Pracownicy Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN znaleźli szczątki należące prawdopodobnie do żołnierza AK i WiN, Antoniego Dołęgi (na zdj.), pseudonim „Znicz”. Ciało odkryto we wtorek w miejscowości Popławy-Rogale, w powiecie łukowskim. Miejsce pochówku wskazał jeden z mieszkańców wsi, Marek Artowicz. To na jego posesji właśnie zakopano szczątki.
Antoni Dołęga był jednym z najdłużej ukrywających się żołnierzy AK. Według Artowicza zmarł on dopiero w 1982.
Mieszkańcy wsi Popławy-Rogale a także innych pobliskich miejscowości ukrywali Antoniego Dołęgę przed władzami komunistycznymi przez niemal 40 lat. Ostatnie chwilę swego życia spędził on w gospodarstwie Pawła Artowicza. Został tam po kryjomu pochowany. O miejscu pochówku wiedział syn Pawła Artowicza, Marek, który obiecał ojcu, że nie zdradzi miejsca spoczynku Antoniego Dołęgi. Po latach, kiedy skontaktowała się z nim rodzina ostatniego żołnierza niezłomnego, zmienił zdanie. – Komuna minęła i trzeba żeby ten człowiek nie leżał całe życie w lesie. Niech ma wieczny odpoczynek na cmentarzu jak każdy. Teraz spadł mi kamień z serca – wyjaśnia Marek Artowicz.
Antoni Brzozowski wspomina czasy, kiedy „Znicz” ukrywał się w jego domu rodzinnym. – Mówiliśmy o nim Kulawy Antek, ponieważ nie miał nogi. Wiedzieliśmy , że się u nas ukrywa. W zachowaniu mamy widać było napięcie, lekki niepokój, bo w przypadku wykrycia go przez władze, mogły nam grozić poważne represje. Wszyscy wiedzieliśmy, że Antoni Dołęga był poszukiwany. Milicja i chyba Urząd Bezpieczeństwa urządzały różne prowokacje. Ich funkcjonariusze chodzili po Trzebieszowie, dawali dzieciom cukierki, pytali się, czy może tu jakiś kulawy chodzi? W ten sposób próbowano przez dzieci wyciągnąć jakąkolwiek informację.
– Chwała Antoniemu, bo to jest bohater pierwszej klasy, ale też chwała mieszkańcom gminy Trzebieszów. Bardzo dużo rodzin było takich, które go ukrywały i pomagały mu przetrwać – dodaje Antoni Brzozowski.
W latach 70. Antoni Dołęga ukrywał się w rodzinnym domu Jerzego Płudowskiego. – W lecie przebywał u nas w stodole, ale na jesieni czy w zimie był w domu. Nie dałby się wziąć żywcem władzom komunistycznym. Miał przy sobie dwa granaty i pistolet. Był człowiekiem religijnym i patriotycznym. Pisał też wiersze.
Losami Antoniego Dołęgi zainteresował się jego krewny, Ronald Werelich. – Rodzina była przekonana, że nasz wuj zginął na przełomie lat 40. i 50. Wiedzieliśmy, że prowadził działalność zbrojną w okresie po II wojnie światowej i ze względu na to, że całkowicie zerwał kontakt z rodziną, założyliśmy, iż nie żyje. Od 1968 r. mój tata poszukiwał jego grobu. Kontynuowałem to, co rozpoczął mój ojciec, czyli poszukiwania wuja, od 2014 roku. Ale w tym roku dowiedziałem się, że nie zginął w latach 50., tylko prowadził działalność zbrojną do 1956 roku. Natknąłem się też na publikację dr Jarosława Kopińskiego, który opisał działalność mojego wuja właśnie do 1956 r. Z tego artykułu wynikało, że wówczas wyjechał na Ziemie Odzyskane i żył pod przybranym nazwiskiem. Idąc tym tropem, dotarłem do ludzi, którzy ukrywali go po 1956 r. Poznałem piękną historie mieszkańców Popławy-Rogale i całej gminy Trzebieszów, którzy ukrywali go przez blisko 40 lat. Szacuję, że siatka konspiracyjna mojego wuja liczyła około 200 rodzin.
Prokuratura nie potwierdza jeszcze, że odnalezione szczątki należą do Antoniego Dołęgi.
– Zleciliśmy już odpowiednie badania DNA – mówi rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie, Agnieszka Kępka. – Na tym etapie nie mamy jeszcze wystarczających informacji, żeby potwierdzić, że odnaleźliśmy szczątki właśnie Antoniego Dołęgi. Będziemy to mogli stwierdzić dopiero po przeprowadzeniu badań DNA. Na ich wyniki poczekamy prawdopodobnie kilka tygodni, ponieważ badania te są bardzo trudne.
Śledczy porównawczy materiał genetyczny pobiorą od członków rodziny Antoniego Dołęgi.
Walczył on z Niemcami podczas kampanii wrześniowej w stopniu kaprala. W trakcie okupacji działał w konspiracji. Po wojnie organizował w rejonie Łukowa akcje wymierzone przeciwko komunistom.
MaT /MaTo / PAP
Fot. powyżej Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN
Na zdj. poniżej Ronald Werelich i Jerzy Płudowski oraz obrazy namalowane przez Antoniego Dołęgę, fot. Małgorzata Tymicka