Polski skoczek za dwa lata chce pobić rekord wysokości skoku ze spadochronem. Tomasz Kozłowski wzniesie się balonem do stratosfery i skoczy z 45 kilometrów. Głównym celem projektu jest zbiórka pieniędzy na budowę domów dla uchodźców klimatycznych.
Kozłowski już dwa razy swoją pasję przekuł w pomoc innym. W 2017 roku w jednym dniu wykonał 48 skoków spadochronowych. Wówczas zebrano 200 tysięcy złotych na pomoc potrzebującym. Rok później oddał 100 skoków jednego dnia i za zebraną kwotę 550 tysięcy złotych kupił 117 specjalistycznych wózków inwalidzkich dla dzieci.
Przygotowania trwają od dwóch tygodni w strefie spadochronowej w Przasnyszu. O „Jump for the Planet” z Tomaszem Kozłowskim (w samolocie Cesna 206 Turbo Soloy) rozmawiała Agata Zalewska.
Wzniesiesz się balonem, który na samej górze osiągnie objętość stadionu Wembley. Będziesz w 150-kilogramowym kombinezonie, w którym spędzisz około 5 godzin, może nawet 8 i skoczysz osiągając prędkość graniczną 1700 km/h. Czy w tym szaleństwie jest metoda?
Tak, oczywiście. Uważam, że jeżeli motywem jakiegokolwiek działania jest drugi człowiek, to można naprawdę przenieść góry. Ja nie jestem człowiekiem, który potrzebuje rekordów. Tutaj chodzi o to, żeby zwrócić uwagę ludzi na świecie na to, że żyjemy naprawdę jak „pączki w maśle”. Jest nam dobrze, mamy dostęp do wody, do prądu, jedzenie w lodówce i dach nad głową. Ja chcę po prostu dać innym ludziom taką możliwość. Chcę poprosić ludzi na świecie, żeby dali po dolarze, jednym euro, złotówce, żebyśmy mogli kupić domy dla uchodźców klimatycznych – mówi Tomasz Kozłowski.
Chciałabym, żebyś odtworzył ten dzień wylotu.
Jestem przekonany, że nie będę spał. Bardzo wcześnie będę zapakowany w ten kombinezon, około 2.00 / 3.00 nad ranem. Będziemy czekać na idealną pogodę. Na pewno będę się wznosił bardzo wcześnie rano, równo 2,5 godziny, dlatego że hel ma stałą rozszerzalność, więc to będzie 300 km/min. Potem pół godziny na górze. Będę spadał niecałe 5 minut, maksymalna prędkość może być około 1736 km/h. Jeszcze nie ustaliliśmy dokładnie na jakiej wysokości będę się otwierał, ale wydaje mi się, że na 3 tysiącach km. Chodzi o to, żeby w momencie startu nie było zupełnie wiatru, więc może być tak, że spędzę w tym kombinezonie 4/5 godzin i nie polecimy. Na drugi dzień będzie tak samo i tak samo. Jestem do tego gotowy. Myślę, że dla mnie kłopotem może być to, żebym nie zasnął po prostu w tym kombinezonie. Tak naprawdę nie boję się tego, że będę spał, ale tego, że nie będę miał możliwości przetrzeć oczu. To są tego typu historie, ale myślę, że dzięki lekarzom, czy zespołowi, który będzie mnie wspierał medycznie, da się to po prostu rozwiązać. A jeżeli nie, to okej, po prostu będę więcej mrugał. Co jest taką moją nagrodą za to wszystko, to jest to, żebym mógł dobrze widzieć to, co będę mógł widzieć, czyli słońce na czarnym niebie i ta cienka powłoka, dzięki której żyjemy, jest naprawdę cienka. Ja będę zaledwie na wysokości 45 km, a będę właściwie powyżej atmosfery.
Jesteśmy w Nowym Meksyku, bo jak wspomniałeś, w Polsce nie byłoby to możliwe.
Będę miał wzniesienie około 300 km, więc ja mogę wylecieć na przykład nad Białoruś, ale chodzi o to, że tutaj nad Europą jest bardzo gęsty ruch lotniczy. Poza tym jest tu bardzo zmienna pogoda, a tam w Nowym Meksyku jest stała pogoda i ta przestrzeń potężna na tej pustyni, daje mi możliwość bezpiecznego wylądowania gdzieś na pustkowiu.
Fizycznie jak to będzie wyglądało?
Tak jakby mnie zawieszono właściwie za łopatki. Będę leżał pod kątem 45 stopni. Najpierw będę oczekiwał na przewiezienie mnie na miejsce startu. Potem na specjalnym wózku zostanę zawieziony w pozycji właściwie leżącej i zostanę podpięty pod balon i powolutku wypuszczany w górę. Potem zostanie zwolniony taki spust i zacznę się wznosić. Najniebezpieczniejszy moment tego projektu to pierwsze 600 m. Amerykanie to nazywają „death zone”, bo jeżeli coś by się wydarzyło na tej wysokości 600 m i poniżej tej wysokości odpiąłbym się od balonu, to nie miałbym możliwości otworzenia spadochronu, nie zadziałałby automat i po prostu bym się roztrzaskał. Oczywiście będę miał mnóstwo treningów. Niecały rok będę trenować w Stanach, ale to, że tutaj w Przasnyszu skaczę tandemy nie wynika z tego, że mam ambicje do tego, żeby skakać tandemy. Zacząłem to robić, bo będę skakać właśnie na tandemowym spadochronie. On ma stabilizator, co jest najważniejsze.
To pozwoli uniknąć Ci tych obrotów, w które wpadł Feliks kilkadziesiąt sekund po tym, jak wyskoczył.
Tak. On miał bardzo poważne problemy w związku z tym. Ludzie wymyślili technologię i sposób uwolnienia tego stabilizatora tak, żebym się w niego nie owinął w kilkudziesięciu pierwszych sekundach, kiedy będę miał właściwie poczucie stanu nieważkości, bo tam nie ma żadnego oporu powietrza. Będę spadał właśnie wtedy z największą prędkością, ale nie będę tego w ogóle odczuwał.
Będziesz mógł połączyć się tam z międzynarodową stacją kosmiczną.
To było też takie dziecięce marzenie. Tak sobie pomyślałem, „dlaczego nie”. Okazało się, że zbudują system, który pozwoli mi porozmawiać z astronautami przez chwilkę. Potem będę chciał podziękować ludziom, którzy zaangażują się w projekt, bo jest możliwość zaangażowania dziesiątków, czy setek milionów ludzi. Rozmawiam już pół roku z Davidem Beaverem, Frankiem White’em z Overview Institute i z wieloma bardzo światłymi ludźmi i światowymi nazwiskami na temat tego, co można powiedzieć. Musimy zdobyć dzisiaj świadomość tego, że żyjemy na planecie. Jeżeli tego nie zrozumiemy, to po prostu zrujnujemy dom, w którym mieszkamy. I jak Barack Obama powiedział, jesteśmy pierwszym pokoleniem, które doświadcza tak dramatycznie skutków globalnego ocieplenia i zmian klimatycznych, to jesteśmy też ostatnim, które może coś z tym zrobić.
Jaki jest dla Ciebie najbardziej fascynujący moment tego skoku?
Myślę, że to będzie po wylądowaniu, kiedy zapytam ile mamy pieniędzy. Staję w moim życiu przed taką możliwością, że mogę pomóc milionom ludzi. To się po prostu nie mieści w głowie i właśnie o to chodzi, że nie jesteśmy sami na tej planecie.
Pierwszy rekord wysokości skoku ze spadochronem należał do Felixa Baumgartnera, który w 2012 roku skoczył z 39 kilometrów. Dwa lata później rekord Austriaka pobił wiceszef Google Alan Eustace, który skoczył z 41 kilometrów. Tomasz Kozłowski skoczy z 45 kilometrów.
Tomasz Kozłowski jest psychologiem, mówcą motywacyjnym, ratownikiem GOPR i skoczkiem spadochronowym.
ZAlew / opr. WT
Fot. nadesłane