Część nauczycieli z IX Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Lublinie złożyła skargę na działania lubelskiego sanepidu. Chodzi o wywiad epidemiologiczny, po którym kierowano poszczególne osoby na kwarantannę. Zdaniem nauczycieli wywiad ten był nierzetelny.
– Ten wywiad to nieporozumienie – mówi Katarzyna Kasprzycka, jedna z nauczycielek z IX LO, które podpisały się pod skargą do sanepidu. – Automatycznie zostaliśmy skierowani na kwarantannę. Nikt nas nie pytał o rodzaj kontaktu z owymi uczniami. Niemal na siłę przerywaliśmy dzwoniącej z sanepidu osobie i mówiłyśmy, że nie miałyśmy kontaktu z uczniami mniejszego niż dwa metry. A przecież taka odległość jest określona przez Ministerstwo Zdrowia jako bezpieczna. Panie były głuche na te argumenty. „Uczyła pani w tej klasie?” – mówiły. Tak, uczyłam. Faktom przecież nie zaprzeczę. „To idzie pani na kwarantannę. Pani, pani mąż, rodzina, wszyscy” – słyszałam – oburza się pani Katarzyna.
– Jeżeli mamy do czynienia z nauczycielem, który uczy kilka klas, a niekiedy w dodatku uczy w 2-3 szkołach, pojawia się naraz konieczność przeprowadzenia tak dużej liczby wywiadów przez małą liczbę pracowników, że nie ma czasu rozkładać tego na czynniki pierwsze. Jeżeli więc w przypadku 2-3 osób mamy już jasny obraz sytuacji, kolejne wywiady są skracane do minimum, bo musimy zdążyć. Presja czasu ma tutaj znaczenie – tłumaczy Marta Sak, starszy asystent w Wydziale Epidemiologii Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie.
– Z kolei ja, nie mogąc doczekać się telefonu z sanepidu, sama zadzwoniłam na telefon alarmowy. Uzyskałam odpowiedź, że w związku z tym, że nie miałam bezpośredniego 15-minutowego kontaktu z daną uczennicą, nie muszę zostać objęta kwarantanną. W związku z tym, gdybym miała na pierwszą godzinę lekcyjną, w poniedziałek normalnie przyszłabym do pracy. W sobotę i niedzielę uczestniczyłam w spotkaniach rodzinnych. A w poniedziałek dostałam telefon, że i tak przechodzę na kwarantannę – opowiada Anna Szafran, nauczycielka języka francuskiego w IX LO.
– Zawsze najpierw jest kontakt z dyrekcją szkoły. W ten sposób ogólnie zapoznajemy się z sytuacją w placówce. Później kontaktujemy się już z poszczególnymi osobami. Padają pytania: jak daleko stoi nauczyciel od uczniów, czy się przemieszcza po klasie, czy podchodziły do niego dzieci, czy stosował środki ochrony osobistej? – mówi Marta Sak. – To wszystko jest brane pod uwagę przy podejmowaniu decyzji: czy ktoś zostanie skierowany na kwarantannę, czy też nie.
Kwarantanna z reguły oznacza w praktyce, że nauczyciel, który jest zdrowy, nie może uczyć.
– Uczeń nie może przebywać na terenie szkoły bez opieki. Technicznie jesteśmy przygotowani do prowadzenia w szkole nauczania w sposób zdalny. Możemy nawet za pomocą rzutnika pokazać w sali nauczyciela, który będzie zdalnie prowadził lekcję. Ale i tak ktoś na miejscu musi zajmować się klasą. Ktoś i tak musi być na zastępstwie i pilnować uczniów podczas lekcji. Ale taka sytuacja, że jeden nauczyciel prowadzi lekcje, a drugi w sali pilnuje klasy jest po prostu niewykonalna – mówi Radosław Borzęcki, dyrektor IX Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Lublinie.
– Jeżeli nauczyciel będący na kwarantannie jest chory przechodzi na L4. A jeśli czuje się dobrze, pobiera tzw. zasiłek w wysokości 80% wynagrodzenia. Dochodzi tu do absurdu. Nauczyciele, będący na kwarantannie są zdrowi i nie mogą pracować. A możemy przecież uczyć młodzież, która jest w domu i pobierać wtedy 100% wynagrodzenia – uważa Anna Szafran.
– Istnieje możliwość, że takiego nauczyciela można skierować do pracy zdalnej, na przykład z tymi klasami, które już takie nauczanie realizują. Natomiast co do zasady obowiązują nauczyciela, tak jak każdego innego pracownika, skutki prawne, które wynikają z orzeczenia o niezdolności do pracy. Ale zdarzają się sytuację, że nauczyciele będący na kwarantannie, w uzgodnieniu z dyrektorem szkoły, prowadzą zajęcia – stwierdza Jolanta Misiak z Kuratorium Oświaty w Lublinie.
– Wspólnie zgłaszamy apel, żeby sanepid przyjął naszą skargę nie jako atak, ale prośbę o rozsądne działanie w przyszłości dla naszego wspólnego dobra i bezpieczeństwa – podkreśla Katarzyna Kasprzycka.
– Lubelski Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny poprosił o pełną dokumentację w tej sprawie i wszczął postępowanie wyjaśniające. Dopiero po zapoznaniu się z tą dokumentacją i przeprowadzeniu postępowania będziemy mogli podjąć jakieś działania i przyjąć jakieś stanowisko – mówi Magdalena Smolińska-Kornas, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie.
Według informacji uzyskanych przez Radio Lublin od urzędników z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie, skarga ma być rozpatrzona niezwłocznie.
MaTo / opr. ToMa
Fot. Patryk Pawluczuk / Google Maps