Liczne konserwanty, wzmacniacze smaku i emulgatory znajdziemy w większości produktów spożywczych – alarmuje Najwyższa Izba Kontroli. Według instytucji brakuje też właściwego nadzoru nad ich stosowaniem. To wnioski z najnowszej kontroli przeprowadzonej między innymi w Lubelskiem.
– Wyniki są alarmujące – mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK. – Polak zjada w ciągu roku ponad 2 kilogramy dodatków do żywności, które oznaczone są symbolami „E”. To konserwanty, przeciwutleniacze, emulgatory oraz wzmacniacze smaku.
– Najwyższy czas zająć się tym problemem, bo skutki widać w gabinetach – relacjonuje Elżbieta Szymańska, lekarz rodzinny z Przychodni Rejonowej nr 2 w Puławach. – Dodatki znajdują się nie tylko w produktach spożywczych, ale także kosmetycznych.
– Uważnie czytajmy etykietę i zwracajmy uwagę na niebezpieczne substancje – radzi dietetyk Katarzyna Rułka. – Jeżeli sami się nie uchronimy – nikt tego za nas nie zrobi. Powinniśmy sięgać po takie produkty, które mają krótkie składy. Zawsze na początku etykiety znajduje się składnik w największej ilości, a na końcu – w najmniejszej. Benzoesany, sorbiniany, azotany, czy azotyny mogą mieć działanie rakotwórcze. Niektóre związki są odpowiedzialne za nadpobudliwość u dzieci, czy różnego rodzaju reakcje alergiczne.
Mieszkańcy Puław przyznają, że rzadko czytają etykiety. – By uniknąć chemii, staramy się kupować produkty od sprawdzonych producentów – podkreślają.
– Jesteśmy szkołą kształcącą przyszłe kadry kucharzy i dietetyków. To na nas ciąży zadanie wyedukowania, czym jest zdrowa żywność oraz jak ważna jest jakość surowców w gastronomii – wymienia Lidia Nogowska, kierownik szkolenia praktycznego w Zespole Szkół nr 1 w Puławach. – Przekonujemy, że nie warto sięgać po „gotowce”.
W ramach kontroli przeanalizowano 501 powszechnie dostępnych wyrobów. Jedynie w 54 produktach, w składzie zaprezentowanym na etykietach, nie było substancji dodatkowych.
ŁuG / opr. MatA
Fot. pixabay.com