Około 200 tysięcy sztuk dzików ma zostać odstrzelonych w ramach walki z afrykańskim pomorem świń. – Koszty redukcji populacji będą bardzo duże. Eliminacja jest z pewnością pomocna w ograniczaniu rozprzestrzeniania wirusa. Niezbędne są jednak także inne działania – mówił na antenie Polskiego Radia Lublin prof. Roman Dziedzic z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie.
– Dziki są rezerwuarem tego wirusa w Europie. ASF – jak każdy organizm – ma tendencje do rozprzestrzeniania się i powiększania swojej liczebności. Utylizacja hodowli trzody chlewnej jest jednym z elementów strat, jakie występują z tego tytułu – podkreślił.
– W przeciętnych warunkach wirus może przeżywać około 3 lat. Jeżeli znajduje się na jakimś obszarze, sama eliminacja dzików nie sprawi, że teren będzie od niego wolny. Najważniejsze jest więc uświadamianie o specyfice ASF i zagrożeniach z tym związanych. Dziki nie weszły przecież na teren żadnej fermy. Wszystko przenoszą ludzie – zaznaczył gość.
– Sam reżim weterynaryjny (bioasekuracja) jest zbyt mały. Sami rolnicy powinni dbać o to, by zapobiegać przenoszeniu wirusa. To przecież oni cierpią najbardziej z powodu konsekwencji. Profilaktyka powinna polegać na tym, by eliminować wszelkie możliwe źródła przenoszenia afrykańskiego pomoru świń. Zasad muszą przestrzegać także m.in. turyści w lesie i grzybiarze – podsumował prof. Dziedzic.
Planowana redukcja populacji oznacza, że 1 dzik ma przypadać na 10 kilometrów kwadratowych.
Z gościem rozmawiał Wojciech Brakowiecki.
WB / opr. MatA
Fot. pixabay.com
CZYTAJ TAKŻE: Burza wokół odstrzału dzików