Zrywamy kartkę z kalendarza świąt nietypowych. Dziś (17.08) przypada Dzień Lumpeksu. Na sklepy z tanią odzieżą mówimy też second handy, szmateksy, ciuchlandy czy… tani Armani.
Chętnych do ubierania się w nich nie brakuje.
– Jestem mamą trójki dzieci, zaopatruję się tu od wielu lat – mówi jedna z klientek. – Dzisiaj upolowałam dla najmłodszego syna buty Salomona za 12 zł. Za te buty w cenie regularnej w sklepie markowym musiałabym zapłacić kilkaset złotych więcej.
– Zawsze można kupić coś ciekawego, a jak ktoś umie dodatkowo coś przerobić, to jest super – dodają inne klientki. – Można trafić perełki w super cenie. Kiedyś ludzie się chowali, nie chcieli oglądać, a teraz są tłumy, zwłaszcza na przecenie. Naprawdę się opłaca.
– Zaczęło się od niewielkich wystawek za granicą – opowiada Angelika ze sklepu Suwak na Al. Racławickich. – Ludzie, którzy pracowali za granicą, w Niemczech czy Szwecji, zaczęli zwozić towar i nim handlować. Od tego się zaczęło. Wynajmowali powierzchnie na poczet sklepu, zwozili takie rzeczy i powstawały tzw. sieciówki.
– Fason często jest niedzisiejszy. Można samemu robić kolaże z ubrań. To często nie są modne ubrania, więc można stworzyć własną modę z tych kawałków – zauważa jedna z kupujących.
– Teraz jest moda na zero waste. Myślę, że zmierza to w dobrym kierunku, dużo ludzi chętniej korzysta ze sklepów z odzieżą używaną – zaznacza kolejna kupująca. – Jest też dużo książek i gier planszowych. Kiedyś kupiłam Monopoly w wersji angielskiej. Kosztowało 8 zł, a za nowe musiałabym zapłacić 120 zł. To była okazja.
– Ciuchlandy były w Polsce zawsze – mówi Sylwester Iżowski ze sklepu Różana Szafa. – Jak byłem mały, to było wielkim obciachem chodzenie do ciuchlandu. Jak mama mnie zaciągała, to tylko modliłem się, żeby nie zobaczył mnie nikt ze szkoły. Ciuchlandy spopularyzowały się dosyć niedawno, gdy modne stały się ubrania vintage, czyli takie bardziej niepowtarzalne. Każdy chce być ubrany inaczej niż inni, nie chce chodzić w tej samej sukience co 5 innych dziewczyn. Te ubrania stały się pożądane, stąd wielki boom na ciuchlandy.
– Zazwyczaj trzeba poświęcić trochę czasu na przejrzenie wieszaków, bo nigdy nie wiadomo, co można znaleźć – zaznacza jedna z klientek. – Dobrze poświęcić jeden dzień na taki maraton. Zazwyczaj chodzę tam, gdzie nie ma tłumów. Czasem idę ze straszymy osobami. Najlepiej chodzić w godzinach popołudniowych, wtedy można znaleźć coś naprawdę fajnego.
– Niestety ceny, jeśli chodzi o towar, który kupujemy, ciągle rosną – mówi Sylwester Iżowski. – Odkąd działamy na rynku, a działamy 5 miesięcy, ceny wzrosły u hurtowników o 20 procent, więc i ceny w naszym sklepie też musiały pójść w górę. Hurtownik przedstawia nam taką cenę i tyle musimy zapłacić. W większości lumpeksów w Lublinie ceny idą w górę. Wyprzedaże po złotówce są już rzadkością, głównie spotyka się wyprzedaże po 2 zł. Wszystkie ciuchy mamy z Wielkiej Brytanii. Przez pewien czas ściągaliśmy ubrania z USA, ale niestety było to dużo bardziej kosztowne, więc wykorzystujemy tylko dostawców z Wielkiej Brytanii.
– Kiedyś ludzie ukrywali zakupy w ciuchlandach, a teraz raczej się tym chwalą. Ja też lubię się tym pochwalić – mówi jedna z klientek.
W Polsce pierwsze sklepy z odzieżą używaną pojawiły się w PRL-u i były to komisy odzieżowe. Natomiast tradycyjne ciuchlandy pojawiły się w latach 90.
LilKa / opr. WM
Fot. pixabay.com