Radio Lublin wraca do tematu blokowania polowań zbiorowych przez aktywistów grupy „Lublin przeciw myśliwym”. Do jednej z pierwszych akcji doszło podczas Hubertusa lubartowskiego Koła Łowieckiego nr 33 „Lis”, kolejna interwencja miała miejsce kilka dni temu w okolicach wsi Babianka w okolicach Ostrowa Lubelskiego.
Polowanie na dziką zwierzynę miało tam urządzić Koło Łowieckie nr 76 „Jeleń” z Parczewa. Aby mu przeszkodzić, aktywiści przez kilka godzin w tamtym rejonie jeździli rowerami i spacerowali po lesie.
– Uczestniczyliśmy w 6 pędzieniach zwierzyny. Każde z nich zostało przez nas przerwane. Poruszaliśmy się głownie pieszo i na rowerach, podczas gdy myśliwi docierali tam samochodami – opowiada Michał z grupy „Lublin przeciw myśliwym”. – Staramy się pokazywać „prawdziwą twarz myślistwa”, jako – naszym zdaniem – brutalnego sportu dla przyjemności, co ukazują wyraźnie polowania zbiorowe, podczas których nagonka wygania praktycznie każde zwierzę pod lufy strzelb.
– To bzdura. Zaplanowane polowanie odbyło się w całości i zakończyło się ogniskiem – odpowiada Krzysztof Borysiuk, sekretarz Koła Łowieckiego nr 76 „Jeleń” z Parczewa. – Owszem, ci ludzie utrudniali jego przeprowadzenie, ryzykując przy tym własnym życiem i zdrowiem. Znajdowali się na linii myśliwych. Nie jest to zbyt odpowiedzialne zachowanie. Wymyślili sobie również prawo, że myśliwi nie mogą strzelać w obecności osób postronnych. A takiego prawa nie ma. Próbują oni też skłócać myśliwych z rolnikami. Na każdym kroku głoszą, że wchodzimy na teren prywatny bez zgody właściciela, a sami bez tej zgody cały dzień poruszali się po gruntach prywatnych.
– Staramy się po prostu dokumentować te sytuacje, a nie prowadzić do jakiejś eskalacji. Zachowujemy się spokojnie. Jednak niestety pojawiły się wyzwiska pod naszym adresem, a przy zakończeniu polowania, którego finałem było urządzone przez myśliwych w lesie ognisko, pojawił się alkohol – dodaje Michał z grupy „Lublin przeciw myśliwym”.
– Ognisko jest organizowane po polowaniu. Jeżeli myśliwy przekazał wówczas broń koledze, który nie pije, ma prawo poczęstować się alkoholem – stwierdza Krzysztof Borysiuk.
– To są ludzie, którzy w ogóle nie zdają sobie sprawy na czym polega łowiectwo. Nie jest tak, że mamy z tego przyjemność, ale w grę wchodzi i gospodarka, i ochrona rolnictwa. Są sytuacje, iż starsza kobieta dzwoni i płacze, że lis jej zabrał ostatnią kurę, prosząc „przyjedźcie i coś z tym zróbcie”. Są szkody rolnicze, nie mówiąc już o wielkiej akcji odstrzału dzików z powodu afrykańskiego pomoru świń. Mamy obowiązek ograniczyć populację tych zwierząt, a najskuteczniejszym rozwiązaniem w tym przypadku jest polowanie zbiorowe. Gospodarka łowiecka polega nie tylko na zabijaniu zwierząt, ale i opiece nad nimi i hodowli – stwierdza Lech Benet, prezes Koła Łowieckiego nr 33 „Lis” z Lubartowa.
– Efekt naszej akcji jest symboliczny. Bardzo ważne jest, żeby zarówno myśliwi, jak i inni mieszkańcy Lubelszczyzny wiedzieli, iż są grupy osób, którym bardzo nie podoba się forma nowoczesnego myślistwa – wyjaśnia Michał z „Lublina przeciw myśliwym”.
Grupa poinformowała też, że udaremnienie polowania było formą protestu przeciwko zmianom w prawie łowieckim. Dotyczy to między innymi modyfikacji tej ustawy w związku z zagrożeniem afrykańskim pomorem świń. Dopisano do niej punkt nakładający kary na osoby przeszkadzające myśliwym w polowaniach. Zdaniem aktywistów ograniczy to swobodę korzystania z kompleksów leśnych.
Końca konfliktu aktywistów i myśliwych nie widać.
JPie / opr. ToMa
Fot. „Lublin Przeciw Myśliwym” / nadesłane
CZYTAJ TEŻ: Aktywiści próbowali udaremnić polowanie