Ukraina wie, że nie wejdzie do NATO, więc we wtorek (29.03), negocjując w Stambule z Rosją porozumienie o przyszłych relacjach, ogłosiła, że gotowa jest przyjąć status państwa neutralnego, jeśli jej bezpieczeństwo zagwarantuje 10 krajów członkowskich Rady Bezpieczeństwa ONZ oraz NATO, w tym Polska. Zmianę swego statusu uzależnia od całkowitego zawieszenia broni. Z kolei Rosjanie przekazali mediom, że Moskwa nie jest przeciwna wstąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej.
CZYTAJ: Ukraiński negocjator: Polska mogłaby znaleźć się wśród gwarantów bezpieczeństwa Ukrainy
O drodze Kijowa do członkostwa we wspólnocie i narastającym problemie, z jakim musi teraz zmierzyć się Ukraina nazywana spichlerzem Europy, rozmawiał w Brukseli, Jacek Bieniaszkiewicz.
CZYTAJ: Członkostwo w Unii Europejskiej i NATO. Jakie szanse ma Ukraina?
Naszym gościem jest Maciej Popowski, dyrektor Generalny ds. Polityki Sąsiedztwa i Negocjacji ws. Rozszerzenia Komisji Europejskiej.
– Panie dyrektorze zaraz po wybuchu wojny prezydent Zełenski złożył wniosek o to by Ukraina została przyjęta do Unii Europejskiej na prawach pełnego członka. Ten wniosek został przyjęty, ale dalszego właściwie biegu mu nie nadano. Wiele wskazuje na to, że sprawa nawet jeżeli nabierze jakiegoś biegu, to nie będą to szybkie rozmowy, żeby nie używać słowa negocjacje. Pojawiły się też wnioski ze strony Mołdawii, Gruzji, które także czekają na akcesje do Unii Europejskiej. Przypomniały o sobie również takie kraje jak Albania, której premier Edi Rama powiedział: „Czy trzeba nas zbombardować, żeby zainteresować się naszymi losami jako kolejnego członka Wspólnoty?”.
– Zacznę od tego wniosku Ukrainy, Mołdawii i Gruzji. Bo wniosek został przyjęty w sensie formalnym. Ale zgodnie z regułami gry rada, czyli państwa członkowskie, poprosiła komisję o przedstawienie opinii na ten temat. Tak to się zawsze odbywa, komisja musi nawet nie sam wniosek przeanalizować, tylko przyjrzeć się stanowi przygotowania danego kraju do członkostwa w Unii Europejskiej. Sam wniosek jest jednozdaniowy. Ale trzeba ocenić kryteria polityczne, gospodarcze i zgodność czy stopień dostosowania do europejskiego prawa. To zajmuje dużo czasu, chociaż wiemy, że Ukraina jest w sytuacji szczególnej. Te prace zaczynają się w tej chwili i taki wniosek Komisja Europejskiej przedstawi. Nie mogę powiedzieć kiedy, ale na pewno jest to priorytetem pani przewodniczącej Ursuli von der Leyen. Natomiast fakt, że reakcje na Bałkanach były dość nerwowe. Pamiętajmy, że Albania, również Macedonia Północna już od kilku lat czekają na rozpoczęcie negocjacji o członkostwo. I są do tego gotowe. Z różnych powodów do tego nie doszło. Mamy nadzieję, że właśnie zainteresowanie polityką rozszerzenia i – wzmocnione trochę przez to, co się dzieje na wschodzie – poczucie przynależności do Europy nam pozwoli te negocjacje z tymi dwoma krajami zacząć w ciągu najbliższych kilku miesięcy – wyjaśnia Maciej Popowski.
– Swoją drogą wiele więcej w ostatnich latach mówiło się o odejściu z grona Państw Wspólnoty, Wielkiej Brytanii, o Brexicie niż o przyłączaniu kolejnych członków. Ale Ukraina ma być może pewną przewagę, bo od 2014 roku jest krajem stowarzyszonym, czyli to nie był wniosek „wzięty z powietrza”?
– Zgadza się, Ukraina jest krajem stowarzyszonym podobnie jak Mołdawia i Gruzja. Te 3 kraje mają podobny status pod tym względem i te umowy stowarzyszeniowe mają także część handlową, która liberalizuje wymianę handlową pomiędzy Unią Europejska a każdym z tych państw. Umowa stowarzyszeniowa polega na stopniowym dochodzeniu do europejskich norm prawnych i standardów. Polska przechodziła przez ten sam proces od 1993 roku, kiedy polska umowa stowarzyszeniowa weszła w życie. I tutaj rzeczywiście mamy jakiś punkt zaczepienia. Na pewno tego procesu dostosowywania do europejskiego prawa Ukraina nie zaczyna od zera, ale na pewno jest jeszcze przed nią długa droga. Negocjacje są dość żmudnym procesem i polegają na uzgodnieniu zasad dostosowania się do europejskiego prawa, które samo w sobie nie podlega negocjacjom. Ono zostało przejęte przez państwa członkowskie, Parlament Europejski i samo w sobie się nie zmienia – tłumaczy Maciej Popowski.
– Czyli właściwie słowo negocjacje jest nie bardzo na miejscu, bo nie ma czego negocjować. Ten drugi kraj, który zamierza wejść w grono członków Wspólnoty musi dostosować się do reguł panujących w obecnych 27 krajach Unii Europejskiej.
– Tak, bo to jest klub 27 krajów, które chcą przyjąć do swojego grona kolejne państwo. A z kolei ono musi się zgodzić na regulamin Unii. To nie są typowe negocjacje handlowe, gdzie każda ze stron próbuje uzyskać jak najkorzystniejsze warunki. Chodzi oto jak długo dany kraj będzie się dostosowywał do europejskich przepisów, standardów itd. czy będzie w stanie sprostać i wprowadzić je w życie w dniu przystąpienia czy też później. To jest głównie przedmiotem tych uzgodnień, bo wtedy się rozmawia na temat okresów przejściowych. Myśmy też przez to przechodzili w Polsce. Najdłuższe okresy przejściowe dotyczyły kwestii zakupu ziemi i nieruchomości przez obcokrajowców, w tym ziemi rolnej. I ten najdłuższy okres przejściowy minął dopiero w 2016 roku – odpowiada Maciej Popowski.
– Wśród kluczowych tzw. rozdziałów negocjacyjnych są m.in. kwestie praworządności, wolności mediów, różnych regulacji prawnych, ale i kwestie rolne. Bo tego częścią jest także prawo nabywania ziemi przez wszystkich, którzy w Unii mieszkają.
– Zgadza się i to zawsze jest temat drażliwy. Zresztą na Ukrainie, dopiero niedawna, na kilka miesięcy przez wybuchem wojny, rząd odprowadził do liberalizacji obrotu ziemią, co było dość odważnym krokiem. Ale myślę, że do wprowadzenia pełnej swobody, jeszcze jest długa droga. W ogóle rolnictwo jest zawsze wrażliwym tematem, chociażby ze względu na dużą konkurencję na rynku produktów żywnościowych. Ukraina jest od zawsze nazywa spichrzem Europy, tak jak Polska w czasach renesansu. I już widzimy jakie globalne skutki niesie ze sobą wojna. W tej chwili praktycznie nie udaje się wywozić zboża z Ukrainy, bo nie ma jak. To ma ogromny wpływ na ceny np. pszenicy na rynkach światowych i z tego powodu cierpią kraje wydają się bardzo odległe od tego teatru wojny takie jak Egipt czy Liban. To są bardzo poważne skutki, z którymi musimy się liczyć – stwierdza Maciej Popowski.
– Czy jako bezpośredni sąsiad Ukrainy jesteśmy w stanie pomóc w wydobyciu tego zboża, które jeszcze jest na Ukrainie i dostarczyć tym potrzebującym, żeby dożywić kraje, które na braku pszenicy z tego państwa najbardziej ucierpią. Czy możemy być kolejnym pomostem między Ukrainą a innymi krajami, tak jak w tej chwili jesteśmy tym pomostem dla uchodźców?
– Na pewno tak i tym się żywo interesuję komisarz ds. spraw rolnictwa Janusz Wojciechowski, z którym na bieżąco współpracuję. Bo Ukraińcom potrzeba paliwa dla rolników, materiału siewnego, a z kolei trzeba stworzyć nowe możliwości eksportowe. Bo do tej pory to zboże z Ukrainy było wywożone głównie statkami przez Morze Czarne. Teraz ze względu na wojnę i obecność rosyjskiej marynarki wojennej, to jest praktycznie niemożliwe. Polska ma pewne możliwości. Wiem, że to jest logistycznie wykonalne, żeby zboże dostarczać do Polski koleją. I dalej też koleją albo na rynki europejskie, albo przez port w Gdańsku na rynki pozaeuropejskie. Rozmawiamy na ten temat z polskim rządem. Myślę, że coś uda się zrobić. Wiemy też, że jest spora przychylność i zrozumienie też polskich ministerstw i agencji dla tej kwestii – stwierdza Maciej Popowski.
– Oby było komu dokonać tych zasiewów. Oby ci którzy w tej chwili walczą, mieli możliwość wykonywania prac polowych i mieli gdzie te prace wykonywać.
– Niestety to jest prawda. Po pierwsze Ukraińcy w wieku 18 – 60 lat służą w wojsku, co dotyczy też rolników. Poza tym jest mnóstwo innych wyzwań: kwestia dostępu do paliwa, materiału siewnego. Ale widzimy na zdjęciach z Ukrainy zablokowane drogi chociażby rosyjskim zniszczonym sprzętem. Sprzęt wojskowy, który gdzieś tam się poniewiera po polach, niewybuchy, miny, chemikalia stosowane w sprzęcie wojskowym, to wszystko w negatywny sposób będzie wpływało na przyszłe zbiory. Dlatego rząd ukraiński wykazuje się tu dużą przezornością i mądrością, że za wszelką cenę chce uratować ten okres siewny i potem móc dotrwać do normalnych żniw. Bo zdają sobie sprawę jakie miałoby to skutki nie tylko dla nich, ale w ogóle dla światowej gospodarki – dodaje Maciej Popowski.
JB / opr. AKos
Fot. nadesłane