważ często nam się na tych fotopułapkach nagrywał. Miał od wielu lat tę samą partnerkę. Nazwaliśmy ją Debra. Te wilki miały co roku na przełomie kwietnia i maja szczenięta – opowiada dr hab. Sabina Nowak, biolog, prezes Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”.
– To był jedyny wilk, który rozmnażał się w Roztoczańskim Parku Narodowym, w samym jego sercu, w strefie ochrony ścisłej. Można więc powiedzieć, że teoretycznie był to wilk najbardziej z tego regionu zabezpieczony przed ingerencją ludzi. A jednak został przez nich zabity – mówi dr inż. Robert Mysłajek z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Uniwersytetu Warszawskiego. – Był to rdzeń projektu naukowego badającego życie wilków. To potężny cios dla Roztoczańskiego Parku Narodowego i funkcjonowania tych drapieżników w tym regionie.
– To był samiec alfa w watasze, która operowała głównie w Roztoczański Parku Narodowym. To pierwszy z wilków, którego oznaczyliśmy obrożą telemetryczną. Dzięki temu mieliśmy dość dokładne informacje, co się z nim dzieje i dzięki tej obroży doszliśmy do jego ciała – opowiada Andrzej Tittenbrun, dyrektor Roztoczańskiego Parku Narodowego. – Największy drapieżnik występujący na terenie Parku, czyli wilk, ma ogromną rolę w samoregulacji całego systemu zwierząt, które tu bytują. Jego głównym pokarmem są duże zwierzęta roślinożerne – jelenie, dziki, sarny – więc regulacja populacji tych gatunków następowała niejako samoistnie. Nie wiemy, co będzie teraz, dlatego że po śmierci przewodnika stada wataha może się rozpaść.
– Jesteśmy zbulwersowani i potępiamy ten czyn. Apelujemy jednocześnie, żeby nie osądzać myśliwych jako sprawców tego czynu. Póki co sprawca jest nieustalony. Podejmujemy daleko idącą współpracę, jeżeli chodzi o działania na rzecz jego wykrycia – mówi Wojciech Adamczyk, łowczy okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Zamościu. – Podstawowym warunkiem polowania jest wpisanie się myśliwego do książki wyjść na polowanie indywidualne. Musi przy tym określić dokładnie miejsce, w którym będzie polował. Takiego wpisu nie było, co jednoznacznie wskazuje, że był to czyn kłusowniczy.
– Kosy był najbardziej doświadczonym łowca w tej grupie rodzinnej. Wiedział najlepiej, gdzie szukać zdobyczy. Polował wspólnie ze swoją partnerką, dlatego mamy obawę, ze los Debry jest nie do końca pewny. Dlatego sprawdzamy teraz intensywnie fotopułapki i instalujemy nowe, żeby ustalić, czy ona żyje i czy nie mamy do czynienia ze śmiercią dwóch wilków – niepokoi się dr hab. Sabina Nowak.
Jak dodaje, dalszy los młodych szczeniąt jest obecnie bardzo niepewny.
Zabicie objętego ścisłą ochroną gatunkową wilka jest przestępstwem, za które grozi kara do 2 lat pozbawienia wolności.
AlF / opr. ToMa
Fot. Paweł Marczakowski, Roztoczański Park Narodowy