W jednej z hodowli norek powiecie ryckim wykryto u zwierząt zakażenie koronawirusem. Hodowla liczy blisko 3600 norek, SARS-CoV-2 wykryto u 5 z nich.
– To jakieś nieporozumienie – mówi hodowca norek, u których wykryto wirusa, chcący zachować anonimowość. – Przecież to też stres dla zwierząt. W normalnej hodowli niedługo będzie rozród. Czy ciężarne samice będą łapane i testowane? Będą poronienia. To jest barbarzyństwo. Trzeba jasno powiedzieć: „Koniec, nie hodujecie, dostaniecie jakieś grosze”, a nie postępować w ten sposób.
– Norki przechodzą zakażenie bezobjawowo – mówi Lubelski Wojewódzki Lekarz Weterynarii, Paweł Piotrowski. – Są na 90-dniowej kwarantannie. Kwarantanna polega głównie na tym, że nie przemieszcza się zwierząt i pilnuje, by personel nie przemieszczał się za bardzo do innych ferm. W tej chwili raczej nie ma zagrożenia wybicia tych zwierząt. Zazwyczaj po kwarantannie robi się drugie próbkobranie i wtedy już można właściwie stwierdzić, że one to przechorują. To istotne ze względu na to, że były przypadki zakażenia się ludzi od norek. Dlatego ten czas to typowa izolacja tych zwierząt i niedopuszczanie do nich osób postronnych.
– Prawdopodobieństwo zakażenia się od norki jest tak nikłe, że graniczy z niemożliwością – twierdzi Andrzej Jakubczak, pracownik naukowy Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie oraz hodowca zwierząt futerkowych. – Norki rzadko chodzą do kościoła czy supermarketów. Nie uczestniczą w masowych spotkaniach. Są odizolowane, siedzą w pojedynczych klatkach. Jest to na wolnym powietrzu. Nie wiem, dlaczego norki są tak wyjątkowymi zwierzętami, a nie uwzględnia się kotów czy psów. Wiem, że nie jest to bardzo polityczne, bo wszyscy mamy w domu psy czy koty, kochamy je. Co by było, gdybyśmy nagle mieli je badać i ktoś wydałby polecenie uśpienia tych zwierząt?
– Mogę oprzeć się tylko na jednym doniesieniu i prawdopodobnie jeszcze niezrecenzowanym, które mówi o tym, że wirus SARS-CoV-2 zakaził myszy – mówi prof. dr hab. n. med. Małgorzata Polz-Dacewicz, kierowniczka Zakładu Wirusologii z Laboratorium SARS Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. – Prawdopodobnie w organizmie myszy nastąpiła selekcja nowego wariantu, wariantu Omikron, po czym z myszy przedostał się na ludzi. Ale to na razie tylko przypuszczenia, więc trudno się do tego odnieść.
– Do bioasekuracji trzeba się dostosować. To nie jest wielka trudność. Ale najgorsze jest to, że ludzie są niedoinformowani i boją się, że na fermie wykształcił się jakiś nowy szczep i się przeniesie. Teraz głupio czuję się wśród ludzi – skarży się hodowca.
– Mimo wszystko może zapaść decyzja o wybiciu tego stada. Musiałby następować dalszy rozwój choroby, czyli jeśli kwarantanna nie dałaby oczekiwanych rezultatów – mówi Paweł Piotrowski.
– Jeżeli nie będzie roznoszenia po terenie i jakichś zaniedbań, to myślę, że nie będzie konieczności wybicia tych norek – dodaje Gustaw Jędrejek, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej. – Na dodatek nasze prawo jest tak skonstruowane, że choroba jest uznana jako choroba zwalczana z urzędu, ale za norki nie są przewidziane odszkodowania. Proponowane są tylko formy nagrody, ale to nijak ma się do tej hodowli.
– To jest bardzo iluzoryczne. Hodowcy chcieliby usłyszeć konkretne rozwiązania, na przykład ile pieniędzy proponuje się za pomoc w usypianiu zwierząt hodowcy – mówi Andrzej Jakubczak.
– Chodzi o to, że tu się nie przebranżowi. Wszystko idzie do zniszczenia. Dopóki koronawirus będzie wśród ludzi, będzie i wśród zwierząt. Przecież to ten sam wirus. Nie wiem, co chcą udowodnić. Dążą do tego, żeby zlikwidować hodowlę w Polsce – twierdzi hodowca.
– Norka na pewno musiała zostać zakażona przez człowieka, ponieważ jest to zwierzę, które nie kontaktuje się z innymi dziko żyjącymi łasicowatymi. Kwarantanna zazwyczaj daje rezultat i zakażenie szybko przechodzi – uspokaja Paweł Piotrowski.
Wykryte w powiecie ryckim ognisko jest drugim tego typu ogniskiem w naszym województwie i jedenastym w kraju.
MaTo / opr. WM
Fot. pixabay.com