W XIX-wiecznej polskiej wsi Wigilia była najbardziej uroczystym dniem w roku. To był czas wyciszenia, na który gospodarze i gospodyni czekali, aby zasiąść przy wspólnym, specjalnie przygotowanym na ten dzień stole.
– Przy tym stole, który okazjonalnie był przykrywany obrusem i okazjonalnie używany – mówi kustosz Muzeum Wsi Lubelskiej Marzena Bury. – Wszystko dlatego, że na co dzień spożywało się proste posiłki z jednej, wspólnej misy. Najczęściej na niskim stołku lub specjalnym taborecie. Ta odświętność od codzienności była bardzo różna. Chałupy przybierane były różnymi poduchami. W czasie, kiedy jeszcze nie była popularna choinka, między obrazami na ścianie zawieszane były gałązki jodłowe, a do tego kolorowe kwiaty z bibuły. Obowiązkowo gospodarz w dzień wigilijny wnosił tak zwanego króla, czyli snop żyta – dodaje.
Gospodarz ustawiał go, a potem zasiadano do wspólnej kolacji. Na wigilijnym stole były dania przygotowane z płodów rolnych.
– Dawniej wieczór wigilijny obfitował w rożnego rodzaje wróżby. Panny często wróżyły sobie oczekując przyszłych małżonków – mówi Bury. – Szczekanie psa miało symbolizować stronę, z której przybędzie kandydat na przyszłego małżonka ma się pojawić. Były również wróżby dotyczące urodzaju – dodaje.
Tradycją było też to, by do stołu wigilijnego zasiadała zawsze parzysta liczba osób. Wierzono bowiem, że jeśli ten zwyczaj nie zostanie zachowany, przyniesie śmierć któregoś z domowników. Zapraszano więc gości, niekiedy z sierocińców, czy domów starców.
ZAlew / opr. PaW
Fot. skansen.lublin.pl
CZYTAJ: Prof. Katarzyna Smyk o polskich tradycjach wigilijnych