Nocą z 16 na 17 marca 1942 Niemcy rozpoczęli likwidację lubelskiego getta. To był początek akcji „Reinhardt” – eksterminacji Żydów na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Zginęło 1,5 miliona osób, w tym około 28 tysięcy lubelskich Żydów.
O mechanizmach nieludzkiej zbrodni, o lubelskim getcie i o tym, że to nie do końca odkryta historia – rozmawiamy z historykiem Państwowego Muzeum na Majdanku, Jakubem Chmielewskim.
– Stoimy przy Bramie Rybnej u styku ulic Rybnej i Grodzkiej, razem z Rynkiem. W zasadzie tutaj znajdowała się granica getta „B”, czyli tej części, która była wydzielona dla Żydów uprzywilejowanych. Była to grupa licząca ok. 10 tysięcy osób razem z rodzinami. Te osoby z punktu widzenia władz niemieckich były użyteczne, czyli miały być zamordowane, tylko z odroczeniem wyroku śmierci. Ilu lubelskich Żydów przeżyło? To jest ciężkie do oszacowania ze względu na to, że nie było jeszcze takich szczegółowych badań, ale na pewno była to bardzo niewielka grupa. Getto na Podzamczu było pierwszym gettem likwidowanym w ramach operacji „Reinhardt”, w związku z czym przebywająca tutaj ludność, była zaskoczona. Przynajmniej przez pierwszych kilka dni nikt nie utożsamiał tego, że Żydzi jadą na śmierć. Mamy kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt nazwisk osób, które zginęły podczas akcji likwidacyjnej. Są to nazwiska, które jeszcze figurują w dokumentach Judenratu. Te nazwiska zostały sporządzone przez członków Ostatniej Posługi, czyli formacji, która miała za zadanie na żądanie niemieckich władz bezpieczeństwa wywozić na bieżąco ciała osób, które zostały zastrzelone na terenie samego getta. Z najnowszych badań wiemy, że na terenie getta zginęło co najmniej 1000 osób plus kilkaset osób, które zginęły w tzw. akcjach specjalnych. Mowa tu o likwidacji Ochronki dla dzieci przy ul. Grodzkiej 11, likwidacji Domu Starców, który znajdował się przy ul. Krawieckiej. Osoby, które nie zostały wywiezione do obozu zagłady w Bełżcu, a zostały zamordowane w trakcie akcji likwidacyjnej, to szacunkowo liczba ok. 2000 osób. Wiemy też, wśród zamordowanych podczas akcji likwidacyjnej były osoby, na które został zrobiony donos. Żydzi donosili na Żydów. Są dokumenty z marca 1942 roku, pierwszych dni akcji likwidacyjnej. Te donosy wynikały z rozporządzeń władz niemieckich, które stwierdziły jednoznacznie, że jeżeli ktokolwiek będzie chciał ukryć Żyda, który nie ma dokumentów, które zezwalają na pobyt na terenie getta lubelskiego, podlega karze bezwarunkowej deportacji do obozu zagłady lub karze śmierci na miejscu. Był to kolejny mechanizm zastosowany przez niemieckie władze bezpieczeństwa, który miał zmobilizować Żydów do włączenia się w akcję.
Czy nie można było uratować 30 tysięcy ludzi, którzy w ciągu miesiąca stracili życie w komorach gazowych?
– Tak na dobrą sprawę nikt nie był tym zainteresowany. Pojawiło się pytanie co robić z tymi ludźmi, gdzie ich ukryć. Akcja była od początku bardzo brutalna. Przeprowadzało ją komando, liczące ok. 30 funkcjonariuszy niemieckiej policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa z Lublina. Tym komandem dowodził Herman Worthoff. Byli w to też włączeni wachtmani z Trawnik, ale w proces eksterminacji Niemcy włączyli także żydowską służbę porządkową. Mechanizm był tak zaplanowany, żeby także ofiarom nadać rys sprawców. Żydzi byli instrumentem rękach Niemców. Zawsze, mimo wszystko, pojawiała się nadzieja na przeżycie.
O godzinie 18.00 w „Bramie Grodzkiej – Teatrze NN” rozpocznie się Misterium Światła i Ciemności. Zostanie odczytany fragment listy 4,5 tysiąca mieszkańców getta. Potem na terenie dawnej dzielnicy żydowskiej w Lublinie na moment symbolicznie zgasną wszystkie światła.
Mag (opr. DySzcz)
Fot. archiwum
CZYTAJ: 76. rocznica akcji „Reinhardt”