Zastrzelił psa. Myśliwy twierdzi, że pomylił go z dzikiem

rozprawa

W Sądzie Rejonowym w Białej Podlaskiej rozpoczął się dziś (17.12.) proces mężczyzny oskarżonego o zastrzelenie z broni palnej owczarka niemieckiego. Do zdarzenia doszło w maju tego roku na łąkach w Dubicy Dolnej.

O zajściu powiadomiła służby właścicielka psa, która będąc na spacerze ze swoimi czworonogami była świadkiem zdarzenia. Jak informowała, spuszczonego ze smyczy psa zastrzelił mężczyzna, który widząc, że został przez nią zauważony, natychmiast odjechał samochodem z miejsca zdarzenia.

CZYTAJ: Spacer z psem zakończony tragedią

Oskarżony na rozprawie nie przyznał się do zarzucanym mu czynów. Odmówił też składania wyjaśnień. Jego obrońca, adwokat Stanisław Gerlach, całe zdarzenie tłumaczy pomyłką. – Pan był przekonany, że strzela do dzika. Pies był podobny do dzika: duży, mocno zbudowany w kłębie, bez smyczy i kagańca. Pani nie powinna go puszczać. Jest ASF, są przepisy Rady Gminy Wisznice, które zakazują puszczania psa bez smyczy i kagańca.

Myśliwy został w październiku skazany wyrokiem nakazowym na rok ograniczenia wolności. Mężczyzna jednak odwołał się od wyroku. – Jakikolwiek wyrok skazujący spowoduje, że ten pan straci pozwolenie na broń, więc to odwołanie było do przewidzenia – mówi adwokat właścicielki psa, Sebastian Śniosek. – Z analizy akt wynika, że oskarżony dwukrotnie  przyznał się do winy, powołując się na to, że pomylił psa z dzikiem. My w to nie wierzymy, bo osoba z 30-letnim stażem myśliwego powinna umieć odróżnić te dwa zwierzęta. Oskarżony twierdzi, że pies powinien być w kagańcu, ale skoro myśliwy pomylił go z dzikiem, to raczej nie miałoby to znaczenia.

CZYTAJ: Jest wyrok dla myśliwego, który zastrzelił psa

Jak wynikało z dzisiejszych zeznań, 57-latek zastrzelił psa na terenie obwodu łowieckiego. Do zdarzenia doszło, kiedy wraz ze swoim bratem wybrał się na indywidualne polowanie w celu odstrzału dzików.

Właścicielka zastrzelonego owczarka, Anna Czeczot, oczekuje sprawiedliwej kary dla sprawcy. – Chciałabym, żeby ten człowiek nie mógł być dalej myśliwym. Orientowałam się w urzędzie gminy, jeśli chodzi o moje prawa i obowiązki jako właścicielki zwierząt. Przeczytałam tam jasno, iż w miejscach, gdzie pies nie stanowi zagrożenia, a zwierzę reaguje na przywołania, mam prawo spuszczenia go ze smyczy. A było to takie miejsce. Nie ma tam domów, ani nie przebywają ludzie. Zresztą mój pies mieszkał w domu z nami i małymi dziećmi, więc świadczy to, że był łagodny.

Zeznania oskarżonego odczytał sędzia Piotr Marczyński: – Było około godziny 20.30, szarówka. Zauważyłem, że po mojej stronie polem biegnie zwierzę. Byłem przekonany, że to dzik. Poleciłem bratu, żeby zatrzymał samochód, a sam przy drodze, za krzakami ustawiłem się do strzału. Wycelowałem lunetą na przód zwierzęcia, w komorę i oddałem jeden strzał. Zwierzę padło. Gdy oddawałem strzał, nie widziałem tam żadnych osób. Na polu nie było żadnych osób. Po oddaniu strzału usłyszałem wołanie kobiety. To było nawoływanie psa. Po chwili zauważyłem, że jedna osoba wyszła z krzaków i zaczęła biec w moim kierunku. Zorientowałem się wtedy, że to był pies i w panice wsiadłem do samochodu. Odjechaliśmy z tego miejsca. Nie widziałem, czy ta kobieta biegnie za nami czy nie. Stamtąd pojechaliśmy prosto do domu. Nie widziałem tam żadnej kobiety. Gdybym ją widział, to na pewno nie oddałbym strzału.

Jak dodał oskarżony, w momencie oddawania strzału był w odległości około 70 metrów od zwierzęcia.

– W momencie strzału panowała ładna pogoda. Było widno, nie było żadnego zachmurzenia. Warunki były bardzo dobre – mówiła podczas rozprawy właścicielka zastrzelonego psa. – Na tym obszarze znajdują się nasze grunty. To łąka, którą dzierżawimy, przyległa do terenów, na których został zastrzelony mój pies. Nie ma żadnej informacji, jak rozległy jest obszar terenów łowieckich, dlatego uważałam, iż wyjście z psami na łąkę było rzeczą normalną. Kiedy byłam przed tym zdarzeniem na spacerze z moimi psami, zatrzymał się samochód. Pan siedzący w tym aucie, otworzył okno i z tego samochodu ostrzegł mnie: dlaczego chodzę po tym terenie i czy nie boję się, że mojego psa jakiś myśliwy może zastrzelić przez pomyłkę.  

Następna rozprawa w sprawie zabicia owczarka odbędzie się 16 stycznia. Przesłuchani na niej będą kolejni świadkowie.  

Za zabicie zwierzęcia grozi kara pozbawienia wolności do lat 3.

MaT / opr. ToMa

Fot. archiwum

Exit mobile version