Dworzec PKP w Chełmie to teraz centrum logistyczne i przesiadkowe dla uchodźców z Ukrainy. Codziennie na stacje kolejową wjeżdżają pociągi z Ukrainy, dziś (16.03) między innymi z Dniepropietrowska oraz Kijowa. Składy jadą często kilka dni, bo szlaki kolejowe w Ukrainie są zniszczone. Pociągami podróżuje średnio od półtora do trzech tysięcy uchodźców.
– Gdy na stację wjeżdża pociąg, robi się bardzo gwarno i tłoczno, a służby i wolontariusze starają się jak najszybciej pomóc podróżnym – mówi koordynatorka na dworcu PKP w Chełmie, Edyta Miodońska z Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. – Obecnie mamy pociąg, który przyjechał z Ukrainy. Jest w nim ok. 2 tys. osób. To głównie matki z dziećmi. W wagonie znajdują się również osoby z niepełnosprawnościami czy osoby po amputacji nóg. Są też rodziny z dziećmi z domów dziecka. Trwa właśnie odprawa celna. Ludzie są przewożeni do dalszych punktów recepcyjnych lub udają się w dalszą podróż do Warszawy albo do pociągów specjalnych podstawionych przez InterCity, zorganizowanych przez Lubelski Urząd Wojewódzki.
– Na dworcu uchodźcy dostają doraźną pomoc – mówi wolontariuszka, pani Małgorzata. – Najpierw przyjeżdżali ludzie, którzy kogoś tu mieli. Było to widać po ubiorze i bagażach. Teraz przyjeżdżają trochę biedniejsi. Przyjeżdżają z rejonów, w których odbywają się walki. Strasznie, jak się patrzy na tych ludzi. Jak przyjeżdżają, najpierw chcą się napić i coś zjeść. Roznosimy też do pociągu. Ci, którzy tu przychodzą, dostają coś do zjedzenia.
Coraz częściej są to osoby, które nie mają w Polsce nikogo. Tak jest w sytuacji pani Krystyny: – Przyjechaliśmy ze Słowiańska. Sytuacja jest tam bardzo zła. Trwa wojna, strzelają. Wyjechaliśmy, bo bardzo się baliśmy. Jestem z 12-letnim synem i mamą. Nie mamy w Polsce nikogo, ale bardzo ładnie zostaliśmy tu przyjęci. Bardzo wam dziękujemy. Jeszcze nie wiem, gdzie pojedziemy dalej.
Na nielicznych czeka rodzina. Z Holandii po bliskich przyjechała pani Olena: – Przyjechałam z Holandii. Chcę odebrać swoją synową z wnuczką, córkę mojego brata z 11-miesięcznym dzieckiem, a także teściową z 16-letnią kuzynką. Chcę je zabrać, chcę, żeby były bezpieczne. One jadą z Dniepropietrowska. Z tego, co wiem, droga była bardzo trudna. Czekam na nie.
– Ta wojna to coś strasznego i niewiarygodnego – podkreśla kobieta. – Przyjechaliśmy z moim mężem. On pochodzi z Rosji. Jesteśmy w szoku, co się dzieje. Jego wszyscy bliscy są teraz w Rosji, a moja cała rodzina w Ukrainie. Nie rozumiem, jak mogła rozpocząć się ta wojna. To jakiś koszmar, kiedy giną ludzie, kiedy dzieci chowają się w piwnicach. Widzimy, że ludzie bardzo się zjednoczyli. Holendrzy bardzo nam pomagają. Pomogli nam nawet znaleźć busa, jako że będziemy zabierać 6 osób.
Choć zdecydowana większość osób przyjeżdża z Ukrainy do Polski, to pociąg w drugą stronę nie wraca pusty. Dziś do ojczyzny wracają nim sportowcy, którzy reprezentowali Ukrainę podczas igrzysk paraolimpijskich w Pekinie.
– Wczoraj przylecieliśmy z Pekinu do Warszawy, a dziś przyjechaliśmy do Chełma i czekamy na pociąg – mówi Olena Zajcewa z Ukraińskiego Komitetu Paraolimpijskiego. – Wracam z igrzysk paraolimpijskich, które odbyły się w Chinach. Teraz planujemy z grupą sportowców jechać do Dniepropetrowska. Czekamy na pociąg. Planujemy pojechać do swoich rodzin. Może jest trochę niepokój, ale nasze rodziny są tam, więc jedziemy do nich.
– W Chinach pokazaliśmy, że nasz kraj istnieje i wygrywa – dodaje Zajcewa. – W Pekinie była nasza walka, walka za Ukrainę, za jej niepodległość, za zwycięstwo. Uważamy, że udowodniliśmy całemu światu, że Ukraina istnieje i wygrywa. Nas jest pięcioro i wszyscy jedziemy do Dniepropetrowska. Nasz jeden zawodnik jedzie do Charkowa.
Codziennie przez dworzec PKP w Chełmie przewija się kilka tysięcy uchodźców z Ukrainy. Na dworzec przyjeżdżają także autokary, które zabierają uchodźców na zachód Europy. Dziś wyjeżdżały autobusy między innymi do Berlina i Frankfurtu.
MaK / opr. WM
Fot. archiwum