Mieszkańcy Bychawy przywitali Waldemara Kota – podróżnika, który własnoręcznie zbudowanym jachtem przepłynął z Polski do francuskiej miejscowości La Chapelle-sur-Erdre. Podróż trwała 40 dni.
– Myślę, że znaczenie wyprawy jest ogromne. To była podróż 40-dniowa jachtem, będącym swego rodzaju ambasadorem naszej ziemi bychawskiej, do zaprzyjaźnionego, partnerskiego miasta. To jest chyba wydarzenie warte odnotowania i niesłychanie ważne i istotne z punktu widzenia naszej dalszej przyjaźni polsko-francuskiej. Bardzo się cieszę, że taka podróż mogła dojść do finału – mówi Janusz Urban, burmistrz Bychawy.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Przywitanie podróżnika Waldemara Kota w Bychawie
– Pomysł przyszedł w trakcie budowy tej łódki: odwiedzić przyjaciół ze stowarzyszenia z miasta zaprzyjaźnionego. Najtrudniejszym momentem było podjęcie decyzji o samym starcie. W trakcie płynięcia wiara przychodziła coraz bardziej, aż w końcu się zrealizowała. Wiedziałem, że Ren jest bardzo trudnym odcinkiem podróży, ponieważ jest tam bardzo duży ruch komunikacyjny. To taka „autostrada europejska” z dużym zafalowaniem. Faktycznie było trudno, pływają tam kontenerowce. Zapamiętałem jeszcze podnośnie dla statków, jedną w Niemczech, drugą w Belgii. W Niemczech różnica poziomów to 36 m, w Belgii 73,5 m. Robi wrażenie – tłumaczy Waldemar Kot.
CZYTAJ: Tybyś u celu! 40-dniowy rejs bychawskiego podróżnika dobiegł końca
– Rzucił na początku, że jak zbuduje jacht, to popłynie do Francji. Nie traktowałam tego poważnie, nie wierzyłam w to. Coś tam sobie wymyślił i robi. Jak już ukończył tę budowę, zaczęło to nabierać kształtów. Wiedziałam, że jest uparty, postawi na swoim i to zrobi – twierdzi Beata Kot, żona podróżnika.
– Nazwa „TyByś” to inspiracja mojej żony. Wiele żon zwraca się do mężów w ten sposób. Też usłyszałem kilka razy „Ty byś coś zrobił”. I stworzyłem swojego „TyBysia” – dodaje Waldemar Kot.
– Kibicowaliśmy, przeżywaliśmy komentarze, bo były różne sceny, począwszy od banalnych kwestii związanych z cumowaniem, po różne przygody, których Waldek po drodze doświadczał – dodaje Janusz Urban.
CZYTAJ: Niezwykły rejs z Bychawy do Francji. „TyByś” pokonuje kolejne części trasy
– Pierwszego dnia, gdy wypłynęliśmy z Zalewu Zegrzyńskiego, pokonaliśmy śluzę Żerań i praktycznie w ciągu kilku minut wpadliśmy na niewidoczne kamienie na Wiśle. Było dosyć mocne uderzenie. Pojawiło się zwątpienie, czy w dalszym ciągu będą tego typu przygody. Kontynuowaliśmy rejs. Straty oceniłem dopiero po przybyciu do Francji – mówi podróżnik.
– Jestem dumna, choć czasami nerwy też mi puszczają, bo różne ma pomysły. Były takie chwile, że jak sobie rozmyślał, albo coś mu nie szło, potrafił się po prostu nie odzywać. Siedział, myślał. Nie jest to łatwa sprawa, gdy mówi się do kogoś, a on siedzi, jakby się mówiło do ściany. Niemniej jednak jakoś przetrwałam. Jesteśmy już ze sobą bardzo długo i myślę, że jeszcze nie jeden raz osiągnie jakiś sukces – dodaje Beata Kot.
– Generalnie na całej trasie spotkałem się z dużą życzliwością wśród ludzi tego wodnego, żeglarskiego świata – dodaje Waldemar Kot.
– Pan Waldemar pokazał nam, że warto marzyć. Myślę, że nasze marzenia, są na wyciągnięcie ręki. Oglądając zdjęcia z tego rejsu, dla nas z boku, jest to fajny bodziec. Pokazuje on, że marzenia się spełniają, wystarczy dobry pomysł i upór – stwierdza Magdalena Kostruba, zastępca burmistrza Bychawy.
CZYTAJ: Tybyś na półmetku. Dwudziesty dzień rejsu przez Europę podróżnika z Bychawy
– Ta podróż potwierdziła we mnie wiarę w innych, w ludzi. Zawsze można na kogoś liczyć, czy w takiej, czy w innej sytuacji. Trzeba się po prostu zatrzymać. Takim zatrzymaniem dla mnie było te 40 dni jakby odosobnienia. Zawsze znajdzie się jakaś życzliwa dusza, która wesprze – mówi podróżnik.
Waldemar Kot budował swoją łódź przez 8 lat. Rejs do Francji rozpoczął się na Zalewie Zegrzyńskim. Podczas 40-dniowej podróży Waldemar Kot, wraz ze zmieniającymi się na jachcie współpracownikami, przepłynął blisko 3 tysiące kilometrów.
Patronat nad wyprawą sprawowało Polskie Radio Lublin.
MaTo / opr. LysA
Fot. Piotr Michalski