Podopiecznych Lubelskiego Hospicjum im. Małego Księcia odwiedzili pomocnicy Świętego Mikołaja z workami prezentów. Nie przybyli na saniach, lecz motocyklami.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Harleyowcy odwiedzają podopiecznych Lubelskiego Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia, Lublin, 06.12.2019, fot. Piotr Michalski
Członkowie Harley Davidson Club Lublin pod czerwono-białymi ubraniami skryli skórzane kurtki.
– Ważne, żeby pomóc – mówi pan Grzegorz.
– Jesteśmy jednością w klubie – mówi pani Grażyna: – W tym roku mamy materiały opatrunkowe, pieluchy, podkłady higieniczne, cala kosmetyka.
– Wiemy, że to jest kropla w morzu potrzeb dla tych dzieci, ale przynajmniej symbolicznie możemy wykazać z nimi solidarność i wspomóc ludzi, którzy poświęcają życie, żeby im pomagać – mówi Janusz Smolak.
– Choroba czasami nas szokuje i zakłada to, że trzeba się smucić, natomiast nie zwalnia nas z obchodzenia świąt – mówi Bartłomiej Jasiocha, psycholog: – Choroba nie neguje poczucia szczęścia. Sam fakt śmiertelnej, nieuleczalnej czy długoterminowej choroby niesie ze sobą cierpienie, natomiast w tym cierpieniu musi być chwila przerwy, nadanie znaczenia i sensu. Musi być spotkanie, ciepło, bliskość, dobra opieka, która jest u nas, bo mamy fantastyczny personel. Jest duża grupa wspaniałych wolontariuszy, którzy przychodzą, odwiedzają nasze dzieci, noszą je na rękach, czytają im książki, bawią się i śpiewają. Ale każda uroczystość, żeby była uroczysta, musi być świętowana. My to robimy z ludźmi dobrej woli.
– Dziś Mikołaj odwiedził nasze najmłodsze dzieci, które są z różnorodnością jednostek chorobowych, wymagających specjalistycznego sprzętu i fachowej opieki – mówi Wiesława Zimek, pielęgniarka oddziałowa: – Jedno dziecko poszło dziś do domu. Było już w na tyle dobrej kondycji, że może być z rodzicami. Siedmioro pozostałych wciąż pozostaje pod naszą opieką. Mamy przeważnie dwulatków i trzylatków oraz jedno dziecko, które ma już 15 lat. Każdy uśmiech na twarzy naszego dziecka to też nasza radość i dzieło tych, którzy to organizują. Potrzeby są duże. Opiekę sprawujemy całodobowo. Bez darczyńców byłoby nam trudniej.
– Bardzo miło dla nas, pracowników, jest zobaczyć ludzi z sercem na dłoni, ze wzruszeniem wypisanym na twarzy, ze szczerością w oczach, którzy są z różnych bajek, a jednoczy ich cel, wspólna wartość – podkreśla Bartłomiej Jasiocha: – Ci ludzie dają coś nam, rodzinom, dzieciom. Biorą też coś od nas i od tych dzieci. Ładują akumulatory, ładują serca, oczyszczają się. Myślę, że można to nazwać pewną formą miłości. To są dla nas bardzo miłe spotkania.
Członkowie grupy Harley Davidson Club odwiedzili oddział stacjonarny hospicjum.
LilKa (opr. DySzcz)
Fot. Piotr Michalski